piątek, 30 maja 2014

Pomocna dłoń ~ rozdział 5

              Jest taki moment, kiedy ból jest tak duży, że nie można oddychać. To  taki sprytny mechanizm, przećwiczony wielokrotnie przez naturę. Dusisz się, instynktownie ratujesz się i zapominasz na chwilę o żałości. Boisz się nawrotu bezdechu i dzięki temu możesz przeżyć.  
Nie wiedziała co tu robi, nic nie mogła sobie przypomnieć,  jedyne co czuła  to potworne uczucie, które wypalało ją niczym ogień. Rozdzierało jej ciało, duszę... Miała wrażenie, że zaraz rozsypie się cała na tysiące kawałeczków. Czuła w sobie ten pulsujący żar, który wzrastał z każdą minutą. Za każdym razem, gdy chciała już odpłynąć w nicość, coś jej w tym przeszkadzało. Nie mogła zapaść w śpiączkę i nic już nie czuć, wręcz przeciwnie, czuła jeszcze bardziej, jeszcze mocniej, a co najgorsze jeszcze boleśniej. Czy to już koniec? Zadawała sobie pytanie, tylko na to było ją stać. Jej mózg nie mógł ułożyć faktów w logiczną całość. Cierpiała jak nigdy dotąd. Jej ciało instynktownie broniło się przed nową falą zagrożenia; wiła się po ziemi, wymachując kończynami na wszystkie strony, miała wielką gulę w gardle i nie potrafiła nawet wołać o pomoc. Nagle jej prośby zostały wysłuchane. Nie czuła już niczego ; ból ustał, jednak nie na długo. Mimo to jej ciałem ciągle wstrząsał dreszcz. W jednej chwili zdała sobie sprawę, że widzi jakieś pochylające się nad nią twarze. Nie umiała sobie przypomnieć skąd je zna, czuła tylko, że budzą w niej negatywne odczucia. Gdy dostrzegła krzywy uśmieszek na buzi swoich oprawców i ten mrożący wzrok, odpowiedź spadła na nią, jak grom z jasnego nieba; Ślizgoni.  Nie słyszała ich głosów, była zbyt słaba. W jej głowie ułożyła się krótka odpowiedź na zadane wcześniejszej samej sobie pytanie. Czy to już koniec? Nie, to dopiero początek. Widziała bezwzględność i bezduszność w oczach Notta, ale wiedziała też, że się nie podda. Hermiona Granger nigdy, przenigdy się nie poddaje.





                               ***                                    


                     Wyszedł z Domu Węża powolnym krokiem. Do kolacji było jeszcze dziesięć minut. Był szczerze wkurzony na Blaisego. Chłopak umówił się z nim godzinę temu i się nie zjawił. W ogóle jakoś wszystkich gdzieś wywiało. Czuł, że coś się dzieje, a co najgorsze bez jego obecności. A przecież Draco Malfoy, najważniejszy członek Slytherinu miał wiedzieć o wszystkim. W jego podejrzeniach, że 
coś było na rzeczy utwierdziły go zlęknione, a zarazem rozbawione spojrzenia innych Ślizgonów. Udawał, że tego nie zauważa i nie zaszczycił nikogo pytaniem typu: ,, Co do cholery, się tak gapisz? Podziwiać ci się zachciało?". To były standardowe odzywki, ponieważ Malfoy dobrze wiedział,  że jest zniewalająco przystojny i ludzie często pożerają go wzrokiem. Teraz jednak dzięki wrodzonej bystrości i dziwnym zachowaniu rówieśników czuł, że coś się święci. 
Nagle ujrzał przed sobą Zabiniego, który wyłonił się zciemnego korytarza.
- Gdzie byłeś? - rzucił niby od niechcenia Draco w stronę kolegi, udając przy tym jak zwykle wyniosłego. Murzyn zatrzymał się przed nim z tajemniczym i zarówno zniesmaczonym wyrazem twarzy.
- Chodź, pokażę ci coś. - zaproponował Zabini z błyskiem w oku. 
Tajemnicza postawa kolegi nie przypadła mu do gustu. Nie lubił niespodzianek. Pewnie gdyby niewrodzony spokój arystokraty, to kazał by pewnie grubo tłumaczyć się koledze, gdzie u diabła się podziewał i co się dzieje. Jednakże jak zwykłe przyjął na siebie maskę obojętności, pokazując tym samym, że mało go interesuje, co Blaise chce mu pokazać. Poszedł za Ślizgonem mówiąc jednocześnie do niego, żeby było to coś ważnego, na co czarnoskóry odparł, że Draco nie pożałuje. Zdziwił się, gdy znaleźli się na siódmym 
piętrze i gdy chłopak wepchnął go do starej, nieużywanej sali. Już myślał, że to jakiś głupi żart i był gotowy bić Zabiniego za ten cały teatrzyk, kiedy nagle wszedł dalej i po prawej stronie zobaczył to, czego nigdy by się nie spodziewał...Sam nie wiedział, czy bardziej wkurzyły go zadowolone ze siebie twarze Ślizgonów, czy fakt, że tak bardzo przejął się widokiem bezwładnie leżącej na ziemi dziewczyny. Dobrze, że był świetnym aktorem, dzięki temu nikt nie mógł zobaczyć jak wstrząsnął nim ten obraz. Te wesołe oczy Gryfonki były teraz spowite mgłą. Nie mógł uwierzyć do czego posunęli się jego przyjaciele. Może by ich za to ukarał? Ale przecież Granger była tylko szlamą, a on lubił patrzyć na jej cierpienie. Czemu teraz się  to zmieniło? Przeniósł wzrok z leżącej dziewczyny na Notta. Łatwo było się domyślić,  że to on był mózgiem tej operacji. Draco spojrzał na niego beznamiętnym wzrokiem nadal sprawiając wrażenie jakby to wszystko kompletnie go nie ruszało. Pięciu Ślizgonów widząc jego znudzenie, zawiodło się. Myśleli, że w jakimś minimalnym stopniu zaimponują najwyższemu członkowi domu Slytherina, a tu nic; chłopak prócz zażenowania nie wyrażał żadnych innych emocji. Jedynie szósty obecny na sali Nott uśmiechał się triumfująco dając tym do zrozumienia,  że dopiero  zaczął ,, zabawę " z ofiarą, która niegdyś go upokorzyła.
- Co to ma być? - ostry niczym brzytwa głos Malfoya przeciął powietrze na wskroś. Obecni spojrzeli na niego zaskoczeni; może nadal wyglądał spokojnie, jedynie jego ton i lodowate spojrzenie zdecydowanie temu zaprzeczały.
- Jak to co? - zaśmiał się Nott, nie zwracając uwagi na nieprzyjazne zachowanie blondyna. - Chciałem poćwiczyć Flameboya Fobius i Imperiusa na tej szlamie. Nie spodziewałem się takiego spektakularnego efektu i pomyślałem,  że chętnie byś na to popatrzył. Jak tylko szlama trochę dojdzie do siebie to zacznę nową turę, w końcu nie każdy wytrzymuje takie coś przez pół godziny - dodał dumnie. 
Draco poczuł skurcz w żołądku. Wiadomość o tym, że Gryfonka była torturowana już pół godziny takimi wielkimi klątwami wyprowadziła go totalnie z równowagi. Bezwiednie zacisnął trzęszące się dłonie w pięści. Wszyscy zamarli widząc mrożący krew w żyłach wzrok szarookiego. Kompletnie nie rozumieli dziwnego zachowania chłopaka. Byli tacy pewni,  że ich pochwali, a tu okazało się być całkiem inaczej. 
Draco nie pojmował jednego.  Lada chwila, mogło przyjść tutaj Ministerstwo pozbawiając tym samym Notta praw za użycie takiego niewybaczalnego zaklęcia z zakresu najczarniejszej magii, a tymczasem nic się nie działo. Voldemort najwyraźniej musiał już mieć tam swoich szpiegów. Ale nie to było w tej chwili najważniejsze. Zadał sobie po raz kolejny to samo pytanie: dlaczego cierpienie kasztanowłosej tak bardzo mu przeszkadzało? Tym razem odpowiedź nadeszła bardzo szybko. Po pierwsze Granger była dziewczyną; bezbronną. Malfoy wiele razy wykazał się okrucieństwem, ale nigdy nie ośmieliłby zaatakować kobiety, jeszcze w tak bestialski sposób. Owszem, kochał dręczyć Pottera i Weasleya, ostatnio także i Granger, ale w życiu nie posunąłby się do tak wielkiego stopnia. Po drugie znał się na tych wszystkich urokach bardziej niż ktokolwiek. Dorastał przecież w domu Śmierciożerców, w którym nie było żadnych granic, jeżeli chodziło o czarną magię. Lucjusz nawet czasami sam dla wytrenowania syna rzucał na niego najokropniejsze klątwy. A do takich zaliczał się czar Flameboya Fobius. Słysząc, że Hermiona wytrzymała aż pół godziny wywarł na nim duże wrażenie.
 Po trzecie fakt, że jedną dziewczynę zaatakowało jedną aż tyle osób nie
mieścił mu się w głowie. Mówiło to wyłącznie o dużym tchórzostwie i braku honoru.
A tak na marginesie mówiąc, mogli za ofiarę wziąć sobie Weasleya, przecież on też ich przyłapał. Draco z uśmiechem na twarzy patrzyłby na katusze rudzielca; ale nie na Gryfonki. Dlatego po wewnętrznej walce ze samym sobą uznał, że musi to wszystko przerwać. Najchętniej to by sam od razu rzucił się z pięściami na Notta za jego zarozumialstwo. Wolał jednakże zaczekać na bardziej sprzyjające warunki.
- Macie w tej chwili to przerwać i wypad stąd - powiedział w końcu blondyn spokojnym głosem.  Tak jakby codziennie ratował szlamy z opresji. Blaise lekko odetchnął jakby obawiał, że jego przyjaciel może zareagować w inny sposób. Odpowiedziały mu między innymi oburzone i zdumione spojrzenia. Tylko Nott odważył się odezwać:
- Chyba coś ci się pojebało, Smoku, dopiero zaczynamy. 
Ślizgoni obserwowali z napięciem Malfoya i Teodora. Ten drugi nie miał zamiaru zrezygnować, natomiast arystokrata nie uznawał nie wypełnienia ,,rozkazu''. Nie dał też po sobie poznać jak bardzo wypowiedź szatyna go rozjuszyła. Odwrócił głowę w stronę Zabiniego i powiedział bardzo wolno i wyraźnie:
- Blaise, wyproś stąd wszystkich, bo za chwilę skończy się to nieco inaczej. Czarnoskóry zauważył, że cierpliwość Dracona zaczyna się już wyczerpywać. Wolał nawet nie myśleć co by się stało, gdyby chłopak się wkurzył. Zdecydowanie ponowił żądanie Malfoya, teraz już nikt nie zamierzał stawiać oporu. Ślizgoni pośpiesznie wyszli z klasy z duszą na ramieniu, zostawiając Gryfonkę i blondyna sam na sam. Nott zamykając drzwi mocno nimi trzasnął. Zalała go potężna fala gniewu i irytacji do Malfoya. Nott upokorzył się po raz kolejny w jego oczach i do tego piątki innych Ślizgonów. Nie podobało mu się,  że arystokrata ma nad nim kontrolę, a on musi wykonywać jego rozkazy. Miał taką ochotę na torturowanie Granger i słuchanie jej piasków rozpaczy, nic jednak z tego nie wyszło. Teodor nie miał pojęcia, co kierowało chłopakiem. Wszyscy jednak doszli do wniosku, że Malfoy najbardziej lubił znęcać się nad Hermioną i fakt, że ktoś chciał odebrać mu tą przyjemność spowodowała u niego właśnie taką reakcję.  Szóstka przedstawicieli Domu Węża była pewna, że szarooki właśnie teraz sam znęca się nad kasztanowłosą. To przypuszczenie spowodowało w Nottcie jeszcze większy gniew.
- Nikt nie będzie mi niczego rozkazywał. Jeszcze mu pokażę, że nie tylko on może znęcać się nad Granger. - szepnął sam do siebie. A przypyszczenie, iż dokuczanie tej szlamie jest zabronione i zarezerwowane dla Malfoya, wzbudził w szatynie jeszcze większą chęć skrzywdzenia jej.




