Chłopak nie miał jeszcze zamiaru całkowicie wybudzić się z tego przyjemnego i spokojnego stanu półsnu, dlatego też postanowił przewrócić się na bok i choć trochę uciec od tego natrętnego słońca. Zdał sobie jednak sprawę, że coś, a raczej ktoś mu to uniemożliwia. Całkowicie już rozbudzony uniósł lekko głowę i zobaczył na swojej piersi burzę kasztanowych loków.
Jego głowę momentalnie zalały wspomnienia z zeszłej nocy: nie mógł zasnąć, dręczony irracjonalnym strachem i uznał, że położy się bezszelestnie obok Hermiony. Jednak gdy już znalazł się blisko niej, zapragnął poczuć jej ciepło, dotknąć jej i przekonać się, że nie jest sam w tej wielkiej posiadłości; że dziewczyna jest prawdziwa. Z tego powodu zamknął ją w swoim uścisku i od razu poczuł, jak opuszcza go zdenerwowanie i napięcie. Granger działała jak balsam na jego zszargane nerwy — sama jej obecność sprawiała, że mógł od razu się rozluźnić i odetchnąć pełną piersią. Zastanawiał się też czasem, czy dziewczyna jest świadoma tego, jak swoją osobą potrafi wpływać na jego emocje.
Okazało się jednak, że Hermiona nie spała albo to on po prostu ją obudził, co trochę go zawstydziło i zbiło z tropu. Myślał, że będzie na niego zła za to, że wtargnął do jej sypialni i z początku sprawiała takie wrażenie, ale chwilę później oparła się o niego, pozwalając mu się obejmować. Draco bał się, że rozszalałe z emocji serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Czuł się jak nieszczęśliwszy człowiek na świecie, dlatego że mógł mógł zasypiać obok osoby, którą darzył tak głębokim i szczerym uczuciem.
Potem było jeszcze lepiej – dzięki słowom dziewczyny zrobiło mu się ciepło na sercu. Zaczęła opowiadać o drodze ich poznania, tego prawdziwego poznania, przeniknięciu swoich dusz, o murze nienawiści, który stopniowo się kruszył; o niezwykłej więzi, jaka się między nimi wytworzyła. Uwielbiał jej spokojny, przyjemny ton głosu; jak gdyby słuchał najpiękniejszej muzyki na świecie, która trafiała do jego serca i dodawała mu skrzydeł, chęci do życia...
Ta noc była jak marzenie. Nigdy nie przypuszczał, że będą tak koło siebie leżeć, a srebrzysty księżyc będzie zaglądał do nich przez okno. Myśl, że mają przed sobą jeszcze całe życie, niezliczoną ilość dni i nocy, napawała go zarazem szczęściem i determinacją – chciał wykorzystać cały ten czas na rozmowy z Hermioną, na słuchanie różnych opowieści z jej życia i po prostu trawienie przy jej boku... Gdy wczoraj już prawie zasypiał, ogarnął go nagle niepokój, ponieważ jego przyszłość była jedną wielką niewiadomą i nie wiedział, czy będzie czuł się jeszcze tak cudownie, trzymając w ramionach tą kruchą istotkę.
Chłopak otrząsnął się z myśli i jeszcze raz popatrzył na Hermionę, która praktycznie na nim leżała. Jak widać ich pozycja podczas snu trochę się zmieniła, ale jemu to w ogóle nie przeszkadzało. Był rad, że Gryfonka, świadomie lub też nie, przytuliła się do niego, oplatając jego tors ramionami.
Draco powoli się podniósł i zważając na to, żeby jego ruchy były delikatne i wolne, przewrócił Granger na plecy. Dziewczyna na tą niespodziewaną zmianę pozycji mruknęła coś pod nosem, ale spała dalej. Malfoy z kolei obserwował ją z niemałym rozbawieniem. Sprawiała w tej chwili wrażenie takiej bezbronnej i kruchej, lecz on doskonale wiedział, że to zupełnie mylne postrzeganie. Dziewczyna była silna i zawzięta, prawie zawsze przekonana o swojej racji. Jeszcze niedawno myślał, że jest strasznie zarozumiała z tą swoją wiedzą i uwagami, ale potem uzmysłowił sobie, że przemawia przez nią mądrość i głos sprawiedliwości.
Jej twarz, pozbawiona wszelkiego wyrazu, była lekko zaróżowiona, a kasztanowe loki rozrzucone dookoła jej głowy, zdawały się lekko połyskiwać. Gęste rzęsy rzucały długi cień na policzki, natomiast lekko uchylone malinowe usta układały się jakby do uśmiechu. Jej oddech był równy i miarowy, spała głęboko, spokojnie, od czasu do czasu mrucząc coś pod nosem. Chłopak zastanawiał się, czemu tak późno zauważył jaka jest śliczna, w naturalny i niewinny sposób. Nigdy nie postrzegał jej jako wielką piękność, tylko zwykłą kujonicę o zupełnie przeciętnej urodzie, ukrywającą się za ponaciąganymi, starymi swetrami i stertami książek. Teraz już wiedział, że to przekonanie jest całkowicie nieprawdziwe – Hermiona była zwyczajnie ładna, nawet bardzo i nie miało wielkiego znaczenia, co miała na sobie, bo we wszystkim wyglądała uroczo, choć nie zaszkodziłoby jej czasem bardziej o siebie dbać. Nie wiedział jak mógł wcześniej uważać inaczej, albo może dopiero otworzyły mu się oczy, gdy zaczął postrzegać ją jako kobietę, a nie głośną psiapsiółkę Pottera.
