poniedziałek, 12 marca 2018

Epilog




Dla Marysi.L, która jak nikt inny, motywowała mnie do pisania.


Mimo że Bitwa o Hogwart zakończyła się zwycięstwem Harry’ego Pottera już wiele lat temu i przebieg wydarzeń został szczegółowo streszczony Ministerstwu Magii, a później przedstawiony całemu magicznemu światu, to wciąż znajdowali się ciekawscy, a nawet można by rzec natarczywi, czarodzieje, autorzy wielu ksiąg historycznych i artykułów, którzy wciąż dociekliwie zasypywali gradem pytań wojennych bohaterów. Gdy tylko którykolwiek z bardziej rozsławionych uczestników bitwy pojawiał się w publicznym miejscu, zostawał momentalnie lustrowany od stóp do głów przez okolicznych przechodniów, a w powietrzu momentalnie dało się wyczuć ten rodzaj  napięcia i niezręcznej ciszy, podczas której ludzie nie wiedzą czy lepiej jest udawać, że nic się nie wie lub może otwarcie okazać swą wdzięczność i uznanie. W gazetach co jakiś czas można było przeczytać coś na temat tych makabrycznych zdarzeń, które pogrążyły magiczny wymiar w chaosie, o potężnym żniwie, jakie zebrała ta wojna i wybitnych jednostkach, które oddały życie w obronie niewinnych.
W centrum uwagi przez cały czas znajdował się Harry Potter, który osobiście pokonał najgroźniejszego czarnoksiężnika, jakiego kiedykolwiek ujrzał świat. Na równi z nim szczególne zainteresowanie zyskali także Ron Weasley, Hermiona Granger oraz Neville Longbottom. Cała czwórka została odznaczona Orderem Merlina za magiczne czyny wymagające niezwykłej odwagi. Potter za każdym razem podkreślał niezwykłą rolę przyjaciół, dzięki którym był zdolny wytrwać do samego końca i stawić czoło Lordowi Voldemortowi. Złoty medal został również przyznany innym uczestnikom wojny, nawet tym poległym i grono pedagogiczne Hogwartu razem z trójką Gryfonów dołożyła szczególnych starań, by nikt nie został zapomniany. Ron wiele razy mówił, że w rzeczywistości taki ,,kawałek żelastwa” nie był nikomu potrzebny ani pomocny w tym żałobnym czasie, ale Hermiona zawsze wtedy tłumaczyła mu, że chodziło o uczczenie pamięci zmarłych, a także i żywych bohaterów, by została pamięć, by kolejne pokolenia po prostu pamiętały i wyciągnęłý wnioski. Harry obojętnie wzruszał ramionami i zwieszał głowę w dół, myśląc o tych nieznanych ofiarach, które zostały pominięte, a którym nie zdążył pomóc…
Raz podczas wizyty w ministerstwie trójkę przyjaciół zapytano, jakie wspomnienia najbardziej zapadły im w pamięci lub wywołały najwięcej emocji.
— To było zdecydowanie, wtedy gdy uciekaliśmy z Banku Gringotta na grzbiecie smoka. Rozpoznałem od razu, że to Spiżobrzuch Ukraiński, słyszałem o nim często w opowieściach mojego brata Charlie’ego, który w Rumunii zajmował  się…Eee, nieważne — zreflektował się szybko Ron, dochodząc do wniosku, że praca ze smokami, którą wykonywał jego brat zapewne nie bardzo obchodziła słuchaczy — W każdym razie w tamtym momencie, po włamaniu się do skrytki Lestrange byliśmy o krok od złapania przez śmierciożerców. Podobnie było, gdy udaliśmy się pod przebraniem do Ministerstwa Magii, rozdzieliliśmy się i byliśmy zdani wyłącznie na siebie. To była prawdziwa misja samobójcza, która skończyła się moim rozczepieniem. Straciłem dużą część mięśni w ramieniu, bolało jak diabli…
— Pamiętam obecność moich rodziców, którzy zaraz przed ostatecznym starciem z Voldemortem pojawili się obok mnie… Pamiętam także chaos i rozpaczliwą, desperacką walkę, która wywiązała się na terenie Hogwartu. Hart ducha, determinację i nadzieję walczących. Każdy moment, w którym widziałem śmierć naszych sprzymierzeńców był ciosem prosto w serce. W pewnym momencie, gdy uciekaliśmy z płonącego Pokoju Życzeń byłem przekonany, że już nie zdążymy uciec przed ogniem i umrzemy…Największą ulgę poczułem, choć wydaje się to całkiem nienormalne w tym szaleństwie, kiedy Neville przebił mieczem Godryka Gryffindora węża, Nagini, który był…ostatnim horkruksem — powiedział Harry, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w jakiś niedostrzegalny dla reszty punkt.
Tak naprawdę inne zdarzenia odegrały na nim o wiele gorszą traumę, ale nie miał zamiaru wywlekać pewnych sytuacji na wierzch, a tym bardziej pokazywać swoich uczuć. Wiedział jednak, że nigdy nie zapomni sceny śmierci Severusa Snape’a i jego wielkiego poświęcenia, na jakie się zdobył, chroniąc i walcząc o jego dobro oraz zdobywając się na zabicie dyrektora, który wcześniej tak bardzo go o to błagał. Bo to wszystko było tylko okrutnym planem bez skaz, który miał doprowadzić Chłopca, który przeżył do tego ostatecznego starcia ze złem wcielonym. Harry był wściekły na swojego byłego profesora eliksirów, który tak po prostu dał się zabić po tym jak przez tak długi czas grał rolę szpiega w szeregach Voldemorta. Ile by oddał, by móc z nim teraz porozmawiać… W jego pamięci był jednak żywy, tak samo jak Lupin, Tonks, Fred, Dumbledore i wielu innych.
Hermiona Granger nie odpowiedziała na pytanie, tłumacząc, że jej przyjaciele powiedzieli już wszystko. Nie była gotowa opowiadać o tym, co się stało lub na nowo analizować sytuacji, w których najbardziej  zagrożone było ich życie. Część z nich była zdecydowanie zbyt osobista i nie należało kwestionować niczyich postaw, gdy nie było się pewnym, czy dożyje się następnego dnia. Jednak w jej głowie mimowolnie z tej całej gonitwy myśli, przelatujących scen pełnych krzyku i płaczu, pojawiły się trzy wspomnienia. Nie były one najbardziej znaczące, ale w głównej mierze dotyczyły jego i sprawiały wrażenie swego rodzaju szczęśliwych w czasie, w którym nie było miejsca na uśmiech lub uczucia.
Już na zawsze miała zapamiętać ogromne przerażenie, jakie ją ogarnęło, gdy zaraz po aportacji do nowego miejsca, w którym mieli się ukryć i rozłożyć namiot, natknęli się na oddział śmierciożerców liczący nie więcej niż pięć osób. Było to tak nieoczekiwane, że zarówno Harry, Ron i Hermiona gapili się przez parę sekund na swoich wrogów z identycznym zdumieniem, jakie malowało się także na ich twarzach. To było zbyt niedorzeczne, żeby dać się złapać w tak banalnie łatwy sposób, wpadając wprost w ramiona zakapturzonych, ciemnych postaci.
Nie wiedziała jak Harry’emu udało się kogoś rozpoznać, bo wszyscy mieli na twarzy paskudne, metaliczne maski, połyskujące w słabym świetle słońca, ale warknął pod nosem jakieś nazwisko i po rzuceniu na nieprzyjaciół paru klątw, kazał im wiać, po czym sam zaczął uciekać, upewniwszy się, że dwójka Gryfonów biegnie przed nim.
Ucieczka przez las nie należała do najprostszych. Ziemia była wyjątkowo wilgotna i śliska, łatwo było ugrzęznąć w błocie, musieli przeskakiwać przez spróchniałe konary drzew, omijać zielone fale promieni, odrzucać śmiercionośne zaklęcia i w dodatku posyłać te obronne do tyłu. To było jak zabawa w berka przez tor pełen przeszkód.
Nic więc dziwnego, że Hermiona chcąc rzucić Drętwotą w depczącego jej po piętach napastnika, odwróciła głowę do tyłu, zahaczyła nogą o korzeń i wywróciła się na ziemię zdzierając sobie boleśnie kolano. Ron, który biegnąc nieco się od niej oddalił, walczył już wytrwale z dwoma śmierciożercami. Próbując odeprzeć ich atak utworzył tarczę, która miała wytrzymać jeszcze przez chwilę. Natomiast Harry’ego właśnie dogoniła jakaś dwójka, w tym kobieta, która zaczęła głośno rechotać, że wreszcie dorwali Niepożądany Numer Jeden, jak wówczas określał Pottera Prorok Codzienny. Gryfon jednak szybko zatkał jej usta i z tego wszystkiego wywiązała się zaciekła bitwa.
Granger prawie natychmiast podniosła się z ziemi, w duchu dziwiąc się, że jej przeciwnik nie wykorzystał tych paru sekund na atak. Nie łamiąc sobie jednak tym głowy, wystrzeliła w niego czerwoną falą światła. Chciała jak najszybciej go pokonać, by pomóc rudowłosemu, który nie radził sobie zbyt umiejętnie z dwójką uzdolnionych śmierciożerców.
Jej przeciwnik bez problemu poradził sobie z jej czarami, odrzucając je prawie z dziecinną łatwością. Szedł prosto na nią, a ona w żaden sposób nie potrafiła go zatrzymać.
Zauważyła jednak nagle dwie rzeczy. Po pierwsze ten wysoki mężczyzna odpierając jej klątwy, rzucał także zaklęcia w kierunku Rona i jak po chwili się zorientowała nie były one wcale skierowane w jej przyjaciela. Po drugie, kiedy znalazł się bliżej niej, rozpoznała pewną elegancję i grację jego ruchów, by po sekundzie zobaczyć, że trzyma w dłoni brązową różdżkę wykonaną z głogu. Tak bardzo dobrze jej znaną…
Pisnęła głośno rozumiejąc momentalnie, że ma przed sobą Dracona Malfoya.
Opuściła różdżkę i wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w jego postać, ukrytą pod tą czarną peleryną i maską. Wyobrażała sobie wiele razy, że go spotyka, podczas którejś z ich akcji, ale tak naprawdę modliła się, by Voldemort zwolnił go ze służby i pozwolił wrócić do Hogwartu. To było dla niego o wiele bardziej bezpieczna opcja, ale jak widać Czarny Pan doskonale zdawał sobie sprawę z jego nieprzeciętnych zdolności magicznych i rozkazał mu czynnie uczestniczyć w tej krwawej wojnie.
Zalała ją niewyobrażalna fala bólu i tęsknoty i tylko siłą woli powstrzymała się przed rzuceniem się mu się na szyję. Nie mogła ich zdemaskować.
— Uciekaj, kretynko — warknął nagle gardłowym głosem, który spowodował dreszcze na jej plecach.
Spojrzała uważniej na jego twarz, zatrzymując się na otworach na oczy w tej szkaradnej masce i dostrzegła dziki błysk w jego szarych tęczówkach. Poczuła się, jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody.
W tym samym czasie powalił jednego z mężczyzn, który chybił Avadą rzuconą w Rona o cal, a Gryfon rozejrzał się ze zdziwieniem dookoła. Nie zdążył się jednak połapać o co chodziło, bo jego drugi przeciwnik wciąż trzymał się na nogach.
Dziewczyna poczuła nowy przypływ energii i nie pozwalając sobie na rozproszenie, odwróciła się od Dracona i z bolącym sercem zaczęła biec w stronę Harry'ego, który nagle krzyknął z bólu.
— Ron! Musimy się złapać!  — krzyknęła, dając mu znak, żeby także ruszył, by mogli wspólnie się teleportować.
Weasley, który z prawdziwym zdumieniem patrzył jak drugi śmierciożerca mdleje bez powodu, wzruszył jedynie ramionami i rzucił nogi za pas.
Hermiona kątem oka widziała, jak Malfoy atakuje rudowłosego niegroźnymi klątwami, które tamten z łatwością odpierał. Starał się im pomóc jak mógł, nie pogrążając tym samym siebie. Miała nadzieję, że nie będzie miał później przez to żadnych nieprzyjemności.
         — Liczyłam na coś lepszego ze strony Chłopca, który przeżył — syknęła zamaskowana kobieta z szaleństwem w głosie — Jak widać przeceniliśmy twoje umiejętności, żałosna imitacjo czarodzieja.
— Skoro jestem waszym zdaniem tak kiepski — wyspał brązowowłosy chłopak, uchylając się przed zaklęciami — to czemu wciąż trzymam się na nogach, Carrow? Nie potraficie sobie poradzić ze zwykłym nastolatkiem. To ja spodziewałem się czegoś więcej od takich marionetek…
Kasztanowłosa domyśliła się, że mają do czynienia z  Alecto i Amycusem Carrow, którzy byli obecni na wieży, wtedy gdy Dumbledore umarł i wściekłość Gryfona była uzasadniona, ale powinien skupić się na ucieczce, a nie podsycać i zagrzewać ich do walki. Stawka w tej grze była zbyt wysoka.
Amycus zwrócił uwagę na jej osobę, kiedy Weasley doskoczył do niej i złapał ją za dłoń.Tworząc razem tarczę przedostali się z trudem do ich przyjaciela, wtedy gdy zwalił się w konwulsjach na ziemię trafiony prawdopodobnie Cruciatusem. Granger złapała go za ramię i wyobrażając sobie jeden z rezerwatów, który widziała kiedyś w księdze do Historii Magii, teleportowała ich w bezpieczne miejsce.
Do ich uszu zdążył jedynie dojść wściekły ryk Malfoya:
— Nie dajcie im uciec, idioci!