***

                 

 Jej oddech powoli wracał do normy, a myśli zaczynały układać się w całość. Powróciła jej trzeźwość umysłu, gdy jej ciało zaczęło niespodziewanie zdrowieć.
 Zdumiona otworzyła oczy. Malfoy jej pomagał. Powoli przejeżdżał różdżką po jej ranach; wewnętrzny ból kasztanowłosej także zniknął.  Wpatrywała się w Ślizgona z niezrozumieniem. Ale nagle wszystko sobie uzmysłowiła. Moody wiele razy opowiadał w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa, o tym jakie techniki wykorzystują Śmierciożercy. Torturują ofiarę, potem ją uzdrawiają i w kółko to samo. Nic lepszego człowiek nie może zrobić człowiekowi, niż uwolnić go od cierpienia i nic gorszego, niż to cierpienie znów zadać.
 Hermiona szybko odgoniła od siebie tą czarną myśl. Bez przesady, ale ile można się nad kimś pastwić przez taką drobnostkę? Arystokrata patrzył na nią beznamiętnym wzrokiem. Jego postawa nic nie wyrażała. I to ją właśnie utwierdziło w swojej racji. Dziewczyna pośpiesznie wstała z podłogi. Nogi nadal miała jak z waty, więc oparła się o ścianę.  Draco także powoli wstał nie spuszczając z niej  oczu.
- Dlaczego? - wychrypiała. - Dlaczego kazałeś im to zrobić? 
Jej głos przepełniony był mieszaniną  obrzydzenia, zwątpienia i oburzenia. W Malfoyu coś drgnęło, wyraz jego  twarzy momentalnie się zmienił. Po chwili przyjął na siebie jak zwykle maskę obojętności. Napiął wszystkie mięśnie jakby szykował się do ataku.
- Słucham? - warknął. 
Hermiona patrzyła na niego z rozdrażnieniem. Skoro chciał sprawić jej ból,  to mógłby się chociaż przyznać i wziąć to na klatę. Zrozumiała, że udaje, że nic się nie stało. Ona też miała widocznie tak zrobić. Nie miała pojęcia czy minęło parę sekund, minut, czy też godzina. Po jaką cholerę chłopak tu stał i się na nią gapił? Osiągnął to co chciał,  a teraz niech zjeżdża. Udowodnił, że jest kimś, a ona tylko zastraszoną  szlamą. Nie mogła się ruszyć, blondyn paraliżował ją tym swoim charakterystycznym, badawczym spojrzeniem. Wreszcie pokiwał głową na potwierdzenie jej wcześniejszych słów i wyszedł z kamienną twarzą z sali trzaskając drzwiami. Orzechowooka nie wiedziała o co chodziło Malfoyowi. Po jej policzkach spłynęły łzy. Jednego była pewna: ten człowiek był jej największym wrogiem w całym Hogwarcie. Wyszła jak najszybszym krokiem z tego pomieszczenia. Obawiała się, że jak zostanie tam choć chwilę dłużej, to wrócą po nią Ślizgoni. Idąc pustymi korytarzami odwracała się za siebie. Nie miała zamiaru udać się  do wieży Gryffindoru. Gdyby Harry lub Ron zobaczyli ją w takim stanie... Wolała nie myśleć, co by się wówczas wydarzyło. Na pewno nie opowie im tej sytuacji, a do tego biedny Harry i tak nie ma lekko. Po co więc obarczać go swoimi problemami? Zdała sobie sprawę,  że znajduje się przy schodach do Wieży Astronomicznej. Nogi same ją tu zaprowadziły. Nie zastanawiając się nad niczym wbiegła po nich. Potrzebowała ciszy i spokoju. Musiała ochłonąć i poukładać sobie wszystko w głowie.  Do oczu wciąż napływały jej łzy, a obolałe ciało dawało o sobie znać. Hermiona bez wahania otworzyła drewniane drzwi i znalazła się na zewnątrz.  Wyszła na środek. Teraz przypomniała sobie, że pogoda jest nieciekawa. Zimne powietrze uderzyło ją powodując tym samym dreszcze na ciele kasztanowłosej. Na jej wyblakłą twarz spadały krople deszczu.  Gryfonka nie myślała w tej chwili, że może się przeziębi, lub czy jej zachowanie jest nieodpowiedzialne. Co z tego, że było zimno i jej ciało niczym jak ostrza przebijał  chłodny wiatr, deszcz. Była na dnie, na dnie rozpaczy. Patrzyła martwym wzrokiem na smutny krajobraz Hogwartu. Świat smucił się razem z nią, niebo płakało razem z nią. Wyszła chwiejnym krokiem spod zadaszenia i wychyliła się przez barierkę. Spojrzała w dół. Deszcz rozmazywał jej widoczność, tak samo jak łzy. Wiatr smagał jej włosy kąsając boleśnie w twarz. Po chwili otrzeźwiała. Zdrowy rozsądek wrócił. Weszła chwiejnym krokiem na schody zatrzaskując za sobą drzwi. Usiadła na lodowatej posadzce schodów. Wpatrywała się w pierwszy stopień. Nawet jakby ktoś szedł to by jej nie zauważył. Była u samej góry i panował do tego nieprzenikniony mrok. Nie zwracała uwagi na trzęsące się ciało. Rozmyślała gorączkowo jakby tu się obronić przed Ślizgonami. Jeśli znów zrobi coś przeciw nim, to oni po raz kolejny ją zastraszą. Po pierwsze musiała zawsze mieć przy sobie różdżkę. Zapomniała ją zabrać, gdy wychodziła z Pokoju Wspólnego. Po drugie nie mogła pod żadnym pozorem okazywać słabości. Musiała udawać pewną siebie. Ten Malfoy był zdolny posunąć się jak najdalej. O tak, on to na sto procent zostanie Śmierciożercą, pomyślała Gryfonka. Poczuła się nagle jak ostatnia idiotka. Jeszcze wczoraj tak beztrosko się z nim droczyła! I do tego tak szczerze się uśmiechała. Malfoy widocznie musiał mieć z niej niezły ubaw. A ona taka naiwna twierdziła, że pod tą maską obojętności i szyderstwa znajduje się chłopak, w którym jest chociażby iskierka dobra. Może i tak było, może i nie. Koniec końców Draco nie miał zamiaru ujawniać przed nią prawdziwej natury. Z drugiej strony czemu miałby to robić? I tak go nienawidziła najbardziej na świecie.
- Och, Miona. Za dużo czytasz książek. W każdym doszukujesz się dobrej strony, nawet jak jej nie ma - skarciła samą siebie. W tej chwili zdała sobie sprawę, że jeżeli za chwilę się nie ogrzeje to zamarznie. Podniosła się niezdarnie ze schodów i zeszła powoli na dół. W duchu czuła, że parę dni minie zanim sama odważy się wyjść ze swojego dormitorium.