Nie widział ile czasu tak leżał obserwując ją, ale w pokoju było już zupełnie jasno, gdy Gryfonka wreszcie otworzyła oczy. Na początku spojrzała na niego zaspanym wzrokiem, przetarła oczy dłonią i powoli podniosła się do pozycji siedzącej. Draco zauważył, że jej koszulka lekko podwinęła się do góry, ukazując płaski brzuch... Zmieszany, choć do końca nie zrozumiał dlaczego, odwrócił wzrok. W tej samej chwili Hermiona zdała sobie sprawę, że Malfoy leżał obok niej, prawdopodobnie cały czas bezkarnie się jej przyglądając. Zezłoszczona i speszona zerwała się na równe nogi, a widząc jego rozbawienie, spowodowane jej reakcją, podenerwowała się jeszcze bardziej.
– Co się stało, Hermiono? Aż tak bardzo przeraził cię mój widok?
– Nie mów, że cały czas gapiłeś się na mnie, gdy spałam...
– Nie cały czas. Najwyżej jakąś godzinę – sprostował z ironicznym uśmiechem. Także wstał z łóżka i jakby nigdy nic zaczął układać pościel, podczas gdy dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem. – Swoją drogą nie sądziłem, że możesz tak chrapać. To było okropne, moje uszy ledwo wytrzymały ten...
– W takim razie trzeba było wrócić do swojej sypialni, Malfoy! I tam cieszyć się samotnością i spokojem – warknęła.
Ślizgon zmierzył ją po raz kolejny rozbawionym spojrzeniem zatrzymując wzrok na jej nieujarzmionych, splątanych włosach sterczących na wszystkie strony świata. Powstrzymał się przed głębokim westchnieniem...
– Ale zaraz – powiedziała nagle coś sobie przypominając – przecież ja nie chrapię...
– Wiem, żartowałem – przyznał się bez bicia.
Granger zacisnęła zęby i spiorunowała go wzrokiem. Wyglądała uroczo będąc zarówno wkurzoną i zawstydzoną.
Draco trochę inaczej wyobrażał sobie ten poranek... Nie wiedział do końca na co liczył, może na jakieś czułe powitanie i nawiązanie do wczorajszej nocy? A może to tylko on odebrał tą sytuację zbyt emocjonalnie i cieszył się jak głupi? Czyżby stał się zbytnio uczuciowy i oczekiwał zbyt wiele? Chyba tak, postać Hermiony diametralnie go zmieniła: z nieczułego i zimnego arystokraty, przekonanego o swojej wyższości, stał się niepewnym, wrażliwym chłopakiem. To odkrycie strasznie go przeraziło, ale gdy potem spojrzał w lśniące orzechowe oczy dziewczyny, uznał, że mu to nie przeszkadza, bo chciał się dla niej zmienić, stać się bardziej ludzkim w relacjach z innymi.
– Wszystko w porządku, Draco? – zapytała nagle ze zmartwieniem.
Był ciekaw, co właśnie wyczytała z jego twarzy – rozczarowanie, niezdecydowanie czy skrywaną radość – że jej postawa zmieniła się w jednej chwili. Po jej poważnym spojrzeniu i zaciśniętych dłoniach, uświadomił sobie, że ona także jest niepewna.
– Tak, wszystko jest jak w najlepszym porządku – posłał jej szczery uśmiech, od którego twarz Hermiony pojaśniała. – Przebierz się i razem zrobimy coś na śniadanie.
– Ach... Śniadanie? Zrobić?...Jasne – odpowiedziała bez entuzjazmu, bezskutecznie wymuszając na sobie uśmiech.
Malfoy prawie zapomniał, że Granger nie lubi i kompletnie nie umie gotować. Widać było, że jest lekko zestresowana, co z kolei bardzo go rozśmieszyło. Był w błędzie; on właśnie liczył na taki poranek.
Ubrał na siebie luźną, szarą koszulkę i granatowe spodnie. Umył dokładnie zęby, a potem przemył twarz zimną wodą. Niechętnie spojrzał na swoje odbicie w lustrze i lekko się skrzywił. Oczywiście wiedział, że jest zabójczo przystojny i zadawał sobie sprawę ze swojej atrakcyjności, ale ostatnio jego twarzy nie opuszczała chorobliwa bladość. Wiedział, że jest to spowodowane tym, że ostatnie tygodnie spędził zamknięty w ciemnym lochu, za karę wymierzoną mu przez matkę...
Jego głowę zalały momentalnie bolesne wspomnienia, które były tak dotkliwe i wyraźne, że znów poczuł się jakby był uwięziony w klatce i nie miało znaczenia, czy miał zamknięte lub otwarte oczy, gdyż i tak nic nie widział, mógł tylko krążyć po omacku, jak ślepiec, żeby nie zwariować z tej bezczynności. Wręcz czuł zapach wilgoci i stęchlizny, jaki ostatnio cały czas mu towarzyszył. Strach momentalnie go sparaliżował i potrzebował chwili, by się uspokoić i przypomnieć sobie, że to już minęło, że jest teraz z Hermioną i nic innego nie ma znaczenia. Powiedział dziewczynie, że spędził parę dni w zamknięciu, gdy w rzeczywistości było to parę tygodni...