Pamiętała, że już godzinę później siedziała samotnie oparta o drzewo, podczas gdy Ron rozkładał ich namiot, a Harry rzucał zaklęcia ochronne, bo jej tak bardzo drżały dłonie, że nie była w stanie tego zrobić.
Wciąż nie mogła uwierzyć, że wśród tych wszystkich śmierciożerców i szmalcowników trafiła właśnie na Malfoya. Szybko pojęła, jakiego błędu się dopuściła, przenosząc ich w miejsce niedaleko posiadłości, w której spędziła parę dni z Draconem. Jeszcze przed wojną… Ta pomyłka mogła kosztować ich życiem. Powinna przewidzieć, że ten teren nie był bezpieczny, ale już chyba podświadomie zaczęła szukać jakiegokolwiek kontaktu z blondynem. Ostatni raz widziała go w dniu Bitwy na Wieży Astronomicznej, gdy po prostu ją zostawił i uciekł razem z Bellatrix. Hermiona przechodziła przez wiele faz, próbując zrozumieć jego postawę: od amoku przez nienawiść i zrezygnowanie do czarnej rozpaczy. Nie musiał jej wtedy opuszczać. Wprawdzie udowodnienie jego niewinności — po tym jak wszyscy zrozumieli, że Ślizgon był w bliskich relacjach ze śmierciożercami, a Dumbledore zmarł  i nie mógł potwierdzić jego wierności — byłoby trudne, ale na pewno daliby radę i staliby teraz po jednej stronie barykady. Czuła jednak, że to naiwne przypuszczenia, które brały się z tego, że tak bardzo chciała zatrzymać go przy sobie. Zdawała sobie sprawę, że nie miał wyboru i służąc Voldemortowi znajdował się na pewno w bezpieczniejszej pozycji, niż gdyby go zdradził…
Gryfonka dopiero po paru miesiącach otrząsnęła się ze stanu otępienia, przeżywając niesamowicie dotkliwie śmierć dyrektora oraz odejście Malfoya. W tej drugiej kwestii pomogła jej Ginny, która podczas wakacji w Norze klękała koło jej łóżka i gładziła ją po włosach, gdy ta płakała żałośnie w poduszkę. Dużo czasu zajęło jej zrozumienie, że jej przyjaciele oraz członkowie Zakonu Feniksa muszą czuć podobny żal, desperację i rozgoryczenie. Zaczęła się druga wojna, a ona nie miała czasu na mazanie się i rozpaczenie za utraconą miłością. Zapamiętała słowa Ginny, która wielokrotnie powtarzała jej, że to jeszcze nie koniec. Miała rację, bo to był dopiero początek, a ona miała zamiar walczyć, jak najlepiej umiała dla Dracona, Harry’ego i całej reszty. Tylko dzięki wytrwałości i determinacji oraz ponadprzeciętnej inteligencji, która wiele razy pozwoliła wyrwać się im ze szponów śmierci, dała radę oddzielić te dwie płaszczyzny — rozum i serce.
— Trzymaj.
Podniosła głowę, gdy usłyszała głos Harry’ego nad sobą. Podał jej do ręki gorący kubek z czymś, co nazywali herbatą. Wcześniej znaleźli w lesie parę przydatnych ziół, które zdaniem dziewczyny nadawały się do picia. Obawiali się wyczarowywać sobie jedzenie, bo nigdy nie wiadomo było skąd ono pochodziło, a w radio już wielokrotnie słyszeli o wypadkach zatrucia. Musieli sami zdobywać pożywienie, najczęściej udawali się do pobliskich wiosek pod peleryną niewidką, by kupić trochę mięsa, a w innych sytuacjach musieli kraść, żeby nie umrzeć z głodu. Hermiona jednak zawsze zostawiała wówczas parę galeonów dla właścicieli, co Weasley kwitował głośnym westchnieniem.
Ron zarzucił jej koc na ramiona i zabrał się za rozpalanie ogniska. Drugi Gryfon usiadł natomiast koło niej i ujął jej dłoń, tłumacząc, że tym sposobem nieznacznie ją ogrzeje, ale dobrze wiedziała, że ten uścisk miał jej dodać otuchy. To ona powinna być dla niego wsparciem, a nie odwrotnie, pomyślała z ironią.
— Hermiono, kim była osoba, z którą walczyłaś? — zapytał rudowłosy, układając stos suchych patyków i badyli, po czym wycelował w nie różdżką i już po sekundzie mogli cieszyć oczy ogniem.
— Draco Malfoy — odparła beznamiętnie.
— Jesteś pewna?
— Na sto procent. Widziałam jego oczy, rozpoznałam jego różdżkę i głos, w dodatku w ogóle mnie nie atakował. Gdyby nie on, to ta walka mogłaby potoczyć się całkiem inaczej.
— Chyba jestem mu winien przysługę — powiedział niechętnie Weasley, sadowiąc się po jej lewej stronie — Teraz już wiem, czemu ci dwaj śmierciożercy sami z siebie stracili przytomność. Byłem jednak przekonany, że wrócił na rok do Hogwartu. Kto by chciał biegać po lesie i robić patrole z tymi psychopatami?
— Och — zirytowała się — Czy ty myślisz, że Draco sam poszedł przed oblicze Czarnego Pana — wypluła to słowo z obrzydzeniem — i zaczął skakać przed nim z wyciągniętą ręką, krzycząc ,, Wybierz mnie! Wybierz!’’?
— Nie… Ale to bardzo przypomniało mi twoje zachowanie, kiedy zawsze zgłaszałaś się do odpowiedzi na lekcji — zaśmiał się nieco złośliwie — Tak jakbyś nie mogła usiedzieć spokojnie na miejscu, musząc udowodnić wszystkim jaka jesteś wszechwiedząca i nieomylna.
Harry posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, a dziewczyna prychnęła pod nosem.
— Dziękuję za komplement, Ronald. Tak się składa, że w większości spraw posiadam szeroki zakres informacji i wolałam podzielić się tym z innymi, niż siedzieć bezczynnie na krześle, z głupkowatą miną patrzeć się w przestrzeń i zgadywać, co podadzą dziś na obiad!
— Wcale się tak nie zachowywałem! To Harry w większości przypadków namawiał mnie do gry w wisielca. Zresztą nie moja wina, że te wszystkie lekcje były tak interesujące, że oczy zamykały mi się same… Ale wiecie tęsknię za tym. Lubiłem to uczucie, gdy zajęcia się kończyły i wszyscy szliśmy na obiad do Wielkiej Sali…
— Ty zawsze o jedzeniu — wtrąciła z niedowierzaniem kasztanowłosa, a brązowowłosy Gryfon zatuszował atak śmiechu głośnym kaszlem.
— Nie czepiaj się mnie, Hermiono. Owszem tęsknię za hogwarckim jedzeniem, a szczególnie za kurczakiem w sosie szpinakowym i ciastem dyniowym. I jestem pewien, że w takich warunkach ty też marzysz, żeby zjeść coś równie dobrego.
— Mi przydałaby się mocna kawa i paszczeciki pani Weasley — mruknął Harry z bladym uśmiechem — Ale nigdy bym nie zgadł, że będzie mi brakowało szlabanów  McGonagall czy Filcha...
— Ja z kolei tęsknię za wieczorami, kiedy wszyscy razem siadaliśmy w Pokoju Wspólnym przy kominku. Było tak ciepło, głośno i wesoło… Dopóki nie zaczynaliście dyskusji o tym durnym Quidditchu i nawet Ginny przestawała mnie wtedy słuchać, fascynując się tymi Harpiami z Holybread.
— Z Holyhead — poprawili ją obydwaj, a ona przewróciła jedynie oczami.
— Ile bym dał, żeby móc znów polatać sobie na mojej Błyskawicy. Ostatni raz chyba graliśmy w Norze, prawda Ron?
— Tak, tuż przed ślubem Fleur i Billa po tym jak mama wyrzuciła nas z domu, gdy próbowałem przemycić dla nas po jednej babeczce. Powiedziała, żebyśmy się jej nie plątali pod nogami, bo ktoś podchodzi do tej ceremonii poważnie — wspominał chłopak z lekkim uśmiechem, chociaż w tamtym momencie wcale nie było mu do śmiechu.
Przez chwilę panowała cisza, podczas której każde z nich rozpamiętywało jakieś sytuacje w głowie, a dzisiejsza rzeczywistość rzucała na nie zupełnie inne światło.
— Wiesz, Hermiono… Na twoim miejscu byłbym teraz o wiele spokojniejszy.
— NIby czemu, Ron? — zapytała z rozdrażnieniem.
— Bo masz pewność, że ten twój tleniony dupek nadal żyje.
Dziewczyna zesztywniała i ścisnęła mocniej dłoń Pottera.
— Co masz na myśli? — zapytała niewinnie.
— Nie udawaj, że Malfoy pomógł nam tylko dlatego, że ma dość zabawy w śmierciożercę i dlatego z nudów zaczął atakować swoich zakapturzonych koleżków.
— Nie zapominaj, że namawiał też Dumbledore’a do ucieczki w dniu jego śmierci. Wiedział, że śmierciożercy go zabiją. Już wcześniej przeszedł na naszą stronę, ale dyrektor kazał mu się nie wychylać — odezwał się słabym głosem Harry.
— Co nie zmienia faktu, że nie próbował go bronić, pozwalając by Snape po prostu go zamordował — warknął rudowłosy, na co dziewczyna syknęła wściekle.
— Jestem pewna, że nawet gdyby zaczął z nimi walczyć, to nie dałby sobie rady z tyloma przeciwnikami! I nie wiem do czego pijesz w tej dyskusji.
— A no do tego, że ja nie wiem, czy moja rodzina jeszcze żyje. Ginny jest w Hogwarcie i w każdej chwili jest narażona na niebezpieczeństwo ze strony tych psycholi, którym Snape pozwolił nauczać — Hermiona poczuła, jak brązowowłosy ciężko westchnął —  moi rodzice są na liście poszukiwanych i muszą się ukrywać, Fred i George tak samo jak Bill i Charlie uczestniczą pewnie w misjach, mając nadzieję, że uda się im kogoś uratować, coś zmienić. Percy’emu chyba coś rzuciło się na mózg, bo poszedł na współpracę z Thicknesse’em…  W każdym razie nie ma sposobu na porozumienie się z nimi. Mogę jedynie słuchać radia i liczyć na to, że nie usłyszę ich imion na liście poległych. A ty z kolei miałaś teraz okazję zobaczyć tego idiotę całego i zdrowego, więc powinnaś chociaż minimalnie się ucieszyć. Ja byłbym wniebowzięty widząc, że osoba, którą kocham, a z którą nie miałem kontaktu od tak dawna, żyje!
Dwójka Gryfonów wpatrywała się w swojego przyjaciela z identycznym wyrazem szoku na twarzach. Nigdy by się nie spodziewali, że to właśnie Ron przedstawi osobę Dracona w taki sposób, by Granger zrozumiała, jak wielkie szczęście miała, że go spotkała. Chłopak chciał jej pokazać, jaką dostała szansę od losu i choć nienawidził Ślizgona, potrafił zaakceptować to, że dla niej był on ważny.
W tamtym momencie Hermiona spojrzała na niego ze szczerym podziwem, rozumiejąc, że nie ma już przed sobą tego samego dziecinnego chłopca, który z byle powodu mieszał ludzi z błotem, kiedy kogoś nie lubił.
— Od kiedy ty…
— Od kiedy wiem, że ze sobą kręcicie? — wszedł jej w słowo — Domyśliłem się już dawno, gdy na eliksirach patrzyłaś na niego z utęsknieniem. Myślałaś, że nikt nie widzi. Potem zaczęłaś wymawiać jego imię z jakąś taką dziwną łagodnością, która powodowała we mnie mdłości. Zresztą Malfoy pomógł ci na oczach całej szkoły, jak Ślizgoni ciebie zaatakowali. Tylko głupi by się nie połapał o co chodzi.
— Czemu mi o tym nie powiedziałeś? Ani nie skomentowałeś?
— Sądziłem, że ty pierwsza powinnaś nam o tym powiedzieć. Ale jak widać Harry’ego i Ginny wtajemniczyłaś — dodał z wyrzutem — Słyszałem ich rozmowę w Norze na ten temat.
Harry momentalnie się zaczerwienił, przyznając, że parę razy poruszył ze swoją dziewczyną ten temat, bo tak bardzo martwili się o jej stan po tym jak Malfoy zniknął.
— Harry zobaczył nas kiedyś razem na korytarzu w dość… jednoznacznej sytuacji, a twoja siostra też się sama domyśliła. Dziwię się, że jednak jeszcze mnie nie zabiłeś… Przepraszam, że trzymałam to w sekrecie, ale bałam się twojej reakcji.
— Nie będę ci mówić, kogo możesz kochać, a kogo nie.
Gryfoni ponownie posłali mu niepewne spojrzenia, jakby mieli do czynienia z kimś obcym. Kasztanowłosa nie podejrzewała nigdy Rona o taką mądrość i zrozumienie całej sytuacji. Nawet Harry przyjął prawdę gorzej niż on, zarzucając jej, że najzwyczajniej okłamywała wszystkich wokół.
— Co nie zmienia faktu, że to Malfoy, który kiedyś przejawiał nienormalne skłonności i najpierw będzie musiał uzyskać moją zgodę na chodzenie z tobą. A mnie tak łatwo nie przekona — dopowiedział z mściwą satysfakcją, utkwiwszy rozmarzony wzrok w ognisku.
Hermiona wolała nie wiedzieć, co chłopak właśnie sobie wyobrażał, ale zaśmiała się cicho, a Potter jej zawtórował i powiedział:
— A już myślałem, że upadłeś na głowę, Ron.