***



                      Była dwudziestatrzecia, gdy Hermiona przeszła przez dziurę pod portretem. Wzięła orzeźwiającą kąpiel w łazience prefektów w ramach rozluźnienia. Zajęło jej to trochę więcej  czasu niż się spodziewała, ale przynajmniej uspokoiła swoje nerwy. Miała nadzieję,  że w Pokoju Wspólnym będzie mało osób. Prościej mówiąc nie chciała spotkać Ginny, Harry'ego lub Rona. Mogliby się zorientować, że coś jest nie tak. Przecież Gryfonka mimo poprawy samopoczucia nadal się trzęsła i obejmowała ramionami. Zawsze jednak była dobrą aktorką i widząc swoich przyjaciół w fotelach, pomyślała, że ta zdolność się jej przyda. Mianowicie Harry i Ron siedzieli w pokoju przed kominkiem. Prócz nich w pomieszczeniu był Krzywołap oraz garstka szóstoklasistów. Kasztanowłosa zauważyła, że jej przyjaciele są czymś wyraźnie podnieceni. Widząc spojrzenie rudzielca podeszła do nich i zapadła się w czerwonym fotelu, a kot ochoczo usadowił się obok. Wyraz twarzy Rona momentalnie zmienił się na ostry.
- Gdzie ty się do jasnej ciasnej podziewałaś, Hermiono? - spytał poirytowany. - Siedzimy tu od ładnych paru godzin i odwalamy pracę..
- Nie bój się, Ron - przerwała mu zgryźliwie, krzyżując charakterystycznie ręce na piersi. - Swoje zadania odrobiłam już na początku tygodnia. Byłam w bibliotece. 
Gryfoni nie doszukali się w tej informacji niczego podejrzanego. Dobrze wiedzieli, że ich przyjaciółka spędza długie godziny w towarzystwie obszernych tomów. Teraz pewnie się zasiedziała lub przy okazji może poszła odwiedzić skrzaty domowe, których losem ostatnio  niezwykle się przejęła. Ani Ron, ani Harry nie zwrócili uwagi na jej nienaturalne zachowanie i przygaszone spojrzenie orzechowych oczu. Za to Hermiona z nieobecnych i zamyślonych wyrazów twarzy swoich rozmówców wywnioskowała, że coś istotnego się stało. Wprawdzie marzyła, żeby zatopić się w swoim łóżku, ale ciekawość wzięła górę.
- Coś się stało? - spytała po chwili. Brązowowłosy oderwał wzrok od swojego eseju z astronomii i popatrzył na nią z błyskiem w oku.
- Przed chwilą rozmawialiśmy z Syriuszem w kominku...
- Co? - zdumiała się. - To niebezpieczne posunięcie!
- Spokojnie. Nikt nas nie widział. Musieliśmy skończyć, bo przyszli tamci - wskazał głową na paru Gryfonów śmiejących się beztrosko. Gryfonka uznała, że później będzie miała czas na skarcenie ich za nieostrożność. Była spragniona informacji. Czy zostały podjęte jakieś środki mające na celu zniszczenie wroga? Harry jakby czytał jej w myślach. Wyrzucił ze siebie ponuro:
- Syriusz nie wie dużo o sprawach Zakonu.. Ostatnio siedzi, jak on to powiedział ,, bezczynnie w domu ze starym i chorym na umyśle skrzatem domowym" - zacytował, a Hermiona zrobiła urażoną minę. Jak można było być  tak nieczułym? Przecież Stworkowi na pewno było ciężko! 
- Mniejsza o to, Umbridge podobno zabrania używania nam czarów, bo razem z Knotem uważa, że chcemy zaprawić się do walki przeciw Ministerstwu.
 Hermiona otworzyła szeroko oczy.
- Zaprawiać do walki? - powtórzyła oburzona. - Co oni myślą, że tworzymy armię czarodziejów?
- Dokładnie - odpowiedział Ron znużonym głosem. - Obawiają się, że Dumbledore chce przejąć władzę w Ministerstwie Magii. To najgłupszy pomysł, o jakim słyszałem, włączając w to bzdury, które opowiada Luna Lovegood.
- Więc mamy się nie uczyć obrony, bo Knot się boi, że użyjemy zaklęć przeciwko niemu! To chore - podsumowała rozeźlona Hermiona. Jej twarz jeszcze bardziej pobladła.
- Jutro w Proroku ma ukazać się coś o Dumbledorze - zdradził poruszony Harry - Pewnie kolejne bzdety - skończył wściekle, po czym dodał szybko:
- Hagrid powinien za niedługo wrócić. Kończy swoją misję..
To zdanie zawisło w powietrzu i wywołało pogodne uśmiechy na twarzach trójki Gryfonów.  Myślami już byli w tej jego małej chatce pełnej różnych dziwnych rzeczy... Hermiona pierwsza ocknęła się z zadumy. Wstała powoli z siedzenia, biorąc przy tym rudego kota na ręce.
- Idę spać. Dobranoc, chłopcy - wymusiła na sobie uśmiech.
- Na pewno wszystko w porządku? - spytał nagle Harry wyczuwając w 
jej głosie  nutkę zmęczenia. Chłopak był bardzo spostrzegawczy i empatyczny. Kasztanowłosa już miała odpowiedzieć, gdy Ron ją wyprzedził.
- Chyba faktycznie coś jest nie w porządku skoro nie zostawiłaś tych szkaradnych skarpet dla skrzatów. - burknął sarkastycznie, na co oburzona orzechowooka prychnęła i odwróciła się na pięcie.
 Rudzielec w odróżnieniu od brązowowłosego miał o wiele mniej wyczucia, jednak zawsze zaciekle jej bronił, co czasami źle się kończyło. 
Hermiona szybko się przebrała, zamieniła słowo z Parvati i położyła się do łóżka. W jej ślady po chwili poszła reszta koleżanek. Gryfonka nie mogła jednak zasnąć; nie dziwiła się temu. Ten dzień bez wątpienia zaliczał się do najgorszych jej dni w Hogwarcie. Za każdym razem, gdy zamykała powieki widziała te smutne, szare oczy. Na samo ich wspomnienie przechodził ją dreszcz. Chyba po raz setny tego dnia poczuła wzbierającą w niej nienawiść do pewnego Ślizgona. Westchnęła, chyba nigdy nie zrozumie toku myślenia innych osób. Chodziło tu także o Knota... Za oknem szalała okropna burza, nadająca wszystkiemu mrocznego charakteru. Gryfonka długo jeszcze rozmyślała, po czym oddała się w ramiona snu. Sen jednak nie mógł dać jej  tak potrzebnego ukojenia.