Wziął parę wdechów i oparł się o zimną ścianę. Czasami zastanawiał się jak to możliwe, że jeszcze nie złamał się psychicznie, będąc tak traktowanym przez rodziców. Wmawiał sobie tym razem, że to normalne, że zasłużył sobie na takie coś, bo sprzeciwił się woli ojca, lecz Granger miała rację mówiąc, że matka nie ma prawa traktować swojego dziecka klątwami i zamykać go w czterech ścianach, sprawiając, że powoli zacznie wariować. Dobrze, że chłopak był już przyzwyczajony do tych metod, bo inaczej nie byłby w stanie teraz żartować i cieszyć się chwilą. Zresztą dla Hermiony był gotowy znieść to wszystko; mógł ponieść najwyższą cenę, by tylko móc spotykać się z dziewczyną. To ona trzymała go przy życiu i być może uratowała od całkowitego zepsucia. Kto wie, kim by był, gdyby nie ona; dalej dręczyłby słabszych w Hogwarcie? Pastwiłby się nad losem szlam i mugolaków? Używałby niewybaczalnych zaklęć i czerpałby z tego radość? Ta myśl go przerażała. Wprawdzie jego negatywne nastawianie do jego wrogów się nie zmieniło i wciąż patrzył na nich z pogardą, lecz teraz nie odważyłby się ich skrzywdzić, no chyba, że tamci zaatakowali by go pierwsi. Miał nadzieję, że nawet, kiedy będzie musiał zostać już śmierciożercą, jakoś ucieknie od krzywdzenia bezbronnych osób... Nie wiedział jeszcze wtedy, jak bardzo naiwne było jego myślenie.
Okazało się, że Hermiona czekała już na niego w kuchni. Niesforne loki związała w kucyka, ale mimo tego niektóre pasma nadal śmiesznie odstawały od reszty. Miała na sobie białą koszulkę w czarne kropki i spodenki, które Draco mógłby określić mianem krótkich, gdyby nie fakt, że zakrywały większość jej ud.
Była odwrócona do niego tyłem i sprawiała wrażenie niezwykle czymś zajętej.
– Co robisz? – zapytał, podchodząc do niej.
– Och, zauważyłam ten odbiornik i próbuję go nastawić – wskazała na dość stare radio, które stało na szafce pod oknem.
Ślizgon w ogóle go nie używał i nawet nie pamiętał, kto je tutaj postawił; w tym domu nigdy nie słyszał żadnej muzyki.
– Wiesz, że ono odbiera magiczne fale radiowe, prawda?
– Tak. Widziałam takie w domu Rona – powiedziała, nadal przyciskając guziki.
Chłopak prychnął tylko lekceważąco pod nosem i zaczął wyciągać składniki na naleśniki z lodówki. Był ciekaw ile razy Hermiona gościła w domu Wieprzleja. Zdawał sobie sprawę, że przyjaźnili się odkąd pamiętał, ale jak to tak pasowało, żeby dziewczyna spędzała czas w jego marnej posiadłości? Nie mogliby wyskoczyć na miasto zamiast tego? Nigdy nie wiadomo, co Wiewiórowi mogłoby przyjść do głowy... Przypomniał sobie nagle, że rudy ma siostrę, z którą Granger się przyjaźni i nieco go to uspokoiło. Powinna w takim razie powiedzieć „ w domu Ginny”, a nie wymieniać imię tego ześwirowanego Gryfona.
Całe pomieszczenie zalała nagle muzyka – w miarę spokojna, amerykańska piosenka, opowiadająca o jakieś podróży. Draco zbytnio się w nią nie wysłuchiwał, zajęty wymienianiem w myślach wad Weasleya: brzydki, piegowaty, zero inteligencji, brak jakkichkolwiek zdolności, a już szczególnie w qudditchu...
– Draco, czy jesteś zły, dlatego że wspomniałam o Ronie?
Nawet nie zauważył, kiedy Hermiona stanęła obok niego. Wyglądała na bardzo wesołą, jej oczy błyszczały, a z twarzy nie schodził uśmiech. Był to piękny widok i chłopak mimowolnie uniósł kąciki ust.
– Nie. Co z tego, że o nim wspomniałaś? Przecież niby się przyjaźnicie, więc nie mam powodów do gniewu. Co z tego, że byłaś w jego w domu? To nie ma dla mnie znaczenia.
– Nie wierzę, że przejmujesz się takim czymś – zaśmiała się. Nie dała się nabrać na jego sztucznie obojętny ton.
– Właśnie powiedziałem, że się nie przejmuję. Kim? Tobą i Weasleyem? Skądże, ja tylko po prostu...
– To kochane, naprawdę – przerwała mu, patrząc na niego z rozbawieniem. – Nie myślałam, że mógłbyś być zazdrosny o Rona czy Harry’ego.
No tak, Malfoy uświadomił sobie, że obok jego dziewczyny kręci się jeszcze Potter, Złoty Chłopiec. To wcale nie sprawiło, że poczuł się lepiej.
– Nie jestem zazdrosny! – powiedział to nieco zbyt głośno.
Co się z nim działo? Dlaczego tracił nad sobą kontrolę? Gdzie podział się jego stoicki spokój i obojętność?
– Właśnie widzę – parsknęła Granger. – Draco, nie masz powodu do obaw, nigdy nawet nie pomyślałam o żadnym z nich w ten sposób...
– Doskonale to wiem. Kto mógłby w ogóle o nich myśleć w tych kategoriach?