Kolejną sytuacją, którą miała pamiętać na całe życie był moment, kiedy Bellatrix pastwiła się nad jej ciałem, po tym jak zostali złapani przez szmalcowników. Tym razem nie mieli tyle szczęścia, co wcześniej i zostali zaprowadzeni prosto do posiadłości Malfoyów. Hermiona czuła się w jakimś sensie zaintrygowana, wiedząc, że dostanie się do miejsca, w którym dorastał Draco. Nie zwracała jednak w tamtym momencie zbyt wielkiej uwagi na wystrój wnętrz, co było w zupełności uzasadnione. Od czasów wizyty w ministerstwie na piątym roku nie widziała ponownie Bellatrix Lestrange, więc niemal zapomniała, jaka potrafiła być przerażająca i nieludzka na żywo. Szybko jednak przekonała się o tym na własnej skórze. To jej Hermiona zawdzięczała okropną bliznę na wewnętrznej stronie ręki.
Kobieta wpadła w szał po tym, jak zobaczyła, że posiadają prawdziwy miecz Godryka Gryffindora. Do tej pory żyła w przekonaniu, że mieścił się on w jej skrytce. Torturowała Granger przez długi czas i choć dziewczyna nigdy wcześniej nie została poddana na tak długi czas klątwie Cruciatusa, nie puściła pary z ust. Jej rozpaczliwie krzyki, które ani w połowie nie oddawały tego jak bardzo cierpiała, wypełniały cały dom, a obecni śmierciożercy czerpali z tego przedstawienia wyraźną uciechę.
Po jakimś czasie Gryfonka straciła przytomność, ale jak przez mgłę pamiętała rozmazane kolory i krzyk mrożący krew w żyłach:
— Nie waż się jej więcej tknąć!
Po tym wszystko momentalnie ustało, a ona poczuła jak otula ją przyjemny, ostry zapach wody kolońskiej. Nie rejestrując niczego innego, uczepiła się mocno Dracona Malfoya, chowając twarz w jego szyi i trzęsąc się jak osika.
To on, razem ze Zgredkiem, pomógł im  uciec z Dworu Malfoyów. Transportował się z nimi do Muszelki, cały czas trzymając ją w ramionach, nie pozwoliwszy, by ktoś inny ją dotknął. Zresztą sama Hermiona uczepiła się jego tak kurczowo i nie puszczała go przez długi czas, że sam Harry i Ron dziwili się, że Draco miał na tyle siły, żeby ją trzymać.
W ten oto sposób Malfoy przerwał serię tortur zadawaną Granger, nokautując Bellatrix i wszystkich obecnych klątwami, pomógł więźniom wydostać się z lochów i uciekł razem z nimi, stając się zdrajcą, a następnego dnia cena za jego głowę była niemal tak wysoka, jak za Harry’ego.