***


             

                           Kolejne dni przeleciały bardzo szybko w wirze nauki i codziennych obowiązków. Uczniom Hogwartu zaczęło udzielać się uczucie monotonii. Wstawali, spożywali jedzenie, uczyli się, a potem znów się uczyli, szli spać. I tak w kółko. Nie wydarzało się nic nadzwyczajnego prócz jednego, a ściślej mówiąc dwóch istotnych faktów. Pierwsza wiadomość do głębi wstrząsnęła Hogwartem. Dotyczyła mianowicie nikogo innego niż Dolores Umbridge. Nowej Inkwizytorki Szkoły Magii i Czarodziejstwa. To nowe stanowisko zapewniało jej wiele przywilejów. Między innymi miała prawo ustanawiania w szkole nowych zasad i reguł. Mogła kontrolować wszystko i wszystkich.  A szczególnie dyrektora i profesorów. Jak to napisali parę tygodni temu w Proroku to właśnie Umbridge ,, doniosła co w tej szkole naprawdę się dzieje". Drugą sprawą była Hermiona. Oczywiście ani Ronowi, ani Harry'emu nie uszło uwadze dziwne zachowanie ich przyjaciółki. Gdy tylko natknęła się na Ślizgonów kurczowo zaciskała ręce na różdżce i szła jak najbliżej dwóch Gryfonów, po czym, gdy znikała z pola widzenia członków Slytherinu, odwracała się bez przerwy na boki. Kasztanowłosa odparła na zadane pytanie, że nie wie o co im chodzi, nawet Ginny nie chciała nic wyjawić mimo nacisku rudej. Z czasem zachowanie orzechowookiej wracało do normy. Jednak cała hogwarcka młodzież wyczuwała wrogie nastawienie dwóch najbardziej rywalizujących ze sobą domów. Gdy Umbridge, zaczęła pełnić wyższą rolę wówczas Ślizgoni stali się bardziej pewni siebie. Coraz częściej dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji, ale to przeważnie członkowie Domu Lwa na tym cierpieli. Hermiona zbierając całą swoją odwagę rozdzielała wściekłych uczniów wraz z Ronem. Za każdym razem Nott uśmiechał się do niej porozumiewawczo z groźnym błyskiem w oku. Kasztanowłosą przechodził wówczas dreszcz, ale jak sobie obiecała, nie dawała nic po sobie poznać. A Draco? Cóż, on z kolei zaczął ją zupełnie ignorować.
Czasami przyłapywała blondyna jak intensywnie się w nią wpatrywał. Było to jednak w środku września, a teraz nastał październik. Wszyscy traktowali się tak jak zawsze.  Mianowicie każdy Gryfon i Ślizgon siebie nienawidził. Do tej kategorii zaliczała się także Gryfonka, lecz bardzo szybko jej cały świat miał zostać  wywrócony do góry nogami. Jutrzejszy dzień miał nieść za sobą mnóstwo niespodzianek, ściślej mówiąc; trening qudditcha, lecz nie tylko to.