– Nie bądź niemiły. Chodzi o to, że ta dwójka jest dla mnie jak rodzina. Nic więcej.
Z rodziną przynajmniej nie robi się żadnych nieprzyzwoitych rzeczy, pomyślał.
– Zdaję sobie z tego sprawę, a teraz skończymy już ich temat...
– Dobrze, ale przestań być taki wkurzony.
– Wcale nie jestem – zaprzeczył, posyłając jej ponure spojrzenie. – Mogłabyś wsypać tutaj szklankę mąki?
Wskazał głową na miskę, do której wlewał właśnie mleko.
Hermiona westchnęła tylko nad jego zachowaniem i sięgnęła po opakowanie. Siłowała się chwilę z otwarciem, aż w końcu zbyt mocno pociągnęła za końce i znaczna część białej zawartości wysypała się na obok stojącego Malfoya.
Chłopak zaklął pod nosem i popatrzył z oburzeniem na swoją towarzyszkę.
– Ojeju! Draco, bardzo cię przepraszam...
– Widzę, że jesteś gotowa zrobić wszystko, żebym ściągnął ze siebie koszulkę – burknął pod nosem.
Zaczął otrzepywać swoje ubranie z mąki, a Granger nie mogąc wytrzymać, parsknęła śmiechem.
– Wyglądasz naprawdę...komicznie – wydusiła ze siebie, gdy Draco posłał jej pretensjonalne spojrzenie.
– Ty też możesz tak wyglądać.
Wyrwał jej opakowanie z ręki, a ona wiedząc już co się szykuje, momentalnie umilkła i rzuciła nogi za pas. Malfoy zaczął ją gonić po całej kuchni, gotowy do ataku.
W całym domu dało się słyszeć głośne piski i krzyki Hermiony, śmiech Dracona oraz muzykę, lecącą w tle:
If you're going to San Francisco
Be sure to wear some flowers in your hair
Pięć minut później siedzieli na kanapie w salonie, zmęczeni tą szaloną gonitwą. Draconowi udało się wysypać mąkę na włosy dziewczyny, wyglądała przez to jakby na jej lokach osiadły płatki śniegu. Gryfonka posłała mu karcące spojrzenie, ale było widać, że jest zadowolona.
Chłopak zlustrował pokój wzrokiem i uznał, że trochę przesadził, wszędzie było pełno białego proszku, sofa także została zabrudzona przez jego ubranie, ale nie miał zamiaru wstawać. Przyjemnie było siedzieć tak z Hermioną, mieć ją na wyciągnięcie ręki i widzieć jej lekki uśmiech.
– Uwielbiam tę piosenkę – Granger przerwała ciszę rozmarzonym głosem.
Malfoy dopiero wtedy zanotował, że z kuchni dobiega jakiś dźwięk.
For those who come to San Francisco
Be sure to wear some flowers in your hair
If you come to San Francisco
Summertime will be a love-in there
Draco nigdy nie rozumiał, jak można aż tak bardzo fascynować się muzyką, dla niego była ładna lub brzydka i nic więcej. Za to dla niej zdecydowanie miało to inne, głębokie znaczenie i wywoływało pozytywne emocje.
Hermiona przymknęła powieki powtarzając po cichu słowa. Było widać, że sprawia jej to wiele radości. On także postanowił bardziej się wsłuchać i zrozumieć przesłany sens, poczuć dynamikę melodii na własnej skórze i przekonać się, że coś tak błahego może poruszyć serce.
W pewnym momencie ujął ciepłą dłoń dziewczyny i momentalnie to poczuł; pragnął, żeby ta chwila i melodia zachowała się im na zawsze w pamięci; by symbolizowała im ich silne uczucie; aby mówiła im o nieskończoności i beztrosce, bo tak się właśnie teraz czuli trwając obok siebie, a czas, który tyle razy ich ograniczał, nie odgrywał teraz dla nich żadnej roli.
– Jeśli wybieracie się do San Francisco – powtórzyła cicho Hermiona, gdy piosenka finalnie dobiegła końca. Jej głos był przepełniony dziwną tęsknotą.
Ślizgon spojrzał na nią, ciekaw o czym właśnie myśli.
– Draco, wyjedźmy kiedyś do San Francisco. – zaczęła nie otwierając wciąż oczu. Zastanawiał się, jakie widzi teraz obrazy w swojej wyobraźni – Moglibyśmy siedzieć godzinami na plaży, czuć podmuch wiatru na twarzy, słuchać dźwięków oceanu i jeść lody w jakiś starych kawiarenkach. Przechadzalibyśmy się uliczkami, oglądalibyśmy sklepowe wystawy i może śmialibyśmy się z akcentu Amerykanów. A na koniec, stanęlibyśmy na tym słynnym, wiszącym moście, zaraz obok tych wszystkich aut śpieszących do jakiegoś miejsca, celu, i patrzylibyśmy jak złociste słońce chowa się za linią widnokręgu.
– Na pewno kiedyś tam pojedziemy. - odpowiedział tylko, czując gulę w gardle. Był w jakimś stopniu wzruszony i przygnębiony...
Otworzyła oczy i zwróciła na niego swój smutny wzrok, jakby doskonale zdawała sobie sprawę, że to niemożliwe, że to piękne marzenie nigdy może się nie spełnić, gdyż nie wiadomo, co przyniesie przyszłość... Draco nic już nie powiedział, tylko mocniej uścisnął jej dłoń.