Jeszcze tej samej nocy Draco i Hermiona spędzili noc razem w małym pokoju, zwierzając się sobie, tuląc i całując na zmianę. Nic, zupełnie nic nie było w stanie przerwać ich uczucia do siebie. Żadne czyny, jakich się dopuścili nie sprawiły, że ich miłość osłabła. Było tak, jak gdyby Bitwa na Wieży Astronomicznej miała miejsce przed chwilą, a on właśnie wyznał, że ją kocha. Jakby wcale nie minęło ponad pół roku od ich ostatniej rozmowy.
— Myślałam, że to już koniec… Że mnie zabije i już nigdy nie ujrzę ciebie, Harry'ego, Rona i rodziców — mówiła przez łzy, które chłopak starł delikatnie z jej twarzy wierzchem dłoni.
— Przepraszam, że przyszedłem tak późno — odpowiedział z bólem w głosie, a jego szare oczy znacznie posmutniały.
Wiedziała, że ogarnęły go wyrzuty sumienia, co było zupełnie niedorzeczne, ponieważ nie mógł przewidzieć, że zostaną pojmani, a jego sadystyczna, chora na umyśle ciotka zacznie się nad nią znęcać.
— Nie bądź głupi. Nie masz z tym nic wspólnego, więc przestań się nad sobą użalać.
— Ja nigdy się nad sobą nie użalam — oburzył się.
Wiedziała, że musiała grać nieczysto, żeby przestał się bezpodstawnie zadręczać.
— Więc dlatego nie zachowuj się tak, jakby to wszystko wydarzyło się przez ciebie. Nie jesteś tutaj ofiarą, tylko bohaterem. Gdyby nie ty, sprawy mogłyby potoczyć się o wiele gorzej i być może Harry i Ron w ogóle by się stamtąd nie wydostali… — mówiła z poruszeniem, drżąc na całym ciele — W dodatku sam Ron powiedział, że wtedy, gdy natknęliśmy się na twój oddział w lesie, bardzo mu pomogłeś… Wszyscy jesteśmy twoimi dłużnikami, Draco.
— Oczywiście, że tak — odparł dumnie, a w jego głosie pobrzmiewała ironia.Granger ledwo się powstrzymała od przewrócenia oczami. Chociaż była to zwykła gra pozorów, tęskniła za tą dobrze jej znaną  postawą, z której wprost emanowała pewność siebie i samozadowolenie.
— Byłem niemal pewien, że ci nieudacznicy życiowi Potter i Weasley, nie będą potrafili ciebie należycie obronić. Cud, że przeżyliście tak długo w ukryciu, znając ich debilizm i brak jakichkolwiek zdolności. Pewnie nawet nie umieli zagotować wody bez twoich wskazówek. Hermiono, czy wy w ogóle coś jedliście? — zapytał z powątpiewaniem, lustrując jej szczupłą sylwetkę wzrokiem — A może Weasley z głośnym rykiem i dzidą w ręce udawał się na polowanie zwierzyny biegając po lesie, jak opętany?
— Przestań się o nich wyrażać w taki szyderczy sposób! To dzięki ich wsparciu i pomocy przetrwałam każdy ten dzień. Poza tym zarówno Harry jak i Ron świetnie posługują się czarami i nie brak im rozumu.
Draco zaśmiał się kpiąco, po czym od razu spoważniał, widząc grymas bólu na jej twarzy. Niewielka lampka stojąca na szafce nocnej, nieopodal dużego łóżka rzucała słabe światło na jej postać. Dziewczyna siedziała na łóżku, mając za plecami stos poduszek, a miękka kołdra zakrywała ją do połowy. Miała na sobie jedynie seledynową koszulę nocną, która odkrywała skaleczenia i blizny na jej rękach. Fleur zebrała jej włosy w ciasną kitkę i tylko pojedyncze kosmyki opadały na jej niezdrowo bladą twarz. Chłopak połleżał obok niej, w niewielkiej oddali, żeby mogli patrzeć sobie w oczy i nacieszyć się widokiem swoim widokiem.
Jego wygląd wcale nie prezentował się lepiej. Zbyt długie włosy opadały mu na czoło i co chwilę musiał je poprawiać, bo wprost same cisnęły mu się do oczu. Jego cera przybrała szarawy odcień, a na jej tle także odznaczały się liczne zadrapania i świeże blizny. Nic jednak nie mogło przebić napisu, jaki zostawiła na ciele Hermiony Bellatrix.
— Wszystko w porządku? Może skoczę do nich na dół po eliksir…
Bill i Fleur na pewno jeszcze nie spali i zapewnili ich żarliwie, że gdyby czegoś potrzebowali, to znajdą ich na dole.
— Nie, to nic takiego… Czuję tylko ból w mięśniach. Wypiłam już wystarczającą ilość eliksiru uzdrawiającego. Zresztą chyba sam najlepiej wiesz, że na skutki Cruciatusa nie ma lekarstwa.
Uśmiechnął się złośliwie do swoich myśli, przypominając sobie, jak wielokrotnie musiał radzić sobie samotnie z niewyobrażalnym bólem po ugodzeniu tą podłą klątwą. Przysiągł sobie, że gdy następnym razem spotka Bellatrix, słono mu zapłaci za to, jaką krzywdę zadała jego ukochanej.
Podniósł się na ramieniu i pogładził delikatnie twarz Gryfonki, a ona wtuliła policzek w jego ciepłą dłoń.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że mogę z tobą tutaj być. Nie było dnia ani godziny, żebym o tobie nie myślał. W obecności Czarnego Pana i rodziców musiałem się wyjątkowo pilnować, żeby żadne moje wspomnienie związane z nami nie wyszło na wierzch. Zawsze, gdy któreś z nich wdzierało się do mojego umysłu, pokazywałem im wcześniej sfabrykowane obrazy. Snape mnie tego nauczył…
— Czemu ci pomagał? Przecież udowodnił nam wszystkim, jaki z niego potwór, kiedy bez zawahania zabił Dumbledore'a. To człowiek bez żadnych skrupułów. Liczę na to, że choć trochę odczuwa palące poczucie winy i nie może spojrzeć na siebie w lustrze.
Malfoy skrzywił się i zabrał swoją dłoń, by odgarnąć jasne włosy. Hermiona widziała jednak, że jego ręce drżą.
— Choć to zabrzmi nieprawdopodobnie to on nie jest taki zły… Wiesz, że to ja miałem wykonać to zadanie, później zostało wprawdzie przekazane w ręce Stephana… Ale Snape mimo wszystko złożył Wieczystą Przysięgę, że o mnie zadba i dopilnuje, żeby misja się powiodła. Jednak osobiście wolałbym już zginąć niż pozbawiać Dumbledore'a życia. Cały czas widzę przed oczami jak spada z Wieży Astronomicznej, a ja stoję jak słup soli, niezdolny do ruchu.
— Nawet gdybyś się im przeciwstawił, to wątpię że coś by to dało. Harry był tam wtedy razem z wami, na wieży. Ukryty pod peleryną niewidką i dyrektor wcześniej go zamroził, więc nie mógł ruszyć nawet najmniejszym palcem u stopy. Opowiedział nam cały przebieg wydarzeń i według niego zrobiłeś tyle ile mogłeś.
Ślizgon jedynie pokręcił przecząco głową, ale nic już nie powiedział w tym temacie.
— Myślisz, że… Nie lepiej było zostać do końca po stronie śmierciożerców? Teraz jesteś w o wiele większym niebezpieczeństwie niż wcześniej.
— Tylko czekałem na odpowiedni moment, by od nich zwiać. Nie mogłem już słuchać tych wszystkich opowieści, w których te bydlęta toczyły jakiś chory wyścig o to, kto więcej zabił. Zachwycali się coraz bardziej przeróżnymi sposobami mordowania mugolów. To nie są normalni ludzie, Hermiono, tylko jakieś krwiożercze bestie, które kompletnie zatraciły wrażliwość i sumienie, a czarna magia zaślepiła ich do tego stopnia, że przestali zachowywać się jak przedstawiciele ludzkiej rasy. Bałem się, że z czasem ja też się taki stanę, ale możliwość przebywania blisko Czarnego Pana dawała mi wiedzę na wasz temat. Chciałem w razie wypadku móc interweniować i cię ochronić, a teraz gdy jestem już z tobą, wszystko inne jest mi obojętne.
— Naprawdę mi przykro, że musiałeś przez to przechodzić. Jesteś bardzo odważny, Draco, ale pewnie już to wiesz… Brak mi słów, gdy wyobrażę sobie przez jakie piekło musiałeś przejść — powiedziała cicho, tłumiąc falę łez.
Oderwała się z trudem od oparcia łóżka, zbliżała się i przytuliła do jego pleców, przywierając do niego swoim ciałem. Chłopak momentalnie się odprężył, a jego mięśnie się rozluźniły. Poszukał jej dłoni i zamknął ją w uścisku.
— W Hogwarcie z kolei nie było lepiej. McGonagall i inni opiekunowie domów starali się powstrzymać tych sadystycznych śmierciożerców, którzy zaczęli pracować w szkole, ale ci ciągle prezentowali Niewybaczalne Zaklęcia na uczniach, karali klątwami, zmuszali przyjaciół do walki na śmierć i życie, a na lekcjach wpajali nam jakieś głupoty o tej całej hierarchii wśród czarodziejów. Nawet Snape był wobec nich bezradny, bo mieli zgodę od Ministra Magii na nauczanie. Czarnemu Panu było to na rękę.
— Jak to się stało, że nie zostałeś w Hogwarcie na cały rok?
— Byłem tam przez trzy miesiące, ale bez ciebie i z tymi wszystkimi psycholami wokół mnie, którym nagle odbiło na punkcie Czarnego Pana i mugolaków, to już nie było to samo. Hogwart przestał być bezpieczny, a ja z trudem mogłem wytrzymać w obecności Ślizgonów i znieść widok Snape'a. Zresztą nie tylko Ślizgoni przejawiali całkowity brak rozumu. Niektórzy Puchoni i Krukoni nie byli lepsi… Ale mniejsza o to. Podpadłem Nottowi i innym, gdy oznajmiłem, że nie będę brał udziału w ich dziecinnych akcjach znęcania się nad słabszymi, ale w końcu dali mi spokój. Wiedzieli że zajmuję wysoką rangę w jego szeregach… Ludzie się mnie bali i schodzili mi z drogi, co jak najbardziej mi odpowiadało. Za to Blaise z niczym się nie krył, otwarcie mówił, że ta cała chora polityka i przewrażliwienie na punkcie czystości krwi jest niepoważne, czym zyskał wielu nieprzyjaciół, a najgorsze było to, że zaczął biegać po zamku z tą rudą.
—  Z Ginny?! — zapytała z niedowierzaniem.
— Tak, chyba przekonała go do dołączenia do tej ich Gwardii Dumbledore'a czy sam Merlin wie czego tam jeszcze. W każdym razie często widziałem go w jej towarzystwie, zresztą on sam wydawał się nie odstępować jej na krok. Biedak, mam nadzieję, że dał sobie radę beze mnie.
— GD na pewno serdecznie go przyjęło. Oby nic się im nie stało… Chyba nie przesadzali w tych dywersyjnych akcjach.
— Z tego co pamiętam to ruda miała głowę na karku. Wątpię też, żeby McGonagall pozwoliła ich jakoś poważnie ukarać…
— Gdzie się udałeś po opuszczeniu Hogwartu? Wtedy kazano ci dołączyć do oddziału śmierciożerców?
— Dostałem misję i w sumie trochę się cieszyłem, bo strasznie chciałem wyrwać się ze szkoły, ale wtedy dopiero się zaczęło… Przebywałem z tymi idiotami całymi dniami, Czarny Pan kazał nam skupić się na złapaniu Pottera i wyłapaniu ,,zdrajców’’, którzy nie wstawili się na przesłuchanie do ministerstwa.Czasem w przypływie litości, pozwalał nam zdewastować wioski lub…zabawić się kosztem mugolów.
— Co masz na myśli? — spytała głosem drżącym z emocji.
— To było naprawdę okrutne, chore i chcę jak najszybciej zapomnieć wszystkie te drastyczne obrazy. Nie mam zamiaru ci o nich opowiadać. Lepiej żebyś nie wiedziała do czego zdolny jest człowiek, zaślepiony jedynie instynktami, bez krzty ludzkich odruchów.
— Przepraszam, nie powinnam zaczynać tego tematu, ale tak bardzo byłam ciekawa, co się z tobą działo. Nie rozmawiajmy już o tym. Najważniejsze jest, że jesteś teraz z nami i już nigdy nie zobaczysz tych odrażających scen po raz kolejny.
Draco westchnął ciężko i zgarbił się, niczym starzec, który przeżył już wystarczająco dużo i widział  w życiu już wszystko. Wyswobodził się z jej uścisku i odwrócił do niej przodem. Przez jakiś czas błądził wzrokiem z fascynacją po jej zarumienionej twarzy, kruchym ciele, by po chwili wrócić do jej malinowych ust. Hermiona, zachęcając go do tego, co chciał zrobić, złapała go za białą koszulę i przyciągnęła go do siebie z siłą, o którą by jej nigdy nie podejrzewał.
Nigdy nie całowali się tak namiętnie, z tak wielką intensywnością i pożądaniem, pragnąc, wręcz domagając się siebie. Ich usta poruszały się ze słodką zachłannością i pośpiechem, jak gdyby świat miał zaraz runąć w gruzach, a oni musieli dokończyć ten pocałunek nawet za cenę życia. Ogarnął ich prawdziwy ogień, rozpalając do czerwoności swym żarem. Żądali od siebie i dawali, wiedzieli, że tylko oni potrafili zaspokoić szaleńczy głód, jaki ich ogarnął. Nie istniała na ziemi inna osoba, która tak bardzo pasowałaby do niego czy do niej. Tworzyli razem jedną całość, a ich serca zdawały się ze sobą zsynchronizować i bić jednym rytmem.
— Kocham cię najbardziej na świecie, Draco — wysypała, gdy chłopak zjechał ustami na jej szyję i teraz tam składał gorące pocałunki.
— Jesteś moja, Granger — wymruczał, doprowadzając ją do dreszczy rozkoszy — Na zawsze.
Wtedy chyba po raz pierwszy nie przeszkadzał jej jego władczy ton głosu.


Dwa miesiące później stanęli ramię w ramię na polu bitwy, tworząc idealną parę, której nie sposób było pokonać. Draco uparł się, że nie odstąpi jej na krok, a Hermiona zaczęła podejrzewać go o skłonności samobójcze, kiedy zasłaniał ją prawie przed każdą klątwą wiele razy narażając swoje życie. Nie był jej żywą tarczą i nawet w czasie pojedynkowania kłócili się, że jest w stanie bronić się sama.
Malfoy oddalił się od niej, gdy dopadł go jego wściekły ojciec. Nie oszczędzał mu przykrych klątw, a z kolei jego syn nie pozostawał mu dłużny. Jednak nagle Lucjusz zrobił coś niespodziewanego: wycelował w siebie różdżką i patrząc na Ślizgona z pokorą i bólem w oczach, pozbawił siebie życia. Chłopak patrzył się z przerażeniem na tę scenę i przez parę dobrych minut stał bez ruchu, nie rozumując całej tej sytuacji, a zaklęcia bezustannie śmigały wokół niego.
Później dowiedział się, że Lucjusz Malfoy dostał rozkaz od Voldemorta, by zamordować swojego syna za okazaną mu zdradę i nieposłuszeństwo. Został zmuszony do złożenia Wieczystej Przysięgi, że za wszelką cenę tego dokona, jednak ten wolał wybrać śmierć, co dla niektórych wydawało się być zupełnie naturalne. Jednak Draco wiedząc, że jego ojciec nigdy nie okazał mu uznania i dbał tylko o reputację oraz wyszkolenie go na zasłużonego śmiorciożercę, nie mógł wyjść z szoku.
Jednak z drugiej strony, dzięki tym wszystkim zabójczym treningom i braku atencji czy ciepła, którego nie doświadczył nigdy od rodziców, Draco Malfoy siał postrach wśród wszystkich walczących. Posiadał ponadprzeciętne zdolności magiczne i potrafi zabić bez wahania wszystkich, którzy weszli mu lub Hermionie w drogę. Był profesjonalnym i doskonałym zabójcą, co w czasie wojny stanowiło zaletę.
Gdy parę godzin później było już po wszystkim, kiedy Czarny Pan odszedł na zawsze pokonany przez Harry’ego Pottera, a ludzie biegali wkoło przenosząc ofiary i poszkodowanych do Wielkiej Sali, Hermiona rzuciła się mu na szyję powalając na ziemię. Był zbyt wyczerpany, by utrzymać jej ciężar, a z kolei ona posiadała zbyt dużo energii. Leżeli tak przez jakiś czas przytuleni na zgliszczach, płacząc z powodu wygranej, ulgi, że obydwoje przetrwali i za tych, co odeszli na zawsze.
Od teraz byli wolni i już nic nie mogło stanąć im na przeszkodzie do szczęścia.


***


Hermiona Malfoy z trudem otworzyła drzwi wejściowe, w jednej ręce trzymając torbę z zakupami i teczkę z papierami z pracy, a drugą mocując się z zamkiem w drzwiach. Musiała przyznać, że Draco miał rację, zabezpieczanie domu za pomocą różdżki było o wiele prostsze i szybsze. Choć brzmiało to dziwacznie, to rzadko używali drzwi wejściowych — najczęściej przemieszczali się za pomocą kominka korzystając z Sieci Fiuu lub po prostu aportowali się do miejsca docelowego.
Kobieta wgramoliła się wreszcie do środka i rzuciła wszystkie rzeczy na szklany kredensik stojący w korytarzu. Już miała zamknąć za sobą drzwi machnięciem różdżki, lecz w porę zorientowała się, że przed jej domem przechodzi właśnie starsza sąsiadka, mieszkająca parę mil dalej. Widocznie postanowiła urządzić sobie spacerek, gdy słońce górowało na niebie. Jej mottem było najwyraźniej hasło ruch to zdrowie, bo często widzieli ją przechadzającą się samotnie. Staruszka przystanęła i mrużąc oczy, zaczęła gapić się na kasztanowłosą, która zastygła w miejscu z uniesionym zgrabnym kawałkiem patyka w ręce.
— Dzień dobry, pani Winchester! — zawołała uprzejmie i nie czekając na odpowiedź, której zapewne i tak by się nie doczekała, szybko zatrzasnęła te piekielne drzwi.
Dobrze wiedziała, że ludzie w okolicy uważali ich za wyjątkowo nadzwyczajną i pokręconą rodzinę. W końcu nie do każdego domu zamiast listonosza listy były doręczane przez sowy, dało się czasem słyszeć głośne wybuchy, przez okna można było zobaczyć latające promienie światła, z komina wystrzeliwały fajerwerki, a w odwiedziny przychodziły tajemnicze postacie w staromodnych strojach, które mogły pochodzić jedynie z zaplecza teatru.
Zarówno Hermiona, jak i Draco bardzo starali się nie ujawnić ze swoimi zdolnościami magicznymi, ale niekiedy podczas kłótni, dowcipów czy żartów iskry z ich różdżek leciały wprost same. Bywały dni, że mężczyzna będąc w złym lub wyśmienitym humorze wcale nie krył się ze swoimi czarami, chcąc nacieszyć się widokiem ogłupiałych ze zdumienia mugolów, co zawsze kończyło się sprzeczką z jego małżonką i w efekcie sprowadzało się do początku, czyli pokazu sztucznych ogni, wylatujących przez komin lub otwarte okna. Na całe szczęście istniały takie zaklęcia jak Obliviate i w pobliżu nie mieszkało wielu ludzi.
Ich przyjaciele dziwili się, że wybrali sobie domek, który mieścił się na pagórkowatym, zielonym terenie, oddalony o godzinę drogi od Londynu. Jednak młode małżeństwo odczuwało potrzebę izolacji; szczególnie po wojnie marzyli o zaszyciu się w jakimś cichym miejscu, gdzie ludzie nie wpatrywali się w nich z zapartym tchem. Zresztą mogli korzystać z magii, więc brak towarzystwa czy rozrywek był im zupełnie obcy.
— Wracając z pracy wstąpiłam do sklepu — powiedziała, wchodząc do białej, przestronnej kuchni. — Kupiłam składniki na sos i zupę dyniową.
Draco, który dzisiaj sprawował rządy w kuchni, odstąpił na chwilę od krojenia warzyw i szybko pocałował ją w usta na powitanie. Hermiona musiała przyznać, że wyglądał zabójczo w białym podkoszulku, podkreślającym jego muskularne ciało, w tym mięśnie na rękach. Wyczuła od niego mieszankę przypraw: tymianku, bazylii i kardamonu. Narzucił na siebie uroczy fartuch z pszczółkami latającymi dookoła miodu, a w jego szarych oczach widziała całkowite skupienie nad wykonywaną czynnością. Ten widok najpierw ją rozczulił, a zaraz rozbawił prawie do łez.
— Wiesz, że koleżanki w pracy zazdroszczą mi, że mam męża, który robi za kurę domową? —  zapytała, próbując powstrzymać śmiech.
Malfoy spojrzał na nią z mordem w oczach, a ostry nóż zalśnił w jego dłoni.
— Czy chcesz, żebym potraktował ciebie tak samo, jak tę marchewkę? — jego głos był pełen zażenowania i urazy.
Odwrócił się i kontynuował siekanie, by po chwili wrzucić wszystko do pojemnego garnka. Wyjął różdżkę z kieszeni czarnych jeansów, machnął nią parę razy i zabrał się za przygotowywanie indyka.
— Ja tylko mówię, że jestem dumna z takiego pracowitego męża, który woli sam zrobić kolację, niż siedzieć gdzieś w pubie i wziąć jedzenie na wynos. A moje koleżanki po prostu się ze mną zgadzają…
— Gdy mijam twoje koleżanki w ministerstwie wcale nie patrzą się na mnie tak, jakbym był kurą domową. Powiedziałbym, że nie odrywają ode mnie wzroku i wręcz proszą się o rozmowę. Masz szczęście, że jestem wiernym i oddanym mężem…
— Och, czy próbujesz podnieść swoje ego, tłumacząc, że każda osoba, która jest przyjazna i wykaże chęć rozmowy, jest w tobie zakochana?
— Nie udawajmy, że ludzie za mną nie szaleją.
— Na pewno nie moje znajome z pracy, które każdego dnia podziwiają mnie, że wytrzymuję z takim dumnym i  zadufanym w sobie Ślizgonem!
— Ile to już będzie lat, kochanie? —  zapytał z ironią, ale w jego głosie wyraźnie pobrzmiewała czułość.
— Całe pięć lat, skarbie — odparła słodko ze szczerym uśmiechem — Najlepsze pięć lat w moim życiu —  mruknęła pod nosem z sarkazmem.
Podeszła do niego, oparła głowę na jego plecach i objęła go w pasie. Draco śmiał się cicho, a ona czuła, jak mięśnie jego brzucha wibrują. Rozpływała się od dotyku jego ciała i zapachu, a każdy jego gest przyprawiał ją o palpitacje serca. Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło, reagowali na siebie z taką samą intensywnością i żarliwością, jak za szkolnych lat.
— Wiem, że przyciągam ciebie jak magnes, ale teraz przestań się obijać i zajmij się batatami. Nie mogę wszystkiego za ciebie robić w życiu.
— Przecież tylko gotujesz! I to niecałą godzinę. Parę razy do roku najdzie cię na to ochota i obnosisz się z tym faktem, jak z nagrodą —  burknęła, puszczając go.
Transmutowała swoją elegancką sukienkę w luźną koszulkę i dres, po czym zawiesiła sobie na szyi kolorowy fartuszek i schyliła się po worek słodkich ziemniaków.
— Twoja bezcenna mina jest dla mnie nagrodą —  parsknął, ignorując jej oburzenie. — Poza tym to nie moja wina, że marna z ciebie kucharka. Wszystko, czego się dotkniesz jest albo niejadalne, albo spalone na popiół.
— Za to w innych dziedzinach radzę sobie doskonale —  warknęła.
—  Oczywiście, że tak. Kto inny posiada taką mądrość, jak moja żonka, która często pamięta to, czego nie powinna lub wywleka wszystkie wpadki w najmniej odpowiednich momentach?
— Nadal jesteś zły, że zaczęłam mówić przy twoim szefie o tym, jak raz zostawiłam ciebie w domu i upiliście się z Blaise’em do nieprzytomności i trzeba było was zbierać z podłogi?
— To była firmowa kolacja, Hermiono. Być może pozbawiłaś mnie szansy na awans…
— Cóż, może jakoś utrzymamy się z twojego gotowania, jak zabraknie nam pieniędzy  na życie.
— Sądzę, że z taką głową wymyślisz lepszy plan na biznens — sarknął. — W każdym razie ciesz się, że sam zajmuję się większością potraw. Mogliśmy zamówić jedzenie… Chociaż myślę, że Weasleya zadowoli cokolwiek, byle miało smak i wygląd.
Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem, ale uśmiechnęła się pod nosem.
Dzisiejszego dnia wypadała ich piąta rocznica ślubu, dlatego jak co roku postanowili urządzić kolację dla rodziny i ,, jej przyjaciół’’, jak często dopowiadał blondyn mówiąc, że nie jest w żaden sposób spokrewniony z Potterem czy Weasleyem. Kobieta rozesłała zaproszenia do wielu starych znajomych i miała nadzieję, że ten wieczór będzie należał do równie wyjątkowych, jak te wszystkie spotkania w Norze za dawnych lat. Z kolei Draco nie podchodził do tego tak sentymentalnie i liczył, że uda mu się w spokoju napić i oszczędzić sobie nadmiernego widoku skretyniałych Gryfonów. Wolałby spędzić ten czas sam na sam ze swoją żoną, ale małżeństwo, jak się już boleśnie przekonał, wymagało od niego wielu poświęceń i ustępstw.
Gdy wybiła piąta z ich kominka w salonie wyskoczyła Ginny, tłumacząc, że wyrwała się trochę wcześniej, żeby pomóc im w przygotowaniach.
Hermiona przytuliła swoją przyjaciółkę z wdzięcznością.
— Nie wiem, jak z tym zdążymy…
— Nie przesadzaj, prawie wszystko jest dopięte na ostatni guzik — przerwał jej Malfoy, gdy obydwie weszły do kuchni — Cześć, Ginny. Gdzie zgubiłaś swojego męża?
— Nie bój się, Harry będzie na czas. Specjalnie dla ciebie urywają się z Ronem wcześniej z pracy— mrugnęła do niego okiem, gdy zobaczyła szczere rozczarowanie na jego twarzy. — Przyniosłam trochę ciasta i czekoladowych babeczkek. Wiem, że mama upiekła dla was także dwie blachy paszczecików dyniowych.
— Och, to wspaniale! Harry je uwielbia, zresztą wszyscy kochamy wyroby twojej mamy.
— Jak diabli — mruknął niedosłyszalnie Ślizgon.
Pół godziny później, gdy indyk dochodził w piekarniku, warzywne placki i zapiekanki z jagnięciny leżały już pod przykryciem, Draco i Hermiona rzucili się biegiem do sypialni, by zdążyć się ubrać przed wybiciem szóstej.
Kasztanowłosa postanowiła, że tego wieczoru zaprezentuje się w obcisłej, kremowej sukience bez rękawów, którą dostała w prezencie od Malfoya. Starał się on jej wyjaśnić, że w jej wszystkich staromodnych i obwisłych sukienkach, wyglądała nie lepiej niż worek kartoflów. Pewnie skończyłoby się na kłótni, ale mężczyzna w porę dostrzegł gniewne ogniki w jej oczach, więc zaczął nawijać jak piękną i doskonałą ma figurę, przez co powinna to śmiało pokazać. Oczywiście tylko wtedy, gdy on był w zasięgu ręki, by odgonić od swojej ukochanej adoratorów lub zgromić wzrokiem tych, którzy ośmielili się na nią spojrzeć. Obydwoje mieli różne gusta, ale i tak niezależnie, czy Hermiona miała na sobie sweter zeżarty przez mole lub seksowną czerwoną sukienkę, kochał ją całym sobą i nie potrafił oderwać od niej zafascynowanych oczu.
— Hermiono, widziałaś moją niebieską koszulę? — dobiegł ich do toalety jego głos.
— Zobacz, czy nie ma jej na dolnej półce w sypialni…
— W szafie czy w komodzie?
—  W szafie, ewentualnie może być na dole w garderobie!
— Przestań mówić, próbuję ciebie umalować — zirytowała się Ginevra.
Starsza Gryfonka westchnęła i z lękiem spojrzała na kredkę do oczu, którą jej przyjaciółka trzymała w ręce.
Ginny zmieniła się przez te wszystkie lata: wyciągnęło ją do góry, nabrała krągłości, a jej włosy, niegdyś proste jak drut, zaczęły się kręcić na końcach. W jej rysach twarzy można było zobaczyć pewną surowość, ale były to tylko pozory; wciąż była tą wesołą i figlarną dziewczyną, co wcześniej. Po tym jak trzy miesiące temu dowiedziała się, że jest w ciąży porzuciła grę w Qudditcha, a trzeba było przyznać, że była świetnym zawodnikiem i Hermiona uwielbiała przychodzić na jej mecze. Panna Potter postanowiła jednak skupić się na swojej rodzinie i przyjęła posadę korespondentki sportowej dla Proroka Codziennego.
— Tadam! I gotowe. Wiesz, przywyczaiłam się już do roli twojej osobistej wizażystki.
Dziewczyna zerknęła na swoje odbicie w lustrze i uśmiechnęła się lekko, podziwiając delikatny nude makijaż.
— Jesteś profesjonalistką w tej dziedzinie, kochana — pochwaliła ją wesoło.
Poprawiła jeszcze kasztanowe włosy machnięciem różdżki, tak by błyszczały i spływały na jej ramiona. Na szczęście mało zostało po jej szopie kręconych włosów, które wreszcie postanowiły dać się ujarzmić za pomocą najzwyklejszych kosmetyków i teraz były po prostu falowane.
— Hermiono! — usłyszały wołanie z dołu — Potter zaszczycił nas swoją obecnością!
— Lepiej tam chodźmy, zanim zaczną się kłócić — pośpieszyła ją Ginny.
— Daj spokój, przecież widać, że znaleźli już dawno swój specyficzny język. Są na najlepszej drodze ku przyjaźni.
Harry ucałował swoją przyjaciółkę i wręczył jej kwiaty, wcześniej witając z jej mężem uściśnięciem ręki. Obydwaj oddalili się na bok i z chłodną uprzejmością zaczęli rozmawiać o jakiś sprawach związanych z ministerstwem, ale już po chwili dało się słyszeć ich głośny śmiech.
Ron pojawił się trochę później, a towarzyszyła mu Hanna Abott, którą trzymał za rękę z widocznym zestresowaniem. Tworzyli parę zaledwie od tygodnia, a rudowłosy miał co do dziewczyny poważne zamiary. Obydwoje zostali przyjęci ciepło przez domowników, lecz Draco jak zawsze musiał powstrzymywać się przed wybuchem śmiechu, widząc rozkojarzony wzrok i przygłupią, w jego mniemaniu, minę Weasleya.
Neville i Luna przybyli razem, a zaraz po nich państwo Granger i Weasley. George przyszedł z Angeliną, która trzymała na rękach ich trzyletnią córkę. Mała Roxanne miała wściekle rude włosy, które zakrawały pod czerwony kolor i pyzate, różowe policzki.
Draco i Hermiona biegali z kuchni do salonu przynosząc kolejne dania. Smakołyki lewitowały w powietrzu, a wino i Ognista Whisky nalewały się same do kieliszków ku uciesze męskiej strony. Molly i Jane krzątały się po kuchni zajmując się rozpakowywaniem paszczecików i ciast, które miały stanowić deser. Panią Granger bardzo zainteresowała rodzinna księga do gotowania Weasleyów przekazywana z pokolenia na pokolenie, a mama Rona z dumą opowiadała jej, że własnoręcznie przepisywała wszystkie przepisy zgromadzone przez wiele pokoleń.
Blaise Zabini i Daphne Greengrass zaszczycili ich swoją obecnością koło dwudziestej i Malfoy miał ochotę zabić ich za to spóźnienie.
— Za dużo Gryfonów — mruknął jedynie do przyjaciela, po czym szybko podszedł do ojca Hermiony, który korzystając, że jego żony nie było w pobliżu poprosił o jakiś mocniejszy trunek.
— To chyba jakiś kiepski żart — powiedział do siebie blondyn chwilę później.
Jego urocza żona właśnie witała się z Hagridem i profesor McGonagall. Zaczynał się zastanawiać, czy Gryfonka urządziła święto międzynarodowe z ich rocznicy ślubu. Jakby w jego salonie nie przebywało wystarczająco dużo osób…
Był już do reszty wyczerpany bieganiem między gośćmi, usługiwaniem, zajmowaniem ich uprzejmymi rozmowami, a najbardziej z równowagi wyprowadziła go Lovegood, to znaczy teraz Skamander, która złapała go w swoje sidła i zaczęła nawijać o jakimś chrapatku krętorogim. Ślizgon źle ją rozumiejąc powiedział, że niestety coś takiego nie znajduje się w ich dzisiejszym menu, ale na przyszłość na pewno zaopatrzy w to kuchnię. Chciał być miły dla Pomyluny, bo czuł na sobie uważny wzrok kasztanowłosej. Jednak ta spojrzała na niego z oburzeniem i urazą.
— To starożytny, cenny okaz, którego można znaleźć raz na sto lat, a ty byś po prostu go zjadł?
— Może zajmij Neville’a tą emocjonującą opowieścią, ja muszę coś załatwić.
I wiedząc, że już dłużej nie wytrzyma, chwycił kieliszek Ognistej i opróżnił jego zawartość w zawrotnym tempie. Nie uśmiechało mu się picie samemu, ale każdy był już zajęty rozmową, a Blaise dyskutował na jakiś temat z Ginny głośno się śmiejąc. Harry patrzył na nich z lekkim niepokojem, ale osoba Hagrida interesowała go na razie bardziej niż jego żona, bo nie przerwał ich wesołej pogawędki. Daphne natomiast wylądowała między Arturem i McGonagall i chłopak ze współczuciem zmieszanym ze złośliwością obserwował jej nieco udręczoną minę.
— Możesz mi powiedzieć co ty wyrabiasz?
Zesztywniał, kiedy usłyszał ostry głos Hermiony. Patrzyła na niego karcąco i wyrwała mu kieliszek z ręki.
— Nie pozwolę, żebyś dziś się upił i zrobił ze siebie durnia na oczach tych wszystkich ludzi — syknęła i sama dopiła resztę.
— Ty możesz, a ja nie? — zapytał z miną zbitego psa — Wiesz, że mam mocną głowę.
— I dlatego ostatnim razem, gdy chwyciłeś się za alkohol, zastałam zdemolowany dom, a Zabini spał na dywanie z głową w kominku?
— To był typowy męski wieczór. Też mi się coś od życia należy. Powinnaś się cieszyć, że skończyło się tak, a nie inaczej.
— No tak, zawsze mogłam zastać cię z jakąś latawicą w sypialni…
— Twoje słowa to przesada — warknął, po czym nachylił się nad nią i powiedział hipnotyzująco — Jeśli chcesz to ciebie zaraz zabiorę do sypialni i odpowiednio uciszę, pani Malfoy. Nie wiem jednak, czy goście nie będą mieli czegoś przeciwko, gdy ich gospodyni zniknie na parę godzin, a później wróci nieco rozpalona…
— Mógłbyś wreszcie dorosnąć, Draco — odparła, czując jego oddech na szyi i wzrok innych na sobie, delikatnie go od siebie odsunęła, a on uśmiechnął się z wyższością na widok jej zarumienionych policzków.
— Już jesteś rozpalona, prawda?
— Och, gdy widzę twój durnowaty wyraz twarzy, to wszelkie emocje uchodzą ze mnie, jak powietrze z przebitego balonu.
— Jeśli chcesz zobaczyć coś naprawdę durnego to zerknij na swojego przyjaciela Wieprzleja — z satysfakcją oglądał jak jej twarz czerwienieje. Tym razem ze złości.
— Mówiłam ci, żebyś był miły.
— Byłem. Postawiłem przed nim cały półmisek zupy i powiedziałem, żeby brał szybko, póki dają za darmo…
— Do reszty zwariowałeś. Nie widzisz, jaki już jest zdenerwowany? To dla niego nowa sytuacja, pierwszy raz zaczęło mu  naprawdę zależeć na jakiejś dziewczynie. Parę miesięcy się zastanawiał, czy wzyznać jej to, co czuje i bez twoich wrednych komentarzy ma negatywne zdanie na swój temat.
Blondyn popatrzył na Rona, który w tej chwili wydawał się być już zupełnie rozluźniony pod wpływem procentów i obejmował Hannę ręką, a ta cieszyła się jak głupia, posyłając mu co chwilę perskie oko. Uznał, że ona także posiadała znaczny deficyt inteligencji, ale przynajmniej nie była sztywna jak McGonagall, która siedziała obok niej i wyglądała jakby połknęła kij.
— Myślę, że Weasley i Abbot doskonale do siebie pasują — stwierdził ze śmiechem.
— Prawda? — zachwyciła się, udając, że nie usłyszała jego ironii.
Draco wziął ją za rękę, poprowadził w stronę kominka i usiadł na fotelu, biorąc ją na kolana. Wtulił twarz wj pachnące, kasztanowe włosy i objął ją mocno w talii.
Siedzieli tak przez chwilę zapatrzeni w wesoło płonący ogień. Otaczające ich głosy i beztroskie śmiechy wprawiły obydwojga w przyjemny stan odrętwienia. W tym domu czasem stanowczo brakowało ożywienia.
— Tak naprawdę to mi się podoba — szepnął jej do ucha, a po sekundzie dostał od niej pocałunek w policzek.


— Zawsze, jak na nich patrzę, mam wrażenie, że zatrzymali się w czasie, niczym wieczne dzieci — westchnęła z rozmarzeniem rudowłosa.
— To dlatego, że tylko oni potrafią się drzeć i kłócić, a po sekundzie zapewniać, jak bardzo siebie kochają —  parsknął Blaise — Gdyby ktoś ich nie znał, pomyślałby, że rozwód to tylko kwestia czasu.
— Masz rację… Są bardzo nietypowi i chyba nigdy się ze sobą nie nudzą. Raz wpadłam pożyczyć od Hermiony książkę, a zastałam ich pojedynkujących się. Myślałam, że tym razem sprawy zaszły za daleko, a oni widząc mnie zaczęli się śmiać z mojej zdezorientowanej miny. To chyba ich nowy sposób na rozładowywanie napięcia.
Dwójka przyjaciół stała oparta o ścianę i z zainteresowaniem wpatrywali się w młode małżeńśtwo, siedzące na fotelu.
— I pomyśleć, że minęło już tyle lat… Mam wrażenie jakbym jeszcze wczoraj zakładał się z Weasleyem, że wytrzymają ze sobą dłużej niż trzy lata…
— Pamiętam to, chyba założyliście się o niezłą sumkę, bo pożyczał od wszystkich galeony. Tylko ty i mój brat jesteście na tyle głupi, by robić zakłady o ich uczucie.
— To ja stawiałem, że ich miłość potrwa wiecznie, więc nie możesz mieć mi chyba nic do zarzucenia — odparł z diabelskim uśmieszkiem, który Ginny tak bardzo lubiła.
Nie zauważyła momentu, w którym tak bardzo zżyła się z tym chłopakiem. Może i był z natury przebiegłym i dumnym Ślizgonem, ale odwagą i wiernością dościgał Gryfonów.
— Nadal pamiętam, jakie wojny toczyli, gdy wybierali kolor sypialni. Draco wolał srebro i zieleń…
— A Hermiona złoto i czerwień — zaśmiała się — Prawdziwa z niej lwica.
— Faktycznie nieźle go ujarzmiła. Malfoy chyba nigdy nie przypuszczał, że będzie spał w pomieszczeniu w połowie pomalowanym na czerwono, a w połowie na zielono.
— Za to z tego co dziś widziałam, to ich pościel jest zielona…
— Bo to wiadome, kto góruje w łóżku, ten…
— O czym wy, do diabła, rozmawiacie? — wszedł mu w słowo Harry, który właśnie zostawił Hagrida samego.
— Tajemnica — odparła niewinnie jego żona.
Nagle w pomieszczeniu coś huknęło i  trzasnęło. Wszyscy zebrani popatrzyli ze zdumieniem na Hagrida, który jak można było się domyślić z rumieńca na jego twarzy, wypił już za dużo i z impetem padł na kanapę, która momentalnie przełamała się na pół. Wszystkich rozbawił ten komiczny widok olbrzyma, który nie bardzo rozumiał, czemu siedzenie się pod nim zapadło, ale chyba jeszcze nikt nigdy nie widział, żeby Minewra McGonagall śmiała się tak głośno i szczerze.
Przed północą zadzwonił niespodziewanie dzwonek do drzwi i Draco razem z depczącą mu po stopach Hermioną, poszedł zobaczyć, kogo jeszcze licho przyniosło. Może jego żona postanowiła zaprosić na tą wesołą ucztę skrzatów domowych z Hogwartu?
Myślał, że nic go już dzisiaj nie zdziwi, ale już po paru sekundach stał w głębokim szoku, patrząc w zimne oczy Narcyzy Malfoy.
— Zaprosiłam twoją mamę — przyznała cicho kasztanowłosa. Jej głos był niepewny, jakby obawiała się jego reakcji, ale chyba zapomniała, że miała do czynienia z mistrzem kamuflażu. — Proszę, wejdź.
Kobieta czujnie rozglądając się dookoła przyjęła zaproszenie i z kwaśnym uśmiechem wręczyła Gryfonce bukiet białych róż.
— Dziękuję, bardzo śliczne! — ucieszyła się szczerze dziewczyna i z pewną niezręcznością uściskała krótko kobietę, która spięła się jeszcze bardziej. —  To ja pójdę wstawić kwiaty do wazonu.
I już jej nie było, a Malfoy obiecał sobie, że słono mu za to zapłaci, że tak po prostu go zostawiła. Wiedział jednak, że musiał sam stawić czoła tej sytuacji. Ostatni raz widział się ze swoją matką rok temu, gdy odwiedził jej sklep z szatami dla czarownic na Pokątnej. Mieszkała zupełnie sama po wojnie, ale jasno dała mu do zrozumienia, że nikogo nie potrzebuje, wciąż będąc tą samą dumną i zimną kobietą, co wcześniej. Wprawdzie pojawiła się na ich ślubie, ale nie została na weselu. Hermiona mówiła mu, że pewnie obawiała się reakcji ich gości, którzy przed wojną stanowili jej wrogów..
Teraz jednak czasy się zmieniły, a ona coraz bardziej się starzała i zapewne potrzebowała towarzystwa.
— Cieszę się, że przyszłaś — odezwał się wreszcie, a ona spojrzała na niego z ledwo dostrzegalną pokorą.
— Przepraszam, że przyszłam tak późno — powiedziała nieco drżącym głosem, co było niesłychanym widokiem dla jej syna, który nigdy nie widział jej w takim stanie.
Zrozumiał, że nie miała na myśli tylko spóźnienia na kolację.
— Jeszcze na nic nie jest za późno.


Ku uldze Ślizgona, Narcyza została przyjęta dość serdecznie, jednak z wyczuwalną rezerwą. Jednak po godzinie atmosfera na nowo się rozluźniła, a dwie teściowe rozmawiały na temat najnowszego krzyku mody w świecie magii. Po jakimś czasie przyłączyła się do nich Daphne z Molly i Hermioną, które z niekrytym zainteresowaniem słuchały wskazówek blondwłosej kobiety na temat doboru codziennych i odświętnych szat i łączenia ich z innymi akcesoriami.


O północy wszyscy wrócili do stołu i wznieśli uroczysty toast za zdrowie Hermiony i Dracona.
— Traktuj ją zawsze jak swoją księżniczkę — zagrzmiał ojciec dziewczyny, klepiąc Malfoya  po plecach — Już chyba zrozumiałeś, jak cenny skarb powierzyliśmy w twoje ręce.
— Dokładnie. Hermiona jest bez wątpienia najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw — powiedział z dumą Artur Weasley, patrząc na kasztanowłosą jak na drugą córkę.
— Zgadzam się całkowicie z twoimi słowami — przytaknęła mu profesor McGonagall — Intelekt pana Malfoya także prezentuje się doskonale i obiecująco. Gratuluję wam serdecznie tych pięciu lat małżeństwa.
— Oby było jeszcze więcej, gołąbeczki — zaśmiał się Zabini, rzucając się przyjacielowi na szyję.
— Za dużo wypiłeś, debilu — warknął blondyn, próbując wyplątać się z jego uścisku.
— Jakbyś nie mogła z nim wytrzymać, to zawsze możesz na nas liczyć, Miona. W naszym domu nie brakuje pokoi — George mrugnął do niej okiem, a Angelina szturchnęła go w ramię.
Gdy wszyscy złożyli im serdeczne życzenia i umilkły wszelkie głosy, Draco poprosił o uwagę.
— Chciałem wam tylko powiedzieć, żebyście nas nie poszukiwali i nie wpadali w panikę, gdy znikniemy na parę dni…
— Co ty pleciesz?
— Z okazji naszej piątej rocznicy, zabieram cię do San Francisco — powiedział z napięciem, patrząc jej w oczy — Załatwiłem nam już pięciodniowy urlop w pracy.
— Ale… Och, Draco — Hermionie gardło ścisnęło się ze wzruszenia i wyraźnie brakowało jej słów.
Zgromadzeni patrzyli się na nich z zapartym tchem, uważając, że tworzą razem piękną, zgraną parę, doskonale rozumiejącą potrzeby i myśli drugiego.
— Pamiętałeś, prawda?
Miała na myśli ich rozmowę, którą odbyli kiedyś na wakacjach, siedząc w jego posiadłości w środku lasu. Dziewczyna wyznała, że chciałaby polecieć do tego miasta razem w nim, a w tle leciały słowa piosenki:
,, If you're going to San Francisco
Be sure to wear some flowers in your hair
If you're going to San Francisco
You're gonna meet some gentle people there
Summertime will be a love-in there’’.
San Francisco u boku mężczyzny, którego kochała było jej młodzieńczym marzeniem, a ten cały wyjazd w środku lata najpiękniejszym wspomnieniem i tajemnicą w jej życiu.
— Jakbym mógł zapomnieć? — zapytał z niedowierzaniem, a w jego szarych oczach zalśniły łzy.
— Ja także mam wam coś ważnego do powiedzenia — przemówiła mocnym głosem. Rozejrzała się po twarzach obecnych, zatrzymując  dłużej wzrok na swoich rodzicach i Narcyzie.
— Tylko nie to — jęknął cicho Ron, przeczuwając co zaraz usłyszy.
— Jestem w ciąży.
To było zdecydowanie za dużo emocji jak na jeden wieczór dla Dracona Malfoya.
Spojrzał z czułością na drobną kobietę stojącą przed nim i najdelikatniej, jak potrafił położył dłoń na jej brzuchu, wyobrażając sobie małą Hermionkę w środku.
Po tym nie przejmując się nikim, nawet Wieprzlejem, który miał mu to pewnie wypominać do końca życia, popłakał się, jak małe dziecko.
Gryfonka roześmiała się serdecznie, a w jej orzechowych oczach także zalśniły łzy.
— Będziemy rodzicami… Będę tatą... — wychrypiał z radością — To… Jesteś najlepszym, co mnie spotkało.
Hermiona Malfoy patrzyła się na swojego męża, ucieleśnienie jej szczęścia i marzeń, z miłością.
Draco stał naprzeciw niej z szeroko otwartymi oczami i  z rozczochranymi włosami, a jego twarz rozjaśnił anielski uśmiech. Na policzkach zaraz obok śladu łez, odznaczało się parę drobnych blizn, które nadawały mu charakteru i uroku, a które ona tak bardzo lubiła. Nagle przyłożył rękę do swojej piersi, zapewne chcąc się upewnić, czy jeszcze nie umarł z wrażenia. Już miała mu powiedzieć, żeby przestał się wygłupiać, że to nie był żaden sen, gdy nagle porwał ją w swoje objęcia. Zakręciło się jej w głowie, gdy poczuła jak silne ramiona oplatają ją w talii.
Wszyscy obecni rozpływali się, widząc dwójkę zakochanych, splecionych w gorącym uścisku, a w powietrzu dało się wprost wyczuć woń emanującej od nich miłości.
— Wiesz, Harry…
— Tak, Ron?
— Nasza Hermiona chyba jednak dobrze trafiła w życiu…
— Całkowicie się z tobą zgadzam, przyjacielu.







Tamtarararam!
I oto tak długooo wyczekiwany epilog, ostatni wpis na tym blogu, kończący opowiadanie, które zaczęłam pisać licząc sobie jedynie 14 wiosen.
Teraz, w wieku 18 lat, gdy czytam te początkowe rozdziały mam wielką ochotę uderzyć siebie otwartą dłonią w twarz; ich poprawność i jakość nie są powalające, ale pewnego dnia się nimi zajmę.
    Przepraszam, że znowu Was zawiodłam i wystawiłam Waszą cierpliwość na próbę, ale na długi czas straciłam serce do dramione, a wena wyparowała, nie wspominając już o obowiązkach szkolnych. Trzecia klasa nie jest dla mnie łatwym okresem, dużo rzeczy się pozmieniało, stare znajomości się pozrywały, a powstały nowe.
Powyższy tekst powstał w ekspresowym tempie, bo w dwa dni, więc nie zabijcie mnie, jeśli znaleźliście w nim masę błędów. Jeśli ktoś zechciałby zabetować ten wpis, to byłabym bardzo wdzięczna. Za mniej niż dwa miesiące piszę maturę i teraz naprawdę muszę skupić się na nauce, chociaż na nowo wciągnęłam się w serię ,,Harry’ego Pottera’’ i trudno mi się oderwać od fanficów.
    Myślę, że jeszcze wrócę do blogsfery, może z innym parringiem dlatego możecie mi powiedzieć, czy preferujecie blogspot czy wattpad? Byłabym zaszczycona, gdybym mogła zobaczyć Was z powrotem na moim drugim blogu.
    Biorąc pod uwagę, że już się ,, nie zobaczymy’’ ( a jeśli tak, to nieprędko), chciałabym bardzo Was prosić o zostawienie po sobie komentarza. Nie liczę na wiele po tej długiej przerwie… Myślę jednak, że taki jeden komentarz dużo Was nie kosztuje, może to być  jedno słowo, a nawet minka, która da mi znać o tym, że ktoś tu był, widział i czytał. Anonimy, które nigdy jeszcze nie zabrały głosu, także mogą coś napisać!:) Każda opinia jest dla mnie na wagę złota, a wszystkie słowa stanowią dla mnie chyba największą motywację do pisania.
    Jestem ciekawa i trochę się boję, co myślicie o tym końcu, więc piszcie śmiało! :(


    Dziękuję z całego serca tym wszystkim czytelnikom, którzy byli ze mną od samego początku i także tym, którzy zawitali tutaj tylko na chwilę. Gdyby nie Wy, to nie skończyłabym tego bloga, bo pisanie dla samej siebie nie bardzo mi się podoba i nie mam na nie czasu. Kiedy człowiek wie, że ktoś czeka na twój rozdział, to od razu nabiera chęci i motywacji. Uważam, że sama przeżyłam świetną przygodę i równocześnie poznałam mnóstwo ciekawych osób, z którymi mam kontakt w codziennym życiu. Chciałabym także bardziej się z Wami zapoznać i mam nadzieję, że kiedyś się mi to uda.
    Jestem bardzo Wam WSZYSTKIM wdzięczna, a szczególnie Obliviate, Arianie, Skyler, Ridiculous raz Mrs. M, która poświęciła chyba najwięcej czasu na czytanie każdej notki, a później na pisanie długich komentarzy, których tak bardzo wyczekiwałam, dodawały mi one otuchy, pewności siebie, kiedy wszystko się waliło i siły.
    Trafili mi się najlepsi czytelnicy pod słońcem i mogę powiedzieć, że większość z Was zaglądała tutaj i komentowała systematycznie, za co stokroć dzięki. <3
    Dziękuję także Jasperowi, który cztery lata zachęcił mnie do stworzenia czegoś swojego i do pewnego czasu mi pomagał.
    Będę o Was pamiętać, kochani.
    Do zobaczenia,
    Nela.


Ps. Posyłam gorące całusy Marysi L., która wielokrotnie przypominała mi o tym, że mam tutaj coś do skończenia. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodłam, kochana.