***



                    Pierwsze różowe smugi jutrzenki położyły się na konarach drzew i na Hogwarcie. Niebo zaczęło różowić się lekko, nieśmiało, a nagle  błyszczało już tysiącem barw.
 Budziła się cała przyroda; ptaki zaczynały swój poranny koncert, owady o różnorodnych skrzydłach unosiły się w powietrzu, zwierzęta w Zakazanym Lesie wyruszały w celu poszukiwaniu pożywienia. Słońce jakby nieco zaspane świeciło mglisto przez delikatną osłonę chmur. Mgła unosząca się w powietrzu opadała, a rosa oklejająca łodygi traw i liście znikła. 
 Jaskrawe promienie wdarły się  także do dormitorium dziewcząt na siódmym piętrze. Hermiona powoli podniosła się na łóżku i przetarła zaspane oczy. Była godzina dziewiąta. Ach, w końcu nadszedł wyczekiwany od tak dawna weekend! Do piękna, słoneczna pogoda, której tak długo nie było. Świetne warunki na qudditcha. Angelina robiła dziś  pierwszy w tym roku trening, a do drużyny dołączył także Ron. Hermiona była ciekawa jak też chłopak może wypaść. Na początek jednak trzeba było się pouczyć, a trening miał być o szesnastej. Kasztanowłosa wyskoczyła ze swojego łóżka nucąc pod nosem wesołą piosenkę. Stała nad kufrem zastanawiając się co też dzisiaj ubrać, w końcu taka piękna pogoda... Wreszcie wybór padł na różową, cienką koszulkę i na czarne rurki. W toalecie użyła jak zwykle swoich fiołkowych perfum i wyjątkowo lekko pomalowała orzechowe oczy.  Zeszła do Wielkiej Sali z Ginny, Harrym i Ronem. Jak zawsze Hermiona upomniała dwójkę przyjaciół za to, że w ich dzisiejszych planach nie było miejsca na naukę; chłopcy zamierzali poćwiczyć przed treningiem. Dlatego też dwie Gryfonki wróciły same do wieży Gryffindoru. Uczyły się pilnie i odrabiały zadania domowe. O szestanstej ruszyły na boisko. Szły nieśpiesznie śmiejąc się i gawędząc na damskie tematy. Podziwiały piękno dzisiejszego dnia; iskrzącą się trawę w słońcu, intensywną zieleń, bujne korony drzew na  tle błękitnego nieba. Unoszący  się  w powietrzu zapach słońca, rozwieszał blaski uśmiechów w zieleń. Wiatr koił szeptem muzyki, mukał balsamem każdy zmysł kołysząc w miękkich taktach. Wzrok wybiegał w przestrzeń zastygając  w pragnieniach gdzieś za horyzontem marzeń...
- Szkoda, że już październik - westchnęła Ginny.- W poniedziałek znowu ma padać. 
Usiadły na trybunach w czwartym rzędzie. Po chwili podeszła do nich Lavender z Parvati. Obydwie zaplotły włosy w długie warkocze i ubrały krótkie spodenki. Hermiona pomyślała,  że to przesada, nie było, aż tak ciepło. Ku niezadowoleniu Hermiony i Ginny, dwie Gryfonki zajęły miejsce obok nich. Na trybunach zaczęło pojawiać się coraz więcej osób.
- Gdzie oni są? Powinni już wyjść z tej szatni... - gderała Parvati.
- Patrzcie! - przerwała jej przyjaciółka,  podskakując na siedzeniu. 
Hermiona i Ginny posłały jej znudzone spojrzenie, po czym spoglądnęły tam, gdzie złotowłosa. 
 W pierwszym rzędzie siadał właśnie umięśniony blondn o kpiącym uśmiechu. W Hermionie coś się zagotowało, gdy zobaczyła piątkę Ślizgonów. Jasne jak słońce było to, że przyszli ponabijać się z drużyny Gryffindoru. 
- A ci tu czego? - warknęła Ginny marszcząc brwi. Lavender posłała jej zdziwione spojrzenie.
- To Draco Malfoy, najprzystojniejszy facet w całym Hogwarcie! - zapiszczała - Widzisz jego mięśnie...
- Tak, faktycznie. Mięśnie świadczą o wszystkim - powiedziała sceptycznym głosem Hermiona, czerwieniejąc ze złości. Popatrzyła na swoje dwie współlokatorki z politowaniem.
- O co wam chodzi? - zdumiała się Patil - Wiemy, że Malfoy to palant. Ale gdyby na nas zwrócił uwagę... Nie rozumiem, co on ci takiego zrobił, Hermiono. Krzywisz się na samo wypowiedzenie jego nazwiska.
- Przecież on głównie dręczy Hermionę, Harry'ego i Rona od początku pierwszej klasy! -wytłumaczyła rudowłosa ze znużeniem.
 Fakt, nie dość, że dokuczał jej i wszystkim wokół to do tego niedawno kazał ćwiczyć na niej śmiercionośne zaklęcia. Nie wcale nie miała powodów, aby znienawidzić arystokratę, dopowiedziała sobie w myślach Hermiona. Nie wiedziała jednak jak bardzo się myliła w pewnej istotnej kwestii. A poza tym jakby dłużej się nad tym zastanowić,  to kasztanowłosa musiała przyznać, że Malfoy mimo wszystko nie był  już 
taki wredny. Z pewnością blondyn dawniej, kiedy widział znienawidzoną przez siebie osobę zaczynał z niej otwarcie kpić. Natomiast dzisiaj Ślizgon najczęściej ignorował tego kogo uważał za śmiecia i nie próbował nawet strzępić sobie języka. Oczywiście jeżeli ktoś go obrażał to sprawa zazwyczaj kończyła się brutalnie. Wystarczyło też jedno nieprzyjazne spojrzenie w stronę blondyna, aby doszło do ostrej wymiany zdań. Podsumowując nikt nie miał prawa szydzić z Dracona Malfoya, on za to mógł i to ze wszystkich, lecz ostatnimi czasy mu się nie chciało. Gryfonka zlustrowała go wreszcie wzrokiem. Siedział dużo niżej. Ale i tak widziała jego blond włosy, które dzięki promieniom słonecznym przybrały kolor platynowy. Miał na sobie czarną podkoszulkę z szarymi plamami. Często nosił ubrania w ciemnych barwach, z pewnością był to jego ulubiony kolor. Kasztanowłosa musiała przyznać rację Lavender. Malfoy z wysokim wzrostem, umięśnioną budową, rysującycymi się powoli kościami policzkowych i z tymi włosami, wyglądał  jak model z okładki tych mugolskich magazynów dla nastolatek. Zresztą co z tego, że może był  przystojny? Dla niej wygląd nie odgrywał większego znaczenia.
Poza tym aktualnie nienawidziła go tak bardzo jak można było  to sobie wyobrazić.  Przestała się już nad tym zastanawiać, gdyż na zalany stadion słońcem wyszła tegoroczna drużyna Gryffindoru. Niestety zostali przywitani niezbyt przyjaźnie: szydercze gwizdy i okrzyki Ślizgonów mówiły same za siebie.
- Na czym lata Weasley?! - już po minucie można było usłyszeć złośliwe docinki. Na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi. Gryfoni wskoczyli na miotły i poszybowali w górę,  na swoje miejsca. Hermiona wpatrywała się z uśmiechem w bladego Rona. Z zielonego odcienia jego skóry wywnioskowała, że nie czuje się on zbyt pewnie. Nie ułatwiała mu tego obecność Ślizgonów. 
- Wiecie, że Malfoy przez ostatni tydzień codziennie o szóstej z rana trenował na boisku? - spytała Lavender wzdychając. - Miałam szlaban u McGonagall i go widziałam.
- No i? - prychnęła Ginny nie odrywając wzroku od boiska: Alicja podała kafla do Freda, a ten rzucił do Rona, któremu kafel wypadł z rąk. Każdy w zasięgu stu metrów usłyszałby kpiący wybuch śmiechu Ślizgonów.  Nawet Draco, który udawał wyniośle obojętnego i w żaden sposób nie komentował gry dając tym samym do zrozumienia, że jest wszystkim znudzony, wybuchł głośnym śmiechem. Gdy Ron po raz drugi puścił kafla, Hermiona myślała, że trybuny rozsadzi. Kolejny atak wesołości Ślizgonów został skwitowany przez Gryfonów wrogim spojrzeniem. Gra trwała nadal. Angelina podała do Georga, on do Alicji, Fred strzelił pałką kafla do bramkarza. Bramkarz jednak nie obronił i sam cudem uniknął upadku z miotły.
- Na wyborach zdecydowanie był lepszy - powiedziała Parvati z niezrozumiem.
- To wina Ślizgonów - rzekła Ginny nieco zirytowanym tonem.
 Co chwilę można było usłyszeć obraźliwe obelgi w stronę grających Gryfonów, szczególnie tyczących się Harry'ego lub Rona. Z kolei rudy w końcu obronił, ale na nieszczęście walnął Alicję w twarz kaflem. Dziewczynie zaczęła ciec krew z nosa, a po tym jak Fred dał jej jakieś pastylki, które miały pomóc, tylko zaszkodziły i zwiększyły falę krwi. Poszkodowana Gryfonka zatoczyła się i stanęła na ziemi, a obok niej reszta drużyny. Zaniepokojona Hermiona zeszła na boisko wraz z Ginny. Wówczas Ślizgoni, którzy wcześniejszej ją olewali teraz zainteresowali się osobą kasztanowłosej, a ściślej mówiąc Pansy.
- A tą szlamę kto tu wpuścił? Czyżby wielkie trio nie rozdzielało się w ogóle? Albo myślą, że zaraz zaatakuje Ten Którego Imienia Nie Można Wymawiać? Ta szczota na pewno im nie pomoże - mówiła głośno Parkinson, po czym wybuchła gromkim śmiechem.
- Co się stało? - spytała Ginny  podchodząc do Angeliny i reszty.
- Przez przypadek daliśmy Alicji Bąblówkę Krwawą... - przyznał się nieśmiało Fred, a Hermiona natychmiastowo zmroziła go wzrokiem.
- Zaprowadźmy ją do Skrzydła Szpitalnego - poradziła Katie. I już po chwili Katie, bliźniacy i Ginny prowadzili bladą jak kreda Alicję w stronę zamku. Angelina wyglądała na zawiedzioną, natomiast Ron był mocno zmartwiony, praktycznie to przez niego trening się nie udał. 
- Trudno, poćwiczymy kiedy indziej.. - westchnęła kapitanka i powlokła się do szatni. 
- Ron nie przejmuj się - pocieszyła go Hermiona. Gryfon zrobił jednak wściekłą minę.
- Czym mam się nie przejmować?! - warknął na nią. 
Harry ze strachem patrzył jak jego przyjaciel wyładowuje złość na kasztanowłosej. 
- To nie moja wina. A ty od razu zakładasz, że to ja...
- Ależ nie! - przerwała mu wkurzona Gryfonka - Jesteś smutny, chciałam....
- Nie, Hermiono! Chciałaś dać mi do zrozumienia, że jestem najgorszy i mnie przez to...
- A czy powiedziałam coś takiego?! - przerwała mu krzyżując ręce na piersi. - To twoje domysły, Ron! Trening ci nie wyszedł mścisz się na mnie! 
- A widzisz?! Jednak uważasz, że to mi nie wyszło! 
Hermiona odwróciła się gwałtownie. Opuściła boisko z płonącą twarzą. Nie dość, że kłóci się z najlepszym przyjacielem o jakąś błahostkę, to na dodatek przy Ślizgonach. Teraz przez tydzień będą mówić o ich sprzeczce. Szła w kierunku zamku zdecydowanym krokiem.




***




                  Draco siedział na ławce opierając się niedbale o jej oparcie. Z uwagą wpatrywał się w kłótnię Gryfonki i Gryfona z mieszaniną różnych uczuć. Czuł zażenowanie i irytację.  Weasley to nawet potrafił pokłócić się z przyjaciółką w ciągu minuty. Obserwował jego rozjuszone zachowanie, podczas, gdy Granger tak pewnie przed nim stała z czerwoną twarzą. Zdziwiła go jej postawa, w ogóle nie bała się  Gryfona, mimo iż on wyglądał jakby miał się na nią rzucić. No tak, przecież się przyjaźnią. Draco mimowolnie wrócił do sytuacji w lochach sprzed miesiąca. Granger wtedy się go bała,  bała się cokolwiek powiedzieć. Widok wkurzonej i pewnej siebie Gryfonki był tak komicznym widokiem, że chętnie zaśmiałby się szczerze.  Patrzył za nią jeszcze jak szła szybko w stronę Hogwartu. Wiatr powiewał jej kasztanowłosymi włosami.
- Dalibyście wiarę? Nawet naszemu trio zdarzają się chwilę spięć - powiedział znudzonym głosem Zabini.
- Szkoda, że Nott tego nie widział. Powinien lada chwila tu być, na pewno powiedziałby coś tej szlamie. Mówił mi, że tylko czeka na okazję, żeby coś jej zrobić - zaśmiała się perfidnie Pansy. Draco spiął odruchowo wszystkie mięśnie. Parkinson nie zdała sobie sprawy, że wyjawiła zamiary Teodora co do Hermiony. Chłopak za wszelką cenę nie chciał, żeby Malfoy się dowiedział o tym, że chce on złamać jego zasady.  A przecież po tym jak dręczyli Gryfonkę wyraźnie im powiedział , że mają trzymać się od niej z daleka. Owszem Malfoy lubił nabijać się ze wszystkich, a szczególnie z Hermiony, ale żeby przechodzić do rękoczynów?  Nie chciał się przed sobą przyznać,  ale gdy zobaczył kasztanowłosą leżącą na ziemi, całą sparaliżowaną to zrobiło mu się jej żal. Utwierdziło go to w tym, że Nott jest zdolny do wszystkiego, a za cel dręczeń wybrał sobie nikogo innego niż Hermionę Granger. 
Dlatego też słysząc, że Nott miał tu przyjść, a Granger samotnie wraca do zamku wstał z trybun i bez słowa wyjaśnienia ruszył szybko w stronę Hogwartu. 