Po śniadaniu, które tak naprawdę mogłoby być obiadem, Draco zaczął zmywać naczynia, a Hermiona zaoferowała, że wyczyści podłogę, by pozbyć się śladów mąki. Chłopak wytłumaczył jej więc jak trafić do schowka z miotłami i reszty środków czyszczących. Gdy skończył już swoją pracę nieco się zaniepokoił, gdyż minęło już trochę czasu, a po niej wciąż nie było śladu.
- Hermiono! – zawołał, przechodząc do salonu. – Co tyle tam robisz?
Nie usłyszał odpowiedzi. Zdziwiony wyszedł po szklanych schodach na piętro, przeszedł przez korytarz i wszedł do małego, prostokątnego pomieszczenia. Obok podłużnego okna, przez które wpadały blade promienie słoneczne, stanowiące jedyne oświetlenie, stała wysoka, drewniana półka z różnymi skrzyniami i pudełkami, a zaraz obok niej spoczywały cztery miotły, oparte o kamienną ścianę.
Chłopak zastał dziewczynę w środku i westchnął z ulgą. Granger kucała i zbierała jakieś kartki z podłogi.
– Przepraszam – powiedziała, gdy zobaczyła jego przybycie – Chciałam sięgnąć na górną półkę po płyn i przez nieuwagę zahaczyłam o pudełko i cała jego zawartość się wysypała...
Malfoy przewrócił tylko oczami, ubolewając w duchu nad jej niezdarnością. Podszedł do niej, schylił się i podniósł z ziemi zdjęcie.
Zaschło mu w ustach, gdy je zobaczył. Już całkiem o tym zapomniał, nawet nie wiedział, że takie coś znajduje się w tym miejscu. Zajrzał do pudełka, do którego Hermiona wrzuciła właśnie ostatni rysunek i zamarł. Było w nim wszystko: jego fotografie z przyjaciółmi, które zrobiono mu w dzieciństwie, bajki, które po kryjomu przynosił mu Zabini, bo Narcyza nigdy nie zadbała o to, żeby kupić, a co dopiero przeczytać mu opowieść na dobranoc, stare jak świat zabawki, liściki pisane tajnym szyfrem i ich dziecinne rysunki, całej trójki.
Jego młodość, całe dzieciństwo zostało zamknięte w tym pudełku i bezlitośnie wrzucone do tego ciemnego, zakurzonego schowka.
Nie rozumiał, czemu czuł się w tej chwili dotknięty i nieszczęśliwy. Przecież nie stało się nic wielkiego. Wychodziło na to, że Narcyza schowała przed nim wszystkie pamiątki jego młodych lat, które jako jedyne przywoływały szczęśliwe wspomnienia z jego życia i kojarzyły mu się z ciepłem, radością i rodziną.
Przypomniał sobie, że parę lat temu, czując się bardzo źle i samotnie, szukał tych rzeczy, chciał znaleźć choć jedno zdjęcie, które świadczyło, że kiedyś się uśmiechał, że jako małe dziecko bawił się z kolegami tak, jak jego rówieśnicy, ale nigdy niczego nie znalazł; w takich momentach liczył tylko na swoją pamięć, która przez tyle lat mogła zostać już zniekształcona. Ewentualnie zawsze mógł zapytać o wszystko Blaise'a, który odkąd pamiętał był jego przyjacielem, ale gdy chciał już to zrobić, czuł się dziwnie zawstydzony i odpuszczał: dlaczego miał wracać do przeszłości i pokazywać, że chce pamiętać te czasy? Dopiero teraz wszystko zostało mu zwrócone, odzyskał cząstkę siebie.
– Naprawdę niechcący to potrąciłam. Te rzeczy sprawiają ci przykrość, prawda? Nie musisz na nie patrzeć, odłożę to tam, gdzie było...
Hermiona zauważyła ile napięcia pojawiło się w jego postaci i próbowała wyciągnąć go zewnątrz, ale on wciąż stał nieruchomy i zastygły w miejscu, jak posąg.
– Draco, na litość boską! Rusz się albo chociaż coś powiedz – powiedziała błagalnie, powoli wpadając w panikę.
– Granger, nie rozumiem, czemu robisz tyle zamieszania – odezwał się spokojnie. – To tylko moje rzeczy z dzieciństwa...I jestem trochę zaskoczony, że je tutaj znalazłaś. Nic więcej.
Gryfonka zmierzyła go uważnym spojrzeniem i uniosła lekko brew do góry. Spuściła wzrok z jego twarzy na zdjęcie, które wciąż trzymał w ręce. Przedstawiało ono trzech chłopców, mogących mieć na oko z osiem lat, którzy obejmowali się ramionami w przyjaznym geście i uśmiechali się szeroko do obiektywu.
– A tutaj? – zapytała nieśmiało. – Ty stoisz w środku, z lewej jest chyba Zabini, prawda?
– Tak, to on.
– Rozpoznałam go po ciemnej karnacji. Ale nie wiem, kim jest chłopak z prawej... Przypomina trochę...
– Teodor Nott.
Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze i popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
– Przyjaźniłeś się kiedyś z Nottem? – zapytała dziwnie piskliwym głosem. – Z chłopakiem, z którym ciągle się kłócisz, bijesz i rywalizujesz?
– Uderzyłem go dwa razy. Ale tak, to ten sam debil, który na początku roku się nad tobą znęcał, a ostatnio starał się, żeby cały Slytherin mnie znienawidził i dowiedział się o tym, że jesteśmy razem.
– Ale jak... – brakowało jej słów. Było widać, że jest poruszona tym odkryciem – jak to się stało, że nagle przestaliście się przyjaźnić? Lub inaczej, czemu w ogóle zaczęliście?
Ślizgon westchnął ciężko. Chwilę się wahał, czy powinien się otworzyć i po raz pierwszy opowiedzieć komuś, jak wyglądało jego życie, nim zamieniło się w piekło. Jak swoją postawą doprowadził do upadku dobrego człowieka... Granger czekała cierpliwie, najwyraźniej rozumiejąc, jaką toczy ze sobą walkę. Wreszcie uśmiechnął się blado, smutno.
– Zawsze było nas trzech: ja, Blaise i Nott. Nasze rodziny znały się jeszcze ze szkoły i często siebie odwiedzaliśmy. Starsi z pewnością toczyli rozmowy dotyczące czasów świetności Czarnego Pana, być może ubolewali też nad jego odejściem...W każdym razie wiedzieliśmy tylko, że nie można im przeszkadzać, a sami biegaliśmy po dworze, bawiliśmy się, udawaliśmy, że jesteśmy już zdolnymi czarodziejami i że ratujemy losy świata, czasem nawet zabieraliśmy miotły ze schowka i próbowaliśmy latać. Nie pamiętam wszystkich naszych przygód i pomysłów, ale wiem, że było ich dużo... Świetnie się dogadywaliśmy. Sam czułem się jakbym był nikim, ale w ich towarzystwie nabierałem wartości. Byliśmy tylko niewinnymi, nieznającymi świata dziećmi. Wierz mi lub nie, ale to Teodor był z nas najbardziej wrażliwy. Potrafił zaopiekować się samotnym pisklęciem, płakał kiedy się kłóciliśmy i zawsze starał się nas rozweselić. To on trzymał mnie za rękę, gdy ojciec pierwszy raz mnie uderzył... Własna matka nawet nie zajrzała do mojej komnaty, tyko chłopiec, który nawet nie był świadkiem zdarzenia od razu przybiegł do mnie, jak tylko usłyszał, że jestem smutny i był w stanie trwać przy mnie bez słowa. Był taki dojrzały i mądry. Blaise'a też bardzo lubiłem, ale on był zawsze bardziej milczący, a Nott sypał na prawo i lewo swoimi radami, sprawiając, że w naszych oczach stał się prawdziwym autorytetem... Później ojciec zaczął mnie trenować, wpajać jakieś chore idee, stałem się nieczułym, wywyższającym się dupkiem i myślałem, że sam osiągnę wszystko. Nie potrzebowałem przyjaciół. W trzeciej klasie zmarła matka Notta. Pamiętam jak się śmiałem z tego, że płacze nad jej stratą, jaki bezlitosny i okropny dla niego byłem... Nie rozumiałem jego bólu, bo nie wiedziałem, co to znaczny mieć taką prawdziwą, kochającą matkę. Nigdy nie zaznałem matczynej miłości, ale z nim było odwrotnie... I tak zamiast mu pomóc, szydziłem z jego bólu, aż w końcu nasza przyjaźń się skończyła, a on zmienił się nie do poznania, tak samo jak ja wcześniej. Nie wiem, czemu Blaise wybrał mnie zamiast niego. Może myślał, że będąc takim skończonym idiotą bardziej przyda mi się towarzystwo? Może bał się, że zostanę całkiem sam i zacznę robić jeszcze więcej głupot? Może czuwał nade mną cały ten czas i nie pozwalał mi się stoczyć?
Hermiona słuchała go ze łzami w oczach. Widział w jej wzroku swego rodzaju rozczarowanie i niedowierzanie. Opowiedział jej właśnie, jak rozwalił relację trójki przyjaciół. Wiedział doskonale, że on i Zabini w dwójkę nie tworzyli tego samego, co kiedyś. Zawsze brakowało Notta, który zapełniał ciszę, gdy oni lubili zbytnio milczeć. Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Choć czasem cisza także potrafiła być ich bliskim przyjacielem...
– Próbowałeś go kiedyś za to przeprosić? Gdy byłeś już świadomy swojego błędu? – zapytała go szeptem.
– Nie miałem odwagi – odparł równie cicho.
Dziewczyna nagle zbliżyła się do niego, oparła głowę na piersi i mocno go objęła. Zaskoczony Malfoy z opóźnieniem odwzajemnił jej gest. Musiał wyglądać naprawdę żałośnie, że postanowiła go przytulić. Ale pomogło mu to. Czując ciepło jej ciała, odzyskał wewnętrzny spokój i zyskał siły...
– Draco, najważniejsze jest to, że zdajesz sobie sprawę z własnej winy. Mogłeś nie wiedzieć, jak się zachować, będąc wychowanym w takich warunkach. I choć trudno myśleć mi o Teodorze w dobrych kategoriach, to uważam, że on także rozumie, dlaczego go tak potraktowałeś. Równie dobrze możesz obwiniać się teraz bez powodu, bo może on już dawno o tym zapomniał... A poza tym zawsze możesz do niego podejść i go przeprosić jak przystało na honorowego człowieka. Wiem, że on też ostatnio był wobec ciebie nie fair, ale nie musicie wracać do dawnych relacji...
– Ech, Granger – westchnął chłopak, przyciągając ją bliżej – Zawsze potrafisz jakoś podnieść mnie na duchu i starasz się mnie zrozumieć. Dziwne, że jeszcze przy mnie jesteś, wiedząc jaki jestem okropny...