                                ***


Hermiona weszła do szkoły od strony szklarni. Nie chciała wchodzić głównym wejściem. Na pewno natknęłaby się na kogoś - na przykład na Ginny. Skręciła i przechodząc koło gobelinów zobaczyła w oddali czyjąś sylwetkę. W ustach jej zaschło, gdy rozpoznała Notta. Nagle z przerażeniem stwierdziła, że wychodząc z rudowłosą zapomniała różdżki. Gryfonka kazała jednak sobie nie panikować. To, że Ślizgon jest tuż tuż, nieoznacza, że jej coś zrobi. Szła z wyzywającym wyrazem twarzy dając do zrozumienia, że nikogo się nie boi. Natomiast Nott widząc Hermionę i do tego samą pomyślał, że wreszcie mógłby się na niej wyżyć i dokuczyć tym Malfoyowi. Przecież czekał na tą okazję tak długo. Gdy Gryfonka przechodziła obok z dumnie uniesioną głową, szatyn złapał ją za rękę, po czym mocno rzucił nią o ścianę. Chrupnęło. Ślizgon podszedł do kasztanowłosej bardzo blisko i zacisnął palce na jej szyi. Patrzył z jakąś chorą satysfakcją jak Hermionie brakuje powietrza. Po chwili zwolnił uścisk, a dziewczyna sapiąc zaczęła głęboko oddychać. Tak jak sobie obiecywała nie miała zamiaru okazać lęku, choć cholernie się bała. 
Na domiar złego rzadko chodzono tymi korytarzami, przecież prowadziły do szklarni, a na dwór niezbyt często tędy wychodzono. Kasztanowłosa zamarła jak chłopak przeniósł ręce na jej biodra i przyciągnął ją całą do siebie. Zaczął wodzić nosem po jej skórze. Jaki był w tym sens? Wiedziała, że powinna teraz walić go po twarzy i próbować uciekać.  Była jednak tak sparaliżowana strachem, że nie była w stanie się poruszyć. Oddech Ślizgona na jej skórze zamroził całkiem ciało dziewczyny. Nie spodziewała się takiego ruchu ze strony szatyna. Mimowolnie wróciła myślami do lochów. Wtedy gdy Malfoy ją złapał nie bała się go, aż tak bardzo jak teraz Notta. Może dlatego, że arystokrata wówczas patrzył jej ciągle w oczy i jedynie trzymał ją za ręce. A teraz Ślizgon brutalnie ją popchnął, a do tego wodził nosem po jej odkrytej skórze. Zebrała w sobie zimną krew i wyrzuciła z siebie jak najbardziej jadowitym głosem:
- Puszczaj mnie!! - Podniosła dłoń w celu uderzenia swojego prześladowcy w twarz, lecz on bez trudu zrobił unik.
- A jak nie to co? - zapytał jeszcze bardziej się przybliżając. 
- Jestem prefektem. Powiem wszystko dyrektorowi i wywalą cię z Hogwartu...
- To może od razu spiorę ci tą buźkę - przerwał jej chłopak, przenosząc wzrok na Hermionę. Była tak blisko. Po raz kolejny popchnął ją z całej siły na ścianę. Gryfonka jęknęła i zatoczyła się na ziemię. Ślizgon już robił zamach żeby ją uderzyć, gdy nagle usłyszał chłodny głos za sobą:
- Nie przeszkadzam? 
Nikt nie zauważył przybycia Dracona Malfoya. Chłopak od dłuższej chwili opierał się o ścianę z rękami w kieszeniach. Świetnie maskował targającą nim złość. Blondyn wkurzył się jednak jeszcze bardziej, gdy zobaczył wesoły uśmieszek na twarzy szatyna. W ogóle nie przejął się obecnością Ślizgona wyższej rangi.
- Jak chcesz możesz popatrzyć - rzucił Nott i odwrócił  się do niego plecami. Po raz kolejny przymierzył się do uderzenia przerażonej Gryfonki. Nie było jednak mu to dane. Draco nie czekając już na nic podszedł w zadziwiająco szybkim tempie do chłopaka . Chwycił go mocno za koszulę i popchnął na ziemię. Hermiona zdusiła w sobie okrzyk. Nott wiedział,  że zaraz Malfoy go pobije i wiedział też, że nie da rady obronić się przed arystokratą, więc nadal leżał na ziemi z kpiącym uśmiechem.
- Co, Malfoy? Znowu przychodzisz na ratunek swojej szlamie? - zawył szatyn. - Ostatnio nie dałeś się nam z nią zabawić. Co cię powstrzymuje?
Draco stał nad chłopakiem. Jak zwykle obojętny i wyniosły. O tym tylko, że był wściekły świadczyły zaciśnięte szczęki i pięści. Mimo, iż wyglądał na znudzonego, to jego chłodny głos wywoływał ciarki na plecach:
- Przypomnieć ci, Nott, co się dzieje z tymi, którzy mnie nie słuchają? - spytał jakby od niechcenia. - Jesteś odrażającym śmieciem skoro próbujesz pobić dziewczynę.
- A w dupie mam twoje zdanie - warknął w odpowiedzi chłopak. Draco zaśmiał się gorzko. Pomimo, że sytuacja była bardzo napięta, on nie dawał po sobie nic poznać.
- Nie dobrze, Nott. Chyba będę musiał ci coś uświadomić.
 Po tych słowach kopnął szatyna z całej siły w brzuch, potem w twarz, następnie zaczął zadawać mu ciosy pięściami. Hermiona z mocno bijącym sercem obserwowała ich potyczkę. Ogromnie ją zdziwiło, że Teodor w żaden sposób nie próbował się bronić. Pomyślała,  że Draco naprawdę musiał grać główne skrzypce w Slytherinie. Blondyn przyjął na siebie maskę obojętności, miał jednak śmiertelnie poważny wyraz twarzy.  A jego dotąd nieprzeniknione oczy płonęły gniewem.  Kasztanowłosa przestała zastanawiać się nad słowami Notta, które dały jej do myślenia. Gdy pierwszy szok minął, uznała, że natychmiast musi przerwać tą walkę. Przecież Ślizgon tracił już prawie przytomność.  Hermiona kierowana impulsem zerwała się z ziemi i podbiegła do Malfoya. Położyła mu odruchowo rękę na ramieniu powstrzymując przed kolejnymi ciosami. Gdzieś w środku czuła, że arystokrata jej nie odepchnie. Koniec z końców właśnie ją obronił. Miała rację. Malfoy pod wpływem jej dotyku zostawił ledwo przytomnego Ślizgona.  Sam uznał, że Nott ma wystarczającą nauczkę. Odwrócił się do dziewczyny i popatrzył w jej orzechowe tęczówki. Był przekonany, że zobaczy w nich wstręt. Było jednakże inaczej; Hermiona patrzyła na niego z ulgą i z jakimś rodzajem wdzięczności. Z jednej strony ucieszył się w duchu, że dziewczyna nie zabija go już tak wzrokiem jak niedawno, a z drugiej strony nie podobało mu się to spojrzenie; pełne ufności. Hermiona chciała coś powiedzieć, zapomniała jednak co. Stała jak  zahipnotyzowana i wpatrywała się w te szare, tak dobrze znane jej oczy. Nie czuła strachu... Draco odwrócił się i zaczął iść luźnym krokiem w głąb zamku. Minął wrota i przekroczył próg. Kasztanowłosa nie zastanawiając się nad niczym pobiegła za nim, nie zważając sprawy na Notta, który próbował wstać. Hermiona musiała coś ustalić z Malfoyem. W tej chwili. Zrównała się z nim, Draco w żaden sposób nie skomentował jej obecności.
- Dlaczego? - spytała zachrypniętym głosem.
- Co dlaczego? - warknął zgryźliwie. Nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z Granger. Wiedział,  jednak,  że dziewczyna nie ustąpi . Przecież Nott wyraźnie powiedział ,, Znowu przychodzisz na ratunek swojej szlamie? Ostatnio nie dałeś się nam z nią zabawić".