– Nie jesteś, Draco. Zmieniłeś się na lepsze.
Miał taką nadzieję, chciał wierzyć jej słowom. Pragnął stać się innym człowiekiem i zacząć żyć zgodnie z zasadami, mając u boku kasztanowłosą Gryfonkę.
Kochani!
Bardzo i to bardzo przepraszam Was za tą długą przerwę między rozdziałami. Dzisiaj wzięłam się w garść, zmoblizowałam się i powstał ten rozdział, tak pisałam go cały dzień na telefonie.
Ale cieszę się, że wreszcie coś dodaję i mam nadzieję, że Wy także.
Notka jest spokojna, prawie nic się nie dzieje, ale chciałam tutaj bardziej skupić się na postaci Dracona, na jego zmianie itd. Ocenę tekstu zostawiam Wam i liczę na jakikolwiek odzew z Waszej strony! :D
W kolejnym rozdziale będzie więcej akcji, także na razie się nie zniechęcajcie.
Pozdrawiam,
Nela.
Ps. Zapraszam Was do głosowania na bloga w Dramione Awards. Link znajduje się w Proroku i wcześniejszym poście.:)
Oj długo się naczekaliśmy, ale opłaciło się jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńMoże i spokojnie było, ale wciąż wciągająco. Fajnie przebiegają wakacje naszej zakochanej pary. Lubię jak piszesz z perspektywy Draco. Widać jego zmianę i to jak! Aż mnie za serce łapie kiedy przypominam sobie jaki był na początku niemiły względem Hermiony, a teraz widać, że ją prawdziwie kocha. Też byłam poruszona tym, że Draco przyjaźnił się z Nottem! Zrobiło mi się go żal po tym jak Malfoy opowiadał o ich przyjaźni i częściowo zrozumiałam jego wcześniejsze zachowanie. Wszystko ma jakieś powody, dlaczego ktoś zachowuje się tak, a nie inaczej. Wyciągnęłam z tego wnioski. I liczę na to, że tak jak Hermi i Blaise ratowali Draco, tak on uratuje Notta przed zatraceniem się.
CZEKAM na kolejny rozdział...Nie mów, że będzie to ostatni? :( Nela, musisz jeszcze koniecznie wrócić! Z nowym blogiem i nowymi pomysłami.
<3
Loveeee :D
OdpowiedzUsuńJest nasz romansik, nasze dramione, mój Dracze! :* Nelaa ten rozdział noo <3 Opisy czasem nudzą, ale dlatego, że wszystkie myśli pochodziły od Draca pochłaniałam każdą porcję tekstu błyskawicznie. I puściłam sobie pioseneczkę Scotta, żeby mi grała w tle. Wyobraź sobie jaki nastrój miałam. Kocham spędzać wieczorki z Hermioną i Draco! :D
Jak on ją ceni i kocha? Chyba można już to tak nazwać. Miłość kwitnie! Nawet się nie pocałowali w tym rozdziale, trochę mnie to zawiodło, ale było ciekawie. Koniec smutniejszy...Notta nadal nienawidzę, więc no... >.- Ale fajna opowieść o przyjaźni, zapamiętam ją.
Pisz, albo nie bo wtedy koniec nadejdzie później.
LOV!
Ari.
Świetny! Ich uczucie pięknie się narodziło i tak samo się rozwija. Poranek podobał mi się najbardziej ;)
OdpowiedzUsuńKochany Draco <333 Jeszcze później tu wpadnę, żeby doczytać.
OdpowiedzUsuńCzemu taki krótki rozdział?? Aaa i co będzie dalej? <333
UsuńTeraz to chyba zaczynam lubić Notta. :( Oby Draco poczuł kiedyś tą samą radość, jak ta gdy był młody.
Życzę weny i czasu na napisanie długiego rozdziału! :*
Cześć :)
OdpowiedzUsuńWszyscy piszą, że ujął ich Draco, mnie też i to bardzo, ale najbardziej podobał mi się fragment z piosenką. Może dlatego, że If you going to San Francisco słuchali moi rodzice, kiedy byłam mała i nie sądziłam, że tzw. młodsze pokolenie nadal pamięta ten klasyk. Malfoy chciał, żeby ten utwór symbolizował ich miłość i nieskończoność...Ten opis najbardziej przypadł mi do gustu. Delikatność przesłania i subtelność.
Rozdział nie był nudny, w końcu Draco i Hermiona mają wakacje, a tym samym prawo do spokojnego wypoczynku, więc jasne jest, że nie będzie nie wiadomo ile akcji.
Motyw przyjaźni trochę mnie wzruszył, trochę wkurzył, ale Nott na pewno nie zmienił się tylko dlatego że Malfoy i Zabini się od niego odwrócili. Tak, strata przyjaciół i śmierć matki to główny czynnik sprawczy, ale uważam że już wcześniej musiał mieć w sobie jakąś zawiść i ból, które sprawiły, że na początku roku prawie pobił Hermionę...
Ludzie się zmieniają i Draco jest tego najlepszym przykładem, ale coś czuję, że zaraz pójdzie to w zapomnienie, skoro Ślizgon będzie musiał stać się śmierciożercą, chyba że nie uczynisz go nim, w tej kwesti masz duże pole do popisu :P
Pozdrawiam gorąco i weny :*
~An
Jak na razie zaczęłam czytać, daję znać, że pamiętam. ;)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że ten rozdział jest dłuższy... Skończyłam go stosunkowo szybko, zazwyczaj lubiłam czytać fragmentami, gdy jechałam tramwajem, a tutaj patrzę i koniec.
UsuńRozdział uroczy. Spokojny, racja, w sam raz na takie pochmurne dni, akurat teraz słońce trochę przygrzewa, ale czuć i widać już jesień. Co do treści, co tu dużo mówić? Dialogów było mniej niż zawsze, za to więcej rozmyślań. Najbardziej dotknęło mnie to, że Draco spędził parę miesięcy w lochach, to okutne i niewybaczalne. Mam nadzieję, że nadal będzie taki silny psychicznie, bo w innym razie kiepsko to widzę. Lubię ten moment, gdy Hermiona snuje plany, a raczej głośno wypowiada swoje marzenie o podróży do San Francisco. Musi się spełnić!;)
Nelu, życzę Ci dużo weny, żebyś pogodziła pisanie rozdziałów ze szkołą :)
Lily E.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńO jak przyjemnie poczytać trochę więcej z perspektywy Draco! Rozdział już dawno przeczytany, ale miałam taki zamęt ostatnio, że wracałam do domu po północy i od razu kładłam się spać.
OdpowiedzUsuńAle jestem, jestem i taki ten rozdział romantyczny i spokojny, że aż to niewyobrażalne. Oczywiście mega przypadł mi do gustu, ale no nie mogę powstrzymać pytania : Jak ty to, kobieto zakończysz. I boję się tego momentu, kiedy wyskoczy wiadomość o treści " Epilog". Mam nadzieję, że przynajmniej będzie jakiś happy end a jak nie, to łezka mi się zapewne w oku zakręci.
Historia z Nottem! Definitywne zaskoczenie, ale w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Widać, Malfoy miał też coś na kształt dzieciństwa. Ciekawa jestem, czy jeszcze poruszysz ten wątek.
Ach ta Hermiona i jej marzenia. Ciekawe, czy naprawdę uda jej się spędzić czas z Draco w San Francisco. Czekam na więcej, kochana!
No i nie byłabym sobą, gdybym nie wsomniała o nowej miniaturce u mnie na blogu ;>
Serdeeeeecznie zapraszam <3
http://slodki-listopad-dramione.blogspot.com
Nelaaaa, nowy rozdział u mnie na blogu :) Zapraszam <3
UsuńWreszcie znalazłam chwilę, żeby tu zajrzeć. Ogromnie się ucieszyłam, gdy zobaczyłam nowy rozdział, jednak ten tydzień był dla mnie naprawdę trudny i nie miałam czasu na spokojnie poczytać, aż do teraz..
OdpowiedzUsuńTen rozdział trochę różni się od poprzednich, skupia się przede wszystkim na uczuciach. Podoba mi się, że jest pisany z perspektywy Draco, wreszcie dowiadujemy się jak to wygląda z jego strony. Cieszy mnie, że otworzył się przed Hermioną, opowiedział o swoim dzieciństwie, o tym jaki okrutny stał się później, co na pewno nie było dla niego łatwe. Widać zmianę, jaka w nim zaszła dzięki Gryfonce, stał się bardziej czuły, ludzki. Martwi mnie jednak zdanie: "Nie wiedział jeszcze wtedy, jak bardzo naiwne było jego myślenie". Wprowadza mnie w niepokój. Nie chciałabym, aby teraz, po tym wszystkim, stał się bezlitosnym mordercą. To niemal przekreśla szansę, że marzenie Hermiony, kiedykolwiek się spełni..
Bardzo spodobało mi się ich wspólne robienie śniadania, a raczej obsypywanie mąką. :p Fajnie, że wprowadzasz takie zabawne wątki, które na chwilę odciągają uwagę od problemów bohaterów.
Rozdział podoba mi się, jednak jest trochę krótki.. albo to ja za szybko go przeczytałam, bo czuję niedosyt. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejną notkę. Mam nadzieję, że tym razem trochę krócej. ;) Życzę miłego weekendu i oczywiście weny.
Pozdrawiam serdecznie! <3
~Obliviate
Mi rozdział podoba się bardzo bardzo! Jest taki emocjonalny... Naprawdę miałam ochotę się poplakac, no i oczywiście zazdroszczę Hermionie. Nie spodziewałam, się takiej historii po Draconie,ale mam nadzieję,że pogodzi się z Teodorem.
OdpowiedzUsuńWeny, weny i jeszcze raz weny. Czekam na kolejny rozdział.
Ahh, cudowny rozdział. Taki melancholijny i spokojny. Mam złe przeczucia co do końca. Mam nadzieję, że to mylne przeczucie. Draco jest taki silny i dba o Mionę <33
OdpowiedzUsuńCZEKAM na next!
NELA KIEDY ROZDZIAŁ? :( CZEKAMY!
OdpowiedzUsuńRozdział 34 na pewno pojawi się w grudniu. Pisanie mi ostatnio nie idzie i nie mam na to w ogóle czasu, ale próbuję się zmusić...Piszę w niektóre dni dalsze fragmenty. Chcę, żeby była to ostatnia notka, a muszę zawrzeć w niej sporo zdarzeń, więc tekst będzie długi i nie jestem w stanie dokładnie określić, kiedy skończę.
UsuńProszę Was jeszcze o trochę cierpliwości...
Pozdrawiam,
Nela.