- Przeszkodziłeś im wtedy, prawda? - ledwo usłyszał szept Hermiony. - Chcieli mi coś zrobić,  a ty im nie pozwoliłeś. Dlaczego? - spytała skruszona. Malfoy nadal szedł  z nieodgadnionym wyrazem twarzy i nic nie mówił. Gryfonka wiedziała, że nie wyciągnie od niego prawdy.
- Dobra, to z innej beczki - powiedziała już nieco pewniejszym głosem - Czemu nie zaprzeczyłeś jak cię osądziłam? - spytała z wyrzutem.
- Po co miałbym to robić? - wyrzucił niedbale i popatrzył na Hermionę z politowaniem. Nie zależało mu na tym, żeby Granger uważała go za bohatera. Co miał jej wtedy  powiedzieć? To ja cię uratowałem, więc masz wobec mnie dług wdzięczności? Draco Malfoy czarodziej czystej krwi, spadkobierca galeonów, syn Śmierciożerców gardzący mugolakami, przyszły członek Szeregów Czarnego Pana, pomógł szlamie? Do tego przyjaciółce Pottera? To bardzo obniżało samoocenę Malfoya. Czyżby upadł na dno? I miałby jeszcze przyznać się Granger, że to on wybawił jej z opresji? Tego nigdy by nie zrobił, nie zależało mu żeby wyjść pozytywnie w oczach Gryfonki. A poza tym, gdy wówczas w sali zobaczył jak ona na niego patrzy, jak zaciska powieki oczekując na kolejną falę bólu, gdy się nad nią pochylił żeby jej pomóc... Prościej mówiąc Hermiona była co do niego uprzedzona. Wszystko co złe to Draco Malfoy. W sposób w jaki na niego patrzyła....Jak na mordercę. A on przecież nic jej nie zrobił. Nawet pewnie gdyby wyznał jej jak było, to by nie uwierzyła. Trudno. Stało się, koniec  końców było tak jak miało być: Granger go nienawidziła i cholernie się go bała. Teraz jednak przez tego cymbała Notta wszystko się zepsuło. Draco pomyślał, że jeżeli Ślizgon znów złamie jego święte zasady i spróbuje skrzywdzić Gryfonkę to nic go nie powstrzyma przed porządnym pobiciem chłopaka. Blondyn wmawiał sobie, że chodzi tylko o jego zasady, a nie o kasztanowłosą, której losem w jakiś minimalnym stopniu się przejmuje. Wciąż nie rozumiał jak można uderzyć dziewczynę, nawet taką szlamę...
- Jak to po co? - wzburzony głos Hermiony wyrwał go z zadumy. - To chyba istotny szczegół, że...
- Dla mnie nie jest istotny - uciął Malfoy z zniecierpliwieniem. Czemu ona nie da mu spokoju? Czemu nie ustąpi? Musi ciągle mu przypominać o tym heroicznym czynie? Odpowiedź przyszła bardzo szybko. Hermiona Granger nigdy w niczym nie ustępowała. Kasztanowłosa wzniosła oczy ku niebu słysząc odpowiedź arystokraty. Zebrała w sobie odwagę,  a swoją gryfońską dumę zepchnęła na dalszy plan.
- W każdym razie... - zaczęła niepewnym głosem - Dziękuję.
Uwaga, panie i panowie:  Hermiona Granger podziękowała szczerze odwiecznemu wrogowi. Chyba pasowało jeśli dwa razy uratował ją z opresji. Draco zdziwiony spojrzał na nią z powątpiewaniem. Uznał jednak, że dziewczyna mówi poważnie. Jej orzechowe oczy patrzyły na niego trochę niepewnie, z widocznym zakłopotaniem. Zarumieniła się pod wpływem jego wzroku. Oderwał od niej wzrok, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Stanęli w Głównej Sali. On musiał iść na dół, ona na górę.
- Nie rozluźniaj się, Granger. Nie zdziw się, jeżeli to ja będę twoim kolejnym oprawcą - powiedział nieco rozbawionym tonem, nieco na poważnie. 
W każdym razie Hermiona uśmiechnęła się, jednak jego słowa wzięła jako ostrzeżenie. Wszystko wracało do normy. Chłopak nie będzie traktował jej już tak jak powietrze, tylko będzie jej dokuczał. Kasztanowłosa wiedziała, że ten fakt powinien ją wkurzyć, ale o dziwo nie przeszkadzało jej to. Przynajmniej w jakimś stopniu. Ślizgon odwrócił się i odszedł luźnym krokiem w stronę lochów. Hermiona żeby go wkurzyć krzyknęła za nim:
- Jednak nie jesteś takim skończonym debilem pozbawionym sumienia, jak myślałam!
Śmiejąc się wbiegła na schody prowadzące na wyższe piętra. Powiedziała ostatnie słowo. Po raz kolejny.
- Hermiona! 
Usłyszała wołanie za sobą i gwałtownie się odwróciła. Zawiodła się trochę jak zobaczyła Rona i Harry'ego. W sumie to na co liczyła? Zaczekała na swoich zdyszanych przyjaciół. Przez chwilę pomyślała, co by było gdyby Gryfoni wkroczyli parę minut wcześniej do zamku... Przypomniała sobie, że pokłóciła się z Ronem, więc na jego widok zacisnęła usta w wąską linię tak jak profesor McGonagall.  
Skruszony wybełkotał ze siebie:
- Hermiono, wybacz, poniosło mnie...
- Rozumiem - westchnęła. Chciało jej się śmiać,  gdy zobaczyła ile trudności sprawia rudemu przeproszenie jej.
 - W porządku - zapewniła z bladym uśmiechem. Ron go odwzajemnił. Zaczęli wspinać się na siódme piętro.
- Hermiono, coś się stało? - zagadnął po chwili milczenia Harry.  Wyczuł zmianę w humorze przyjaciółki. 
- Nie, cieszę się po prostu, jest taka ładna pogoda - wytłumaczyła Gryfonka przenosząc wzrok na okno; malujący się krajobraz w promieniach słońca nadawał spokoju i koił nerwy. Chłopcy także zerknęli na okno.
- O tak, Hogwart ma w sobie coś takiego specyficznego - mruknął Harry z uczuciem.
 Szli nieśpiesznie pustymi korytarzami mijając stare rzeźby, gobeliny, a w powietrzu niczym jak tancerki wirowały płatki kurzu. Jaskrawe promienie padały na hogwarckie ściany i korytarze.
- Wiecie co, zrobiłbym coś szalonego - wyznał nagle poruszony Ron.
- Mam dla ciebie wyzwanie - zakpiła Hermiona. Rudy Gryfon przeniósł na nią pytający wzrok.
- Jeśli to nie ma nic wspólnego z Bąblówkami Freda i Georga to jestem gotowy na wszystko - zapewnił ochoczo. 
- W takim razie w twoim dormitorium czeka na ciebie masa prac domowych. To naprawdę wyzwanie, żeby odrobić je do poniedziałku. To tyczy się również ciebie Harry.
 Ron przewrócił oczami, a Harry gorzko westchnął.
- Hermiono, wystarczy tylko jedno twoje słowo, żebyś zepsuła nam wszystkim nastrój. Nie jesteś spragniona czegoś ciekawego, jakiejś sytuacji, która odmieni całe twoje życie? - zapytał sarkastycznie Weasley. Dziewczyna w odpowiedzi zaśmiała się. 
- Masz bujną wyobraźnię - skwitowała cicho.
 Nikt jednak nie wiedział,  że wydarzenia, które za niedługo będą miały miejsce zmienią całe życie trzech Gryfonów, a przynajmniej kasztanowłosej Gryfonki... Weszli do Pokoju Wspólnego i Hermiona wraz z dwójką przyjaciół usiadła w fotelach obok Ginny i bliźniaków oraz Alicji. Kasztanowłosa wciągnęła się w beztroską rozmowę o niczym i o wszystkim. Cieszyła się, że ma za sobą już te ciężkie, szare dni. Przecież po każdej wielkiej burzy, promień słońca musi wyjść. On mówi nam ,, w stronę słońca idź".

__________________________________

DZIĘKUJEMY ZA TYLE KOMENTARZY, WYŚWIETLEŃ ORAZ NOWYCH OBSERWATORÓW!MAM NADZIEJĘ, ŻE ROZDZIAŁ WAM SIĘ SPODOBAŁ :)
/ Nela

28 komentarzy:

  1. Jestem....ehm, w szoku. Wszystko co napiszę...nie będzie mogło wyrazić tego co bym chciała powiedzieć. To najlepszy was rozdział.
    Zupełnie mnie zaczarował, pochłonął...dał mi do myślenia, poruszył. Głęboko.
    Poczułam że poznałam Dracona, na inny sposób.
    Jestem pod wielkim wrażeniem...
    poczułam się jak obserwator stojący pod peleryną niewidką. Niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to się podziało... coraz bardziej wkurza mnie Nott i mam ochotę sama potraktować go Cruciatusem. WRRR. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Jestem ciekawa co będzie dalej ! <3 Życzę weny i zapraszam do mnie;
    http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. BEST BEST BEST ! Nelaa <33 jak nie wydasz książki to cie zabiję! Kiedy nowy rozdział??? Czy ty wiesz co ja czułam jak go czytałamm....:)), najpierw wścieekłóść na Notta, a potem jak Malfoy ją obronił....Herm myślała że to on ją skrzywdził..:o wprowadziłaś świetny wątek....to było takie smutne, ale potem...ta jej rozmowa z Draconem ! Ojoj skromny jest, bo nie chciał nic powiedzieć...Ciekawa jestem jak teraz będą się traktować! :D
    Świetnie Ci to wyszło Nelo...Coraz bardziej mnie zaskakujesz i dajesz chęć do życia. Uwielbiam bogate opisy przeżyć świadczą one o wysokim poziomie, innym na pewno nie chciało by sie ich pisać ale nie tobie! Kocham Twój styl, a Malfoy...jak ty go opisałaś! I Hermi jest taka naturalna :333
    KOCHAM ;D
    życzę weny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujęę!! <3 Nawet nie wiesz ile radości może spowodować zwykły komentarz :). Nowy rozdział pojawi się raczej w czwartek, ale nic nie obiecuję :)

      Usuń
  4. Jestem dopiero teraz ;), w piątek byłam na 18 koleżanki i tak jakoś wyszło ;o. Ale żałuję, że nie przeczytałam tego wcześniej!! ....Tyle jest zawarte w tym rozdziale...To najdłuższy i naj naj lepszy!....Naprawdę, brak mi słów..Nie wiem co mogę jeszcze napisać..
    Przecież po każdej wielkiej burzy, promień słońca musi wyjść. On mówi nam ,, w stronę słońca idź".
    Ostatnie zdanie mi sie bardzo spodobało ;33
    Po prostu KC
    CO BĘDZIE DALEJ ? :OO
    pozdrawiam ! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, dzięki! :))
      Hmmm dalej? To się zobaczy ;), mam już napisany do połowy 6 rozdział...;)

      Usuń
  5. Pomocna dłoń!!! <3
    Draco! Jak ja go kocham <3
    Świetny ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochany Draco <3
    Świetny rozdział. Naprawdę. To chyba najlepszy rozdział na tym blogu. Wszystko wspaniale opisane. Zwłaszcza emocje bohaterów co jest bardzo ważne :)
    Pozdrawiam i życzę weny, Vik. A.
    -------
    http://istnienie-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. genialny jest Twój blog! Dodałam u siebie do linków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej dziękuję ;3.
      Zachęcam do czytania i dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  8. Patrzę i się okazało, że nie skomentowałąm! Czytając ten rozdział czułam mieszane uczucia; radość, smutek i znowu radość. Aby opisać stan psychiczny kogoś, trzeba umiejętnie wyciągnąć wnioski z zachowania, to znaczy mimiki, gestów,wyrazu twarzy, siły i barwy głosu...Ty to wszstko opisujesz z niezwykłą precyzją! Nie wiem, gdzie zaczynałaś pisać, ale jesteś na wysokim poziomie. Końcówka jak i początek rozdziału mnie oczarowały...Draco i Herm zaczynają swoją znajomść delikatnie, nieśmiało, poprzez spojrzenia. On ją uratował i jak to napisałaś w jakimś minimalnym stopniu się nią przejął. Nigdzie się nie śpieszysz, wydobywasz piękno...To jak opisałaś ból Herm..Popłakałam się, a postawa Dracona. Stworzyłaś świetny charakter ...Obojętność i chłód...Nic nie opisze tego co czułam czytając to...;**
    Czekam na kolejny Nelo <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi ;33, naprawdę...Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę :>
      Dzięki za komentarz Kasiu :*

      Usuń
  9. No coś w tym jest! Namiętność i nienawiść idą ze sobą w parze!
    Jestem wielkim fanem twojego dramione...Draco to prawdziwy facet!
    Czyżby Nott się do naszej Miony dobierał? Nieładnie, czekam na ich kolejną walkę i dreszczyk emocji!
    ~~Irtek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, dzięki ! :3
      Komentarze wiele dla mnie znaczą :)

      Usuń
  10. Uaaau! Ile akcji...Draco uratował Hermi dwa razy! :* Nie lubię pisać wylewnych komentarzy, więc powiem, że masz więcej niż świetny styl i pomysł! :D
    Chyba coś z dialogami Ci się pokręciło, ale trudno :)
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny rozdział , niesamowity... Nie wiem jak ty to robisz ale ... Mało jest aż tak wyjątkowych opowiadań

    OdpowiedzUsuń
  12. Na Merlina, jak ja lubię bohatera-Draco. :3
    Cały czas zachwycam się Twoim pomysłem i opisami.
    Idę czytać dalej.
    Pozdrawiam, Braknes. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci <3
      Też kocham Twoje dramione ! <3

      Usuń
  13. O proszę,cytat z pisoenki Kaena widzę na symym końcu :D Wpadłam na Twojego bloga zupełnie przypadkiem i jestem oczarowana. Nadrabiam zaległosći :) Weny życzę,blog cudny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, ktoś rozpoznał :) Dziękuję bardzo, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś skomentujesz :)

      Usuń
  14. Kocham ten rozdział! Nienawidzę u ciebie Notta. Dobrze, że Draco przerwał torturowanie gryfonki. Idealnie wplatasz w swoją historię zdarzenia z książki ;) Eh czekam na więcej akcji z Hermioną i Draco ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Ciarki pojawiły się na samym początku i zostały ze mną do końca. Masz fantastyczny dar do opisywania emocji , obrazów tak że stają mi przed oczyma. Draco jednak nie jest twardzielem za jakiego próbuje uchodzić coś jednak go rusza. Cierpienie Gryfonki i bardzo dobrze :) Dobrze także że jej pomógł bo nie wybaczyłbym mu gdyby postąpił inaczej :)
    A że tak zapytam ile masz lat? Bo masz bardzo dobre pióro. Dojrzałe.

    OdpowiedzUsuń
  16. Naprawdę? To bardzo miłe, że zostawisz po sobie komentarz. Ciszę się, że przynajmniej w jakimś minimalnym stopniu sprostałam Twoim oczekiwaniom.
    W listopadzie będę miała 16 ;)

    Dziękuję i pozdrawiam ;*

    N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16? Kurde czytając twój blog ma się wrażenie iż prowadzi je ktoś starszy. :) Tym bardziej się cieszę że osoba w tym wieku piszę tak dobrze :)

      Usuń
  17. Woow, Draco bohater :D W sumie jakby jej nie uratował, to bym go znielubiła tak samo jak Notta. No bo rozumiem, że jest aroganckim dupkiem, ale nie bez serca! Początek mnie urzekł - napisałaś go tak artystycznie i niebanalnie, że przeczytałam go 3 razy. Uwielbiam opisy uczuć bohaterów i ich rozmyśleń, a tutaj dużo się ich pojawiło :)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń