wtorek, 17 maja 2016

Na śmierć i życie ~ rozdział 30


Draco chyba jeszcze nigdy tak nie pragnął, by czas zaczął płynąć szybciej – chciał, żeby biegł, pędził przed siebie na złamanie karku, jak gdyby życie przełączono na tryb przyspieszony. Mógłby wówczas natychmiast znaleźć Hermionę, złapać ją za rękę i uciec daleko stąd, w bezpieczne miejsce...Chciał wreszcie zacząć działać i w końcu wylądować w Londynie. Leciał już jednak przez dłuższy czas, a jego celu w ogóle nie było widać.
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz mknął tak szybko przed siebie. Pęd chłodnego powietrza boleśnie uderzał go w twarz i wyrywał włosy. Żołądek podchodził mu do gardła, a jego ciało było już prawie całkiem skostniałe. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie mu dane lecieć na testralu. Zamierzał udać się w pogoń za Granger na miotle, lecz Dominic w porę uzmysłowił mu, że nie zna drogi do Londynu.
Celem jego wyprawy było Ministerstwo Magii. O ile wierzyć Owney’owi, który leciał zaraz obok niego, Hermiona wraz z, pożal się Boże, przyjaciółmi była w drodze do Departamentu Tajemnic, by odbić z rąk śmierciożerców Syriusza Blacka. Sam ten pomysł w sobie był tak niedorzeczny i szalony, że Draco wpierw nie uwierzył Krukonowi, ale po chwili zdał sobie sprawę, że niektóre elementy układanki do siebie pasują. Potter zemdlał podczas SUM-a z historii, potem Hermiona poszła się z nim spotkać, co skończyło się włamaniem do gabinetu Umbridge i rzekomą próbą nawiązania kontaktu z Dumbledore’em. Malfoy bez przerwy analizował sobie wszystko w głowie, włącznie ze słowami Dominica, który twierdził, że dziś w ministerstwie ma się coś wydarzyć. Szczerze wątpił w dobre intencje chłopaka i miał zamiar się go pozbyć, gdy tylko zaprowadzi go na miejsce.
W zapadających ciemnościach widać było małe skupiska światełek, gdy przelatywali nad kolejnymi wioskami, a później  budowlami i coraz większymi wiaduktami. Musieli już powoli zbliżać się do Londynu.
Draco próbując zlokalizować miasto, w którym się znajdują, wytężył wzrok i schylił się prawie dotykając jedwabistą grzywę testrala. Musiał trzymać się z całych sił ramionami i nogami, żeby nie ześliznąć się na kościsty zad stworzenia. Trudno mu było jednak cokolwiek rozpoznać, gdyż niebo zasnuło się granatowymi chmurami, a na dole nie zapalono jeszcze latarń.
Kiedy wylatywali z Hogwartu niebo przecinały jeszcze pasma czerwieni i oranżu. Musiało już minąć parę godzin od tego czasu. Czy Granger zdążyła już dotrzeć do ministerstwa? Draco wyruszył jakieś dwadzieścia minut po niej. Był na siebie zły, że tyle czasu zajęła mu rozmowa z Owney’em i szukanie testrala. Czuł do siebie tak wielki żal i wściekłość! Gdyby tylko zdołał uchronić tą szaloną Gryfonkę przed podobną misją samobójczą. Wątpił w to, że kasztanowłosa jest niby najmądrzejszą czarownicą w szkole, skoro zdecydowała się na coś tak niebezpiecznego. Jeśli to wszystko, czego się dowiedział okaże się prawdą, oznacza to, że dziewczyna stanie twarzą w twarz z bezdusznymi śmierciożercami... Nienawidził teraz najbardziej na świecie Czarnego Pana i Bliznowatego, którzy narazili ją na taką wyprawę. Wprawdzie Bliznowaty też był tutaj poszkodowanym, ale powinien wiedzieć, jakie poniesie konsekwencje przez swoje bezmyślne wybory.
Pędzili długo przez gęstniejącą ciemność. Arystokrata mrużąc oczy spojrzał na Owneya, który w ogóle się nie ruszał, przyległ do konia jak tylko się dało i ukrył twarz w jego grzywie. Draconowi zdrętwiały już nogi i zesztywniała twarz, ale nie chciał zmienić swojej pozycji w obawie, że się ześliźnie. Stracił poczucie, jak daleko są, całą nadzieje pokładając już tylko w swym wierzchowcu.
Gdy myślał, że umrze zaraz z niecierpliwości i tęsknoty o Hermionę, testral nagle pochylił łeb i blondyn zsunął się o parę cali po jego szyi. Wreszcie się zniżali. Wokoło rozbłysły pomarańczowe światła, rosnąc z każdą chwilą. Ujrzeli szczyty budynków i strumienie reflektorów samochodowych, błyszczących w ciemnościach. Byli już blisko. Musieli teraz tylko wejść do ministerstwa przez mugolski świat i szybko znaleźć Gryfonów.

***

Kraty windy rozsunęły się i chłodny, kobiecy głos oznajmił: Departament Tajemnic. Na mroczny korytarz wyszła szóstka uczniów. Na horyzoncie nie było widać żywej duszy, tylko płomienie najbliższych pochodni zafalowały w powiewie powietrza z windy.
Hermiona uważnie rozglądnęła się dookoła w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. Fakt, że nie spotkali nikogo w holu i po drodze nie wróżył niczego dobrego... Miała złe przeczucie i zaczynała powoli żałować, że tutaj przybyli. Z drugiej jednak strony nie mogli zostawić Syriusza, który był torturowany... Ron wychwycił jej zaniepokojone spojrzenie i posłał jej niepewny uśmiech. Gryfonka wiedziała, że chłopak też jest zdenerwowany, ale nie dawał tego po sobie poznać. Powinni zapomnieć o lęku i być zdeterminowanymi do działania...
Harry zwrócił się ku czerniejącym w końcu korytarza drzwiom. Po wielu miesiącach snów o tym miejscu wreszcie w nim był.
– Idziemy – szepnął i ruszył pierwszy.
Luna poszła tuż za nim, patrząc się przed siebie szeroko otwartymi oczami.
Podobnie jak we śnie, drzwi same się przed nimi otworzyły. Po przekroczeniu progu znaleźli się w kolistym pomieszczeniu. Wszystko było tu czarne – ściany, podłoga, sufit i szereg drzwi bez klamek i bez tabliczek, pomiędzy którymi płonęły w uchwytach świece.
W swoich snach Harry zawsze przechodził bez wahania przez okrągłą komnatę do drzwi znajdujących się naprzeciw wejścia. Wbił oczy w ciemność, zastanawiając się, które wybrać, gdy nagle rozległ się łoskot, a płomienie świec zaczęły się przesuwać. Okrągła komnata obracała się wokół własnej osi.
Hermiona złapała Ginny za rękę, jakby się bała, że podłoga też się poruszy, ale obracały się tylko ściany. Po kilku sekundach wszystko ustało.
– Co to było? – rozległ się przerażony głos Neville’a.
– Sądzę, że miało nam to udaremnić odnalezienie drzwi, którymi tu weszliśmy – powiedziała przyciszonym głosem Ginny.
– O rany, ciekawe jak stąd wyjdziemy...– westchnął rozpaczliwie Ron.
 – Na razie skupmy się na odnalezieniu Syriusza – Harry przełknął ślinę. – We śnie przechodziłem z tego pomieszczenia do pokoju z takimi...no...światełkami. Musimy zobaczyć co jest za tymi drzwiami i znaleźć odpowiednie.
Ruszył do drzwi naprzeciw, a reszta poszła za nim. Otworzyły się łatwo. Zobaczyli długi, prostokątny pokój, który w porównaniu z pierwszym pomieszczeniem wydał się im bardzo jasny, bo był oświetlony lampami zwisającymi z sufitu. Stało tam kilka biurek, a pośrodku piętrzyło się olbrzymie szklane naczynie pełne ciemnozielonego płynu. Wewnątrz dryfowały leniwie jakieś obłe, perłowo–białe kształty.
– Co tam pływa?– spytał Ron.
– Czy to ryby?– podsunęła cicho Ginny.
– To larwy akwawirusów!– rozległ się podniecony głos Luny. – Tata mówi, że ministerstwo hoduje...
– Nie – przerwała jej Hermiona dziwnie zdławionym głosem. – To są mózgi.
– Mózgi?
– Tak, tylko nie wiem...skąd tu się wzięły i po co...
– Chodźmy stąd. To muszą być inne drzwi – powiedział Harry z obrzydzeniem.
Wrócili więc śpiesznie do mrocznego, okrągłego pokoju.
– Zaczekaj!– rzuciła ostro Granger, gdy Luna zamknęła prawie drzwi. – Flagrate!
Machnęła różdżką i na drewnie pojawił się ognisty znak X. Potem znowu kolista komnata zaczęła się szybko obracać, a kiedy wszystko zamarło, ognisty krzyż nadal płonął, wskazując, które drzwi już wypróbowali.
– Dobry pomysł – pochwalił ją Harry. – Teraz spróbujmy otworzyć te...
Ta sala była większa od poprzedniej, słabo oświetlona i prostokątna, a pośrodku ziało olbrzymie kamienne zagłębienie na jakieś dwadzieścia stóp. Stali w najwyższym rzędzie kamiennych ławek, biegnących wokół sali i opadających na dół jak w amfiteatrze. Na samym dole wznosiło się podium, a na nim stary kamienny łuk. Natomiast pod nim wisiała postrzępiona czarna kurtyna, która pomimo braku najlżejszego powiewu falowała lekko.
– Chodźmy, Harry – powiedziała Hermiona lekko wystraszonym głosem, gdy chłopak wpatrywał się jak urzeczony w łuk.
– Wydawało mi się,  że słyszałem jakiś szept... – zdziwił się Potter.
– Stary, ja nic nie słyszę. Chodźmy – Ron pociągnął go za rękę i wyprowadził na zewnątrz.
– Jak myślicie, co to był za łuk?
– Nie wiem,  Harry. Ale wyglądało mi to na coś niebezpiecznego – odpowiedziała stanowczo kasztanowłosa, znowu wypisując na drzwiach ognisty znak.
Potter czując narastającą rozpacz pchnął kolejne drzwi.
– To tu!
Poznał tę salę natychmiast po cudownych, roztańczonych, rozmigotanych jak diamenty światełkach.
– Tędy!
Teraz Gryfonowi serce biło jak szalone, bo wiedział już, że są na właściwej drodze. Już niewiele dzieliło go od Syriusza. Ruszył pierwszy między rzędami stolików, zmierzając, tak jak we śnie, do kryształowego klosza, a później ostatnich drzwi.
Spojrzał po wszystkich. Różdżki w pogotowiu, miny poważne i wystraszone. Odwrócił się i pchnął drzwi. Otworzyły się natychmiast.
Wreszcie odnaleźli to miejsce: wysoka jak wnętrze katedry sala, wypełniona piętrzącymi się aż do sklepienia półkami, zawalonymi małymi, zakurzonymi szklanymi kulami, które połyskiwały mętnie w blasku światła świec, zatkniętych w uchwyty między półkami. Podobnie jak w okrągłym pomieszczeniu świece płonęły niebieskim ogniem. Było tu bardzo zimno.
Harry ruszył naprzód, zaglądając w mroczne przejścia między rzędami półek. Nic nie usłyszał i nie dostrzegł najmniejszego ruchu.
– Mówiłeś, że to był rząd dziewięćdziesiąty siódmy – szepnęła Hermiona.
– Tak – przytaknął chłopak. Popatrzył na koniec najbliższego rzędu. Pod wiązką rozjarzonych niebieskim światłem świec dostrzegł srebrne litery: Pięćdziesiąt trzy.
– Chyba musimy iść w prawo – wyszeptała Gryfonka – Tak, tam jest kolejny...
Zaczęli się skradać, oglądając się za siebie. Koniec wąskiego przejścia między półkami ginął w ciemności.
Rząd osiemdziesiąty czwarty...Harry nasłuchiwał, wyczulony na najlżejszy odgłos, ale Syriusz mógł być już zakneblowany...albo nieprzytomny.
– Jest dziewięćdziesiąt siedem!
Stanęli w ciasnej grupce, wpatrując się w przejście między dwoma rzędami półek. Nikogo tam nie było.
Potter ruszył naprzód, między rzędy szklanych kulek. Niektóre rozjarzyły się łagodnym światłem, kiedy obok nich przechodził.
– Powinien być już blisko – szeptał, przekonany, że w każdej chwili może ujrzeć bezwładną postać leżącą na ciemnej podłodze. – Gdzieś tutaj...
– Harry, myślę, że Syriusza tutaj nie ma...– oznajmiła z wahaniem Hermiona.
Zapadło milczenie. Gryfon nie miał ochoty na nikogo patrzeć. Czuł się podle. Nie pojmował, dlaczego Syriusza tutaj nie ma, skoro go tutaj widział...
Pobiegł wzdłuż rzędu przejść, zaglądając do każdego. Wrócił i pobiegł w drugą stronę, mijając swoich milczących towarzyszy. Nigdzie nie było śladu po Blacku czy jakiejkolwiek walce.
– Harry!– zawołał Ron.
– Co? – warknął. Nie chciał usłyszeć, że się wygłupił, albo że powinni wracać do Hogwartu. Zrobiło mu się nagle gorąco i zachwiał się lekko.
– Tutaj jest twoje nazwisko...
Chłopak podszedł bliżej. Ron wskazywał na jedną ze szklanych kulek, która jarzyła się słabym blaskiem, choć była bardzo zakurzona i wyglądała, jakby od wielu lat nikt jej nie dotykał.
S. P. T do A. P. W. B. D
Czarny Pan
I Harry Potter

 Co to znaczy?– zapytał ze strachem rudzielec.
Spojrzał na inne etykietki na tej półce.
– Mnie tu nie ma – powiedział z zakłopotaniem. – Nikogo poza tobą...
– Harry, nie powinieneś tego dotykać...– stwierdziła Hermiona, gdy wyciągnął rękę po szklaną kulkę.
– Dlaczego? To ma przecież coś wspólnego ze mną.
– Nie rób tego – odezwał się nagle Neville.
Jego krągła twarz lśniła potem. Wyglądał, jakby już nie był w stanie dłużej znosić niepewności.
– Tu jest moje imię i nazwisko.
I czując, że postępuje trochę lekkomyślnie, zacisnął palce na kulce. Była ciepła, jakby przez wiele godzin leżała na słońcu. Pełen oczekiwania, prawie nadziei, że zaraz wydarzy się coś dramatycznego, coś niesamowitego, co sprawi, że ta długa i niebezpieczna wyprawa nabierze jednak sensu, zdjął szklaną kulkę z półki i przyjrzał się jej z bliska.
Nic się nie stało. Inni podeszli bliżej i stanęli wokół niego, przypatrując się jak ściera kurz z powierzchni kuli.
A potem, tuż za nimi, jakiś głos powiedział, przyciągając sylaby:
– Bardzo dobrze, Potter. A teraz odwróć się, grzecznie i powoli, i oddaj mi to.
Otoczyły ich czarne postacie, zagradzając im z każdej strony drogę. Spod kapturów błyskały oczy, z tuzin zapalonych różdżek wycelowany był w ich serca. Z ust Ginny wyrwał się zduszony okrzyk.
– Oddaj mi to, Potter – powtórzył Lucjusz Malfoy, wyciągając ku niemu rękę.
Harry poczuł się tak, jakby mdlący ciężar opadł mu na dno żołądka. Znaleźli się w pułapce, a napastników było dwukrotnie więcej.
– Gdzie jest Syriusz? – zapytał chłopak drżącym głosem.
Kilku śmierciożerców wybuchło śmiechem.
– Daj mi tę przepowiednię, Potter!– wycedził jadowicie Malfoy.
– Chcę wiedzieć, gdzie jest Syriusz! Wiem, że go macie...
– Och, jaki biedny, malutki chłopczyk! – zarechotała kobieta, stojąca na prawo od Lucjusza.
– Już czas, żebyś się nauczył odróżniać życie od snu, Potter. Ale oddaj mi już tę przepowiednię, bo będziemy musieli użyć różdżek.
– Spróbujcie – powiedział Harry, podnosząc różdżkę na wysokość piersi.
Ron, Hermiona, Neville, Ginny i Luna zrobili to samo. Jeśli Syriusza naprawdę tu nie było, to znaczyło, że poprowadził swoich przyjaciół na bezsensowną śmierć.
– Jeśli oddasz mi przepowiednię,  to nikt z was nie ucierpi.
– Już w to wierzę. Oddam ci ją, a ty nas puścisz wolno.
Zaledwie wypowiedział te słowa, gdy z ust zakapturzonej kobiety padł okrzyk:
–Accio przep...
Ale Gryfon nie dał jej skończyć. Krzyknął ,,Protego” i choć szklana kulka zaczęła mu się wyślizgiwać z dłoni, zdołał ją przytrzymać końcami palców.
– Oho, maluśki Potterek umie się bawić – zadrwiła – Skoro tak...
– Nie, Bellatrix! Jeśli ją roztrzaskasz...– upomniał ją Malfoy.
Czarownica zrobiła krok do przodu i ściągnęła kaptur z głowy. Pobyt w Azkabanie sprawił, że jej twarz zapadła się przypominając nagą czaszkę, ale ożywiał ją jakiś gorączkowy blask.
– Nie będę się bawiła w wsze gierki. Jeśli potrzebujesz zachęty, to zaraz wezmę tą najmniejszą i będziesz patrzył jak ją torturuję!
Harry poczuł, że reszta jego przyjaciół ciasno otoczyła Ginny. Przesunął się w bok i stanął naprzeciw niej unosząc rękę, w której trzymał kulkę.
– Będziesz musiała ją roztrzaskać, jeśli nas zaatakujesz. Nie sądzę, by wasz szef był zachwycony,  gdy wrócicie stąd bez niej.
Bellatrix nie poruszyła się, tylko wpatrywała się w niego, oblizując wargi końcem języka.*
– O, widzę, że już jesteś, Stephanie! – odezwał się nagle Lucjusz,  obracając się do tyłu. 
Harry z resztą spojrzeli w tym kierunku,  ale niebieskie światło świec było zbyt słabe,  by oświetlić zbliżającą się postać.
– Oczekiwałem twego przyjścia... i przyprowadziłeś nawet mojego syna – powiedział  Malfoy z zadowoleniem. – Chodźcie do przodu...
Śmierciożercy rozstąpili się lekko i do okręgu dołączyli dwaj chłopcy. Światło zapalonych różdżek padło na bladą twarz Dracona Malfoya i ku zaskoczeniu całej szóstki Dominica Owney’a, którego znali ze szkoły i uważali za swojego sprzymierzeńca.
Potter lekko zdezorientowany zacisnął mocniej ręce na różdżce i przepowiedni. Nie wiedział, czemu dwójka rówieśników z jego szkoły się tutaj znalazła i co mieli zrobić, ale nie mógł sobie pozwolić na rozkojarzenie. Jeden Malfoy czy dwóch, nie robiło mu to różnicy. Owney też go w tej chwili nie interesował.  Musiał tylko bezpiecznie wyprowadzić stąd swoich przyjaciół. Podczas gdy obmyślał w głowie plan działania, Hermiona mocno złapała Rona za ramię. Rozbieganym wzrokiem wodziła po twarzy młodego blondyna.
– Ron... Co on...co oni tutaj robią? – zapytała go prawie bezgłośnie, nadal nie wierząc w to co widzi.
Rudzielec nie spuszczając wzroku ze śmierciożerców, wzruszył prawie niezauważalnie ramionami.
– Pewnie też mieli uczestniczyć w tej chorej misji... – odpowiedział najciszej jak potrafił.
– Zastanowiłeś się już, czy oddasz nam przepowiednię, Potter?
– Czemu tak bardzo wam na niej zależy?– zapytał Harry, próbując grać na czasie.
Hermiona prawie nie usłyszała, gdy szepnął do nich ,, Na mój znak”. Gryfon chciał zapewne uśpić czujność ich wrogów, a potem zaatakować. Dziewczyna nie miała jednak pojęcia, jak planował ich wyprowadzić cało z tej sytuacji, ale sama nie mogła nic poradzić, na nic wpaść.  Chciała  skupić się na ich położeniu, na słowach Lucjusza, który mówił coś o Dumbledore’rze i tajemnicach,  wymyślić jakiś sensowny plan ucieczki, ale nie mogła.
Cała jej uwaga skupiła się na Draconie. Nie potrafiła oderwać wzroku od jego twarzy, szukała cały czas jego oczu, ale on jakby celowo uciekał od jej spojrzenia. Czuła się zdradzona. Była w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a on stał naprzeciw niej, po stronie swojego ojca, który w każdej chwili mógł wydać rozkaz, by ich wszystkich zabić. Nie miała pojęcia, dlaczego znalazł się w tym miejscu, co go do tego zmusiło? Czy wiedział, że tutaj będzie? Czy przyszedł do ministerstwa, aby patrzeć jak innym dzieje się krzywda? I dlaczego Owney, którego tak bardzo nie lubił był razem z nim? Miała wrażenie, że to wszystko jest bardzo proste, że te fakty układają się w logiczną całość,  ale ona nie może połączyć elementów układanki.  Strach, szok, rozpacz i ból zakłóciły jej trzeźwość myślenia. Wszystko w niej się gotowało, okropne słowa rozbrzmiewały głośno w głowie, wnętrzności podchodziły do gardła, a krwawiące serce tłukło się niemiłosiernie w piersi.
Miała ochotę podejść do blondyna i mocno nim potrząsnąć, żeby ją zauważył, żeby dostrzegł powagę sytuacji i zaczął uciekać...
Gdy zdawało się jej, że minęły całe godziny, a nie zaledwie parę minut, podniósł na nią swój wzrok. Jego twarz wydawała się być zupełnie biała w jasnym świetle różdżek; całkiem pozbawiona wyrazu, nieruchoma, jakby wyrzeźbiona z kamienia. Tylko szare oczy pokazywały, jak silne emocje nim targają. Hermiona widziała cały skrywany ból, bezsilność i żałość chłopaka. Zrozumiała, że jest tutaj wbrew swojej woli lub, że nie wiedział, co go tutaj zastanie. Miała wrażenie,  że ma przed sobą bezbronnego, słabego chłopca, który został złapany w pułapkę, tak jak oni. I mimo, że stał po drugiej stronie, tej mrocznej i silnej, zapragnęła go chronić. Adrenalina uderzyła ją w twarz i poczuła się zdeterminowana do działania.
Wszystko będzie dobrze.
Powiedziała bezgłośnie prawie nie otwierając ust. Draco zacisnął wściekle szczęki i pokręcił głową.
– Ktoś wypowiedział przepowiednię o mnie i Voldemorcie? I zostałem tutaj zwabiony, żeby ją dla niego wziąć? Czemu sam nie mógł po nią przyjść?
Hermiona z powrotem skupiła się na słowach Harry’ego, gdy Ginny szturchnęła ją ramieniem. Kasztanowłosa popatrzyła na nią pytająco, a ta szepnęła:
– Przygotuj się...
– Sam?! Czarny Pan miałby pojawić się w ministerstwie, gdzie, tak niefrasobliwie, nikt nie chce przyjąć do wiadomości jego powrotu? Miałby ujawnić się auro...
– TERAZ! – wrzasnął Harry.
Sześć głosów ryknęło,, Reductio”. Sześć zaklęć pomknęło w różne strony, roztrzaskując z hukiem stojące naprzeciw półki. Olbrzymie regały zadygotały, gdy wybuchło ze sto leżących na nich szklanych kul. W powietrzu zaroiło się od perłowobiałych postaci, nie wiadomo jak dawno wypowiedziane słowa rozbrzmiały ze wszystkich stron, mieszając się ze sobą bezładnie, a na podłogę posypały się szklane odpryski i kawałki strzaskanego drewna.
– W NOGI!– krzyknął Harry, a gdy półki zachwiały się złowieszczo i zaczęło z nich spadać jeszcze więcej kulek, chwycił za rękę Hermionę i pociągnął do przodu, drugą dłonią osłaniając się przed gradem szkła.
Gryfonka zaczęła rozglądać się dookoła. Chciała zobaczyć Dracona i upewnić się, że nic mu się nie stało.
Nagle półki runęły na siebie z łoskotem, a wśród okrzyków trwogi i bólu dały się słyszeć dziwaczne strzępy nowych przepowiedni.
Harry stwierdził, że nikt nie zagradza mu drogi, a kiedy obejrzał się przez ramię, zobaczył że Ron,  Ginny i Luna biegną za nim, osłaniając rękami głowy. Coś ciężkiego uderzyło go w twarz, ale mimo to popędził naprzód. Czyjaś ręką chwyciła go za ramię, usłyszał jak Hermiona krzyczy,, Drętwota” i intruz odpuścił. Chłopak skręcił w prawo i zaczął biec do drzwi, przez które tu weszli. Słyszał za sobą tupot stóp i głos Granger przynaglającej Neville’a do biegu.
Drzwi stały dla nich otworem. Kiedy wszyscy nadbiegli Harry mocno je zatrzasnął.
– Colloportus! – wydyszała kasztanowłosa, a w drzwiach coś szczęknęło i dziwnie zachlupotało, gdy zamknęły się na cztery spusty.
– Gdzie reszta? – wysapał chłopak.
Był przekonany, że Ron, Luna i Ginny pobiegli przed nim i teraz czekają w tej sali, ale nikogo tu nie było.
– Musieli pomylić drogę – wyszeptała Gryfonka z przerażoną miną.
– Słuchajcie! – wtrącił się Neville.*
Za drzwiami, które dopiero co zamknęli, rozległ się tupot nóg i krzyki. Harry przyłożył do nich ucho i usłyszał ryk starego Malfoya:
– Zostawcie Notta...Zostawcie go! Czarny Pan nie będzie się przejmował jego ranami. Jugson, wracaj tutaj. Musimy podzielić się na pary i będziemy ich szukać. Pamiętajcie, że z Potterem trzeba ostrożnie. Stephanie, ty chodź ze mną, będziesz mógł przy mnie użyć swojej tajnej broni...
– Kim jest ten Stephan? – zapytał cicho Neville.
– To Owney. Nie miałem pojęcia, że może być w spisku ze śmierciożercami... Nie wiem też po co zjawił się tutaj Draco. Ojciec się go chyba nie spodziewał.
– Draco nie stanowi dla nas zagrożenia. To Owney jest tutaj jakimś tajnym graczem – powiedziała stanowczo Hermiona.
– Co teraz zrobimy...
– Zwiewajmy do tamtych drzwi.
Pobiegli, starając się nie robić hałasu, obok migocącego klosza, by wrócić do kulistej komnaty. Byli już blisko, kiedy coś ciężkiego uderzyło w drzwi, które Hermiona zamknęła zaklęciem.
– Odsuń się!– dobiegł ich jakiś ochrypły głos. – Alohomora!
Czerwona fala światła już ku nim mknęła, ale zdążyli opuścić salę. Na nieszczęście zderzyli się z dwójką śmierciożerców i Harry zboczył w lewo, wpadając do jakiegoś ciemnego, zagraconego pomieszczenia, a kiedy Granger i Longbottom znaleźli się w środku, zatrzasnął za nimi drzwi.
– Collo...– zaczęła Hermiona, lecz nim zdążyła wypowiedzieć całe zaklęcie, drzwi otworzyły się gwałtownie i dwóch nieprzyjaciół wpadło do środka.
– Impedimento! – krzyknęli jednocześnie.
Zaklęcie zwaliło Gryfonów z nóg. Neville przeleciał przez jakieś biurko i zniknął za nim, kasztanowłosa upadła na szafę z książkami i została zasypana kaskadą ciężkich tomów, a Harry uderzył potylicą w kamienną ścianę. Przed oczami rozbłysły mu gwiazdy i przez chwilę był zbyt oszołomiony, by zareagować.
– MAMY GO! – ryknął stojący najbliżej śmierciożerca. – W GABINECIE Z BOKU...
– Silencio!– krzyknęła Hermiona i głos zamarł mu w krtani. Jego towarzysz odepchnął go na bok i uniósł różdżkę.
– Petrificus totalus! – zawołał Gryfon, a ramiona i nogi drugiego mężczyzny zwarły się razem. Upadł twarzą w dół, sztywniejąc jak płyta nagrobowa.
– Dobra robota...
Oniemiały śmierciożerca machnął różdżką, a z jej końca wystrzelił fioletowy płomień, który trafił kasztanowłosą w pierś. Pisnęła, po czym upadła na podłogę.
Potter padł koło Hermiony, podczas gdy Neville wyczołgał się spod biurka, gotowy do ataku. 
Śmierciożerca brał już zamach, by uderzyć Longbottoma w twarz, ale nagle porażony zaklęciem zgiął się w pół w konwulsjach bólu.
Zdziwiona trójka podniosła głowy i ujrzała Dracona Malfoya. Chłopak trzymał mocno różdżkę w rękach i czujnym spojrzeniem ogarniał cały pokój. Gdy tylko jego wzrok spoczął na Granger, wstrzymał oddech i w ułamku sekundy znalazł się przy niej, odpychając klęczącego Harry’ego na bok.
– Nic ci nie jest?– zapytał Malfoy zdławionym głosem. Zlustrował ją wzrokiem, szukając wszelkich śladów obrażeń.
Dziewczyna powoli pokiwała głową.  Gryfoni zastygli w bezruchu z szeroko otwartymi oczami oglądając zachowanie. tej dwójki.
Draco ujął dłonie Hermiony w swoje ręce i ostrożnie pomógł jej wstać.
– Co tutaj robisz, Draco?– spytała głosem pełnym napięcia.
– Przyleciałem po ciebie, jak tylko usłyszałem, gdzie się udałaś...
– Skąd wiedziałeś, gdzie jesteśmy? – Harry popatrzył na niego ze zwątpieniem, najwyraźniej nie dowierzając jego słowom.
– Owney sam mnie znalazł i wszystko mi powiedział, Potter – burknął. – Jeżeli myślisz, że siedzę w tym całym gównie, to się mylisz. Przybyłem tutaj tylko,  żeby zabrać Granger z powrotem.
– Harry, spokojnie. Draco nam pomógł – powiedziała szybko Hermiona, widząc, że jej przyjaciel już otwiera usta – Ale nie wiem, co sobie myślałeś, Draco – dodała patrząc na niego. – Chcesz żebym zostawiła przyjaciół i z tobą poszła? A co jeśli twój ojciec nas zobaczy...
– Nie wiesz, co sobie myślałem?– powtórzył Malfoy ze złością – To ty zachowałaś się jak skończona idiotka, rzuciłaś wszystko i bezmyślnie tutaj poleciałaś. Wprost w ramiona śmierciożerców! – krzyknął jej w twarz.
Gryfonka lekko zaskoczona skrzyżowała ręce na piersi. Od dawna nie widziała go tak wyprowadzonego z równowagi.
– Zaraz – wtrącił się Harry. – Hermiono, to dobry pomysł. Wracaj z Malfoyem i zabierz ze sobą Neville’a, a ja pójdę po resztę.
– Harry, nie możemy cię zostawić – powiedział stanowczo Neville, posyłając w stronę Dracona niepewne spojrzenie.
– Nie, nie...
– Nie ma teraz czasu na spory – warknął Ślizgon, a jego szare oczy błysnęły złowieszczo. – Myślicie, że to jakaś zabawa w kotkę i myszkę? Jak złapią was śmierciożercy, to nic z was nie zostanie!
– Na razie chodźmy do holu, zanim ktoś nas tutaj zastanie – zdecydował Harry.
Draco objął Hermionę w tali, kiedy zobaczył, że lekko utyka i pomógł jej iść. Dziewczyna szła trzymając pewnie jego ramię. Wolała, by chłopak został w Hogwarcie, gdzie nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo, ale mimo tego mając go przy boku czuła się lepiej.
Wyszli z gabinetu i z powrotem znaleźli się w okrągłej sali. Harry zamarł, gdy zobaczył, że ogniste krzyże zniknęły z drzwi.
– Jak myślicie, co...
Nie dokończył, gdyż drzwi na prawo otworzyły się na oścież i wypadły z nich trzy postacie.
– Ron!– wychrypiał Potter, biegnąc ku nim. – Ginny...nic wam...
– Harry – wybełkotał rudzielec, chichocąc i słaniając się na nogach. Wpatrywał się w niego nieprzytomnym wzrokiem. – Tu jesteście...Śmiesznie wyglądasz, Harry...Cały jesteś upaprany...
– Ginny! Co się stało? – zapytał ze strachem, gdy Ron osunął się na ziemię z pogodnym uśmiechem.
Ale Ginny potrząsnęła głową, oparła się o ścianę i złapała za kostkę u nogi.
– Chyba ma pękniętą kostkę, słyszałam jak coś chrupnęło – wyszeptała Luna, pochylając się nad nią.
– O rany, Ginny...– westchnęła Hermiona. – Gdzie w ogóle byliście?
– Ścigało nas ze czterech i wpadliśmy do ciemnego pokoju pełnego planet...
– Harry, widzieliśmy z bliska Uran! – zachichotał Weasley.
– I jeden śmierciożerca złapał Ginny za kostkę, a drugi rzucił jakiś paskudny czar na Rona i po tym mu odbiło...Ale co robi tutaj ten niegrzeczny chłopak? – zapytała Luna, dostrzegając Malfoya stojącego przy Hermionie.
Ginny podniosła głowę i zachłystnęła się powietrzem. Posłała w stronę Granger oskarżycielskie spojrzenie.
– Hermiono, od kiedy trzymasz z wrogiem?
– Ginny, to nie tak...
– Musimy stąd iść – przerwał stanowczo Harry. – Wracajmy do holu, a potem windą na dół...Luna, pomóż Ginny iść, a ja wezmę Rona i...
Drzwi po przeciwnej stronie otworzyły się gwałtownie i do sali wbiegło troje śmierciożerców z Bellatrix Lestrange na czele.
– Są tutaj! – wrzasnęła.
Zaklęcia oszałamiające pomknęły przez salę. Harry pociągnął szybko Rona do pierwszych drzwi z brzegu, a za nimi wbiegła reszta. W ostatniej chwili Ginny zatrzasnęła drzwi przed nosem Bellatrix.
– Colloportus!– krzyknęła Hermiona i usłyszała jak trzy ciała rąbnęły w drewno po drugiej stronie.
– To żaden kłopot! – powiedział męski głos.– Dostaniemy się tam inną drogą...
Wszyscy rozejrzeli się dookoła i zobaczyli, że znaleźli się w Sali Mózgów. W ścianach było mnóstwo drzwi. Z okrągłej sali dobiegł tupot wielu nóg.
– Draco,  musisz nas szybko zostawić...Gdy twój ojciec cię z nami zobaczy...– wydyszała kasztanowłosa, rzucając jednocześnie czar pieczętujący na drzwi, tak jak inni.
– Powiedziałem ci, że przyszedłem tu po ciebie i nigdzie sam nie pójdę! –  krzyknął chłopak. Złapał się za głowę i gorączkowo rozejrzał  dookoła. To był koniec... Miał tylko znaleźć Hermionę i uciec z nią bez względu na wszystko, a doszło do tego, że pomógł przeszkodzić w misji...
– Collo...Aaaaaaaa...
Malfoy odwrócił się i zobaczył jak Lovegood leci w powietrzu. Pięciu śmierciożerców wpadło przez drzwi, które właśnie miała zaczarować.
– Bierzcie Pottera!– krzyknęła Bellatrix.
– Harry, nie...– Hermiona stanęła obok niego.– Uciekaj, Harry...A my...
– Draco? – Bellatrix szeroko otworzyła oczy. Wszyscy przystanęli na chwilę – Co z nimi robisz? Na co czekasz? Zabierz Potterowi przepowiednię!– krzyknęła dziko.
Malfoy uśmiechnął się krzywo i leniwym ruchem zmierzwił sobie włosy. 
– Wybacz, ciociu, ale przybyłem tutaj w nieco innych interesach...
– Tak jak myślałem, Malfoy... Stanąłeś po złej stronie – powiedział głośno Domimic Owney, wchodząc do pomieszczenia.
– Bierzcie Potrera – powtórzyła Bellatrix, ignorując przybycie Stephana.
– Zaraz, jeśli dacie odejść moim przyjaciołom, to sam wam ją oddam – odezwał się Harry.
– Nie! Dość już tych targów...
– A może ty, Hermiono, nam pomożesz?– zapytał nowo przybyły chłopak ze złowieszczym uśmiechem.
Wszyscy popatrzyli na Owneya jak na debila. Bellatrix zamknęła oczy i machnęła na niego z niecierpliwością ręką. Hermiona z zdezorientowaniem spojrzała na Dracona. Czy Krukon myślał, że zabierze Harry’emu przepowiednię i mu ją odda?
Śmierciożercy rzucili się na nich, posyłając w ich stronę serię zaklęć oszałamiających. Neville i Ginny sprawnie je odparli stosując zaklęcie tarczy.
– Capsserent animus, Capsserent animus...– zaczął szeptać Stephan, unosząc wysoko różdżkę. Nic jednak się z niej nie wydobyło. Mimo tego nadal wypowiadał zaklęcie, a im dłużej mówił z Hermioną działo się coś dziwnego.
Gryfonka poczuła obezwładniający ból głowy. Zgięła się w pół i przyłożyła ręce do skroni. Przez chwilę miała wrażenie, że gdzieś już słyszała podobne słowa. Podniosła głowę i jak w zwolnionym tempie zobaczyła pochylającego się nad nią Harry'ego, biegnących ku nim śmierciożerców i Dominica, a raczej Stephana, który jak tylko napotkał jej wzrok, triumfalnie się uśmiechnął. I wtedy przypomniała sobie: zima, Hogsmeade i ich samotna wyprawa w pobliże Wrzeszczącej Chaty. To on rzucił tam na nią jakiś paskudny czar i od tej pory działo się z nią coś niepokojącego. Ledwo to sobie uzmysłowiła i straciła świadomość. W jej głowie rozbrzmiała tylko jedna myśl, przysłaniająca wszystko inne:
Zabierz przepowiednię. Odbierz ją Potterowi i mi ją przynieś. Choćby nie wiem co...
Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem przed siebie, odepchnęła Malfoya, który starał się pomóc jej wstać i rzuciła się na Gryfona. 
Niczego nie spodziewający się Harry upadł na podłogę razem z nią. Zaczęli toczyć się po ziemi, a dziewczyna próbowała dosięgnąć jego ręki z kulką.
– Co ty robisz, Hermiono?!  krzyczał Potter, kiedy jego przyjaciółka wbiła mu boleśnie paznokcie w szyję i nadal się z nim siłowała.
Bellatrix spojrzała na Krukona i pokiwała głową z uznaniem.
– A więc o to ci chodziło, chłopczyku. Mogłeś od razu powiedzieć...Pozbądźcie się przyjaciół Pottera, a tą dwójką zostawcie, zobaczymy czy mały Pottuś skrzywdzi swoją koleżaneczkę...
Oniemiały Draco wpatrywał się przez chwilę w tą scenę, po czym chwycił Hermionę w tali i zdjął ją z okularnika. 
–  Draco! Rozkazuję ci puścić tę dziewczynę!
–  Ani mi się śni   mruknął Malfoy, próbując ją utrzymać. 
Ta jednak ugryzła go w rękę i korzystając z odrobiny swobody wyrwała się i z powrotem rzuciła w stronę Harry'ego, który zaczął przed nią uciekać w stronę drzwi. Dziewczyna jednak go dogoniła i skoczyła mu na plecy, po czym zaczęła szarpać go za włosy. Gryfon wpadł z impetem na biurko, a kulka wypadła mu z dłoni i zaczęła toczyć się po ziemi. Hermiona z okrzykiem ruszyła po nią, lecz Potter złapał ją za kostkę i pociągnął do tyłu.
Jeden ze śmierciożerców natychmiast chwycił zaczarowaną błyskotkę w swoje ręce i Harry myślał, że to już koniec, gdy nagle Neville wyskoczył z ukrycia i trafił mężczyznę ,, Drętwotą". Granger podniosła się z ziemi i zaczęła biec ku Longbottomowi, który w ostatniej chwili rzucił kulkę Harry'emu.
Luna, Ginny i Ron zaczęli ciskać we wrogów zaklęciami, ale już po chwili Weasleye leżeli na ziemi, a Lovegood wpadła na zbiornik z mózgami, który o mało co się nie roztrzaskał. Całej walce towarzyszył rechot rozbawionej Bellatrix. 
– Malfoy, zabierz ją ode mnie!  krzyknął rozpaczliwie Potter, nie chcąc rzucić czaru na przyjaciółkę, która znów szykowała się do natarcia.
Trzymając kulkę z przepowiednią wysoko w powietrzu popędził przez salę, myśląc tylko o tym, żeby odciągnąć uwagę śmierciożerców od przyjaciół. 
Blondyn machnął różdżką i sprawił, że dziewczyna upadła na ziemię, a jej ciało oplotły liny.
– ZDRAJCO!  ryknęła Lestrange i wycelowała w niego różdżkę.  Crucio!
Draco upadł na posadzkę, wijąc się i wyjąc z bólu. Zacisnął mocno zęby, gdy do środka wpadł jego ojciec z posiłkami. Oby nic nie zrobili Hermionie...Myślał, próbując przezwyciężyć okropną falę bólu.

Harry korzystając z chwili nieuwagi Bellatrix i zdezorientowania Lucjusza, wybiegł przez przeciwległe drzwi i znalazł się w sali z kamiennym łukiem. Z ulgą zauważył, że wszyscy zmierzają za nim. Skończyło się na tym, że stał na środku podium otoczony przez śmierciożerców.
–  Koniec wyścigu, Potter –  rozległ się szyderczy głos starego Malfoya, który ściągnął maskę z twarzy. –  A teraz oddaj mi przepowiednię jak grzeczny chłopiec...Inaczej wrócimy i będziemy torturować każdego z twoich przyjaciół po kolei.
Śmierciożercy ryknęli odrażającym śmiechem, a Bellatrix ze znudzeniem westchnęła.
Harry nie musiał się zastanawiać: nie miał wyboru. Wyciągnął rękę z kulką, rozgrzaną od ściskania jej w dłoni. Malfoy skoczył do przodu, by ją wziąć.
Nagle, wysoko nad nimi, otworzyło się z hukiem dwoje kolejnych drzwi i do środka wpadło pięć osób: Syriusz, Kingsley, Lupin, Moody i Tonks. 
Lucjusz obrócił się i uniósł różdżkę, ale Tonks już strzeliła w niego zaklęciem oszałamiającym. Potter natychmiast zeskoczył z podwyższenia, by usunąć się z toru czerwonego promienia. Śmierciożercy osłupieli na widok członków Zakonu Feniksa, którzy zasypali ich gradem zaklęć.

W pokoju wyżej nie został nikt prócz Stephana Dashwooda, Dracona Malfoya i piątki nieprzytomnych przyjaciół. 
– Oj, Draco, Draco – westchnął teatralnie Stephan, podchodząc do leżącego chłopaka. Niby od niechcenia ugodził go kolejnym zaklęciem. – Chciałem dać ci możliwość wyboru strony...Wiesz, kiedy miałem się tutaj dzisiaj udać byłem ciekawy, kogo byś wybrał i stało się tak, jak myślałem. 
Z drugiego pomieszczenia doszły ich nagle dźwięki walki i krzyki. Dominic wzdrygnął się jedynie i spojrzał z drwiną na  bezbronnego Malfoya.
Chłopak próbował odepchnąć od siebie potężną falę bólu, ale tracił już siły. Wiercił się na posadzce w konwulsjach i pot spływał z niego strumieniami. To potworne uczucie wypalało go niczym ogień, rozdzierało jego ciało i duszę...
– Wiesz, Draco – kontynuował Krukon przechadzając się po pomieszczeniu – ja naprawdę nie wiem, co ty widzisz w tej Granger. Był czas, że sam byłem nią zauroczony, ale...
Draco ryknął nagle na całe gradło ni to z bólu, ni ze wściekłości. 
– Tak, tak, krzycz sobie do woli, przyjacielu – powiedział Owney z pobłażliwym uśmiechem. Zatrzymał się przed leżącą bezwładnie Granger. Była blada jak ściana i miała szeroko otwarte oczy. Najważniejsze było to, że on miał nad nią kontrolę. Rozplótł powoli różdżką liny oplatające jej ciało. Zerknął na Dracona i znowu westchnął.
– To już koniec. Jak myślisz, co powinienem kazać zrobić twojej Gryfonce?
Powietrze przeszył kolejny rozpaczliwy krzyk blondyna.
Dominic rozejrzał się dookoła i natrafił wzrokiem na szklane naczynie z mózgami. Było tak duże, że bez problemu pomieściłoby z pięć osób.
– Hermiono, wejdź tam. – rozkazał wesoło.
Dziewczyna podniosła się z ziemi i powłócząc nogami ruszyła w stronę zbiornika. 
Draco porażony Cruciatusem mógł ledwo odwrócić głowę i zamglonym wzrokiem patrzeć, na to co robi jego dziewczyna. Musiał jakoś zaradzić tej sytuacji, ale pozostawał bezsilny. Resztkami woli jeszcze nie stracił przytomności. Paraliżująca energia owładnęła nim całym, powodując niewyobrażalnie bolesne konwulsje. 
– Mam już dość jej roli w tym wszystkim. Hermiona Granger jest tylko przeszkodą w twoim życiu. Gdy tylko twój ojciec dowiedział się o twoich relacjach z tą brudną szlamą, rozkazał mi się jej dyskretnie pozbyć po waszym powrocie z Falconu. Wiesz, że miał swoich ludzi w tej szkole i wiedział, jak tam razem wyglądaliście? W końcu akademię prowadzą śmierciożercy i tak się składa, że to moja rodzina... Twój ojciec nie wiedział jednak, że już od dawna coś na nią szykowałem. Musiałem jakoś wejść do towarzystwa Pottera, a potem zyskać nad nim przewagę. Opętanie jego przyjaciółki wydało mi się tutaj najlepszym rozwiązaniem. Nadarzyła się jeszcze ku temu świetna okazja, kiedy wszyscy jej przyjaciele zostawili ją samą przed świętami. Więc... Swoje już zrobiłem, a teraz, muszę spełnić tylko wolę twojego ojca.
Hermiona chwyciła się szyby i zaczęła wspinać się po ściance.
– Nie...– szepnął Draco, po czym zebrał w sobie siłę i krzyknął: 
– HERMIONO, NIE!
Poczuł jak klątwa powoli słabnie. Podniósł się do pozycji siedzącej. Szukał swojej różdżki,  ale gdy zorientował się, że mu ją zabrano, zaczął czołgać się w stronę zbiornika, lecz było już za późno.
Kasztanowłosa wskoczyła do ciemnozielonej cieczy, całkowicie się w niej zanurzając, a mózgi natychmiast oplotły ją swoimi mackami. Z jej skórą momentalnie zaczęło dziać się coś dziwnego, ale twarz pozbawiona wyrazu nic nie zdradzała.
Draco był już prawie przy naczyniu: miał zamiar rozwalić ten słój choćby miał tutaj umrzeć. Ile czasu bez tlenu wytrzyma ludzki mózg? Jeszcze w tej substancji...Na drodze stanął mu nagle Stephan. 
– Chyba nie myślisz, że pozwolę ci...
Nie dokończył jednak, gdyż Malfoy skoczył na niego, powalając go na posadzkę. Zdumiony Krukon upuścił różdżkę z ręki, a Draco korzystając z okazji zaczął okładać go pięściami. Próbował też dosięgnąć jego magicznego atrybutu, ale upadł zbyt daleko... Musiał pozbawić go przytomności, a potem uwolnić Hermionę...Szybko, szybko...Dominic przewrócił Ślizgona na drugą stronę i starał się go unieruchomić, ale ten stawiał opór resztkami sił.
Drzwi otworzyły się na oścież i do pokoju wpadła zdyszana Elizabeth Dashwood w granatowej pelerynie. Ogarnęła pokój wzrokiem i gdy natrafiła na Hermionę pływającą w zbiorniku, wydała ze siebie zduszony okrzyk.
– Przyszłaś w samą porę, kuzynko! – wysapał Stephan, siłując się z Malfoyem. – Musisz mi z nim pomóc...
Elizabeth nawet na nich nie spojrzawszy, uniosła różdżkę i wypowiedziała po cichu zaklęcie. Zielona fala światła pomknęła ku naczyniu i rozbiła go na drobne kawałki. Ciemna woda rozprysnęła się na wszystkie strony, zalewając całe pomieszczenie dziwną cieczą i mózgami. Granger, która straciła przytomność upadła na ziemię, a odłamki szkła wbiły się jej w ciało. Jej skóra była cała poparzona. 
Zdumiony Dominic popatrzył z niedowierzaniem na blondynkę. Draco korzystając z jego nieuwagi, zrzucił go z siebie, niezdarnie się podniósł i ruszył do Hermiony. Minął po drodze Lunę, która powoli wracała do siebie.
– Do reszty zwariowałaś?! – wrzasnął Owney.
– Chyba właśnie przeszłam na drugą stronę, Stephanie – oznajmiła mu spokojnie, po czym najzwyczajniej w świecie trafiła go klątwą. Ugodzony chłopak opadł na ziemię – I to ty do reszty skretyniałeś...
Dziewczyna podbiegła do Malfoya, który klęcząc wziął w objęcia Hermionę. Próbował sprawdzić jej puls.
– Żyje – uspokoiła go, widząc jak jej klatka piersiowa się unosi.
– Jak to mogło się stać...Ja nie...nie rozumiem...– szeptał chłopak, lustrując spojrzeniem poparzoną twarz Gryfonki. 
– Trzeba zabrać ją do Munga, natychmiast. To nie była zwykła woda – powiedziała Elizabeth.
Nagle kasztanowłosa otworzyła oczy. Draco mocniej ją uścisnął, ale nie zareagowała. Pustym wzrokiem gapiła się przed siebie.
– Hermiono, jak się czujesz? Hermiono! Boli cię coś? Słyszysz mnie?...
– Uspokój się, to na nic – Dashwood zmarszczyła czoło – Nie wiem, czemu nie odpowiada...
– Ten drań ją opętał! – krzyknął. Przycisnął dziewczynę do piersi i chwiejąc się wstał powoli z ziemi. – Nie dojdzie do siebie, póki ten idiota nie zginie...Zaraz sam go zabiję...
– Co się dzieje? – z drugiej strony pokoju rozległ się głos Ginny. Zaczęła powoli wstawać, ale zamarła na widok bezwładnej przyjaciółki trzymanej przez Malfoya. – O Matko! Co jej się stało?!
– Draco! Posłuchaj mnie, musisz opuścić to miejsce. Wyjdź na zewnątrz. Jest tam pełno członków Zakonu Feniksa i na pewno zabiorą ją do Munga, a ja...zajmę się Stephanem i klątwą tej dziewczyny...
– Skąd wiesz, że Zakon Feniksa przybył?
– Bo...Bo przybyłam wraz z nimi...A teraz idź już! 
Draco z Hermioną na rękach wypadł do okrągłej sali, a potem wydostał się na korytarz wciąż się zataczając.  Wszędzie roiło się od aurorów i każdy mówił coś o powrocie Sami–Wiecie – Kogo. Kiedy chłopak myślał już, że opadnie z sił, podbiegł do niego stary nauczyciel obrony przed czarną magią, Lupin. Malfoy nie chciał jednak puścić Gryfonki. 
Do Munga... Trzeba wziąć ją do... 
– Obiecuję, że ją tam zabiorę, jeśli mi ją dasz – zapewnił mężczyzna poważnym głosem. 
Ostatnim co zapamiętał Draco było przekazanie Hermiony.  Potem upadł wycieńczony na zimną podłogę i słyszał przez chwilę jak aurorzy biegają wszędzie z zapalonym różdżkami, jak mówią coś o ucieczce śmierciożerców.  Gdzieś z kąta dochodził czyiś głośny płacz. Ktoś rozpaczał, a ktoś inny go pocieszał.  A potem wszystko nagle ustało i była tylko ciemność. 


_______________

*fragment z Zakonu Feniksa.

Witajcie, kochani czytelnicy! 

Jeśli przebrnęliście przez ten cały tekst aż tutaj... to jestem Wam wdzięczna za Waszą wytrwałość. Pisałam ten rozdział w gorączce, naprawdę jestem chora... I wielokrotnie chciałam to wszystko rzucić, ale jakoś dałam radę. Inaczej to sobie wyobrażałam i Wy pewnie też jesteście zawiedzeni tą całą akcją, równie mocno co ja... Ale musiałam coś opublikować. Potraktujcie to wszystko z przymrużeniem oka. Bardzo Was przepraszam.  Następna notka na pewno będzie lepsza. Jeśli macie pytania, to śmiało piszcie w komentarzach.
Pozdrawiam! :) 
Nela. 

20 komentarzy:

  1. Nelu, rozdział wcale nie jest zły. Czytałam go z napięciem, czekając aż Draco wreszcie wkroczy do ministerstwa, dlatego początek trochę mi się dłużył. Opisałaś wszystko co musiałaś i efekt nie jest taki zły, jak Ci się wydaje. Uwielbiam moment, w którym spojrzenia Draco i Hermiony się spotykają, tam w sali z tymi kulami. Ogólnie to dramione jest świetnie opisane i widać troskę naszej dwójki o siebie ;) Koniec mnie trochę zdziwił. Ojciec Draco już wcześniej wiedział o relacjach swojego syna z Granger...Dobrze,że na koniec zjawiła się Elizabeth, bo nie wiem, jakby to się wszystko skończyło. W każdym razie Draco był dzielny do samego końca. Trochę szkoda mi Harry'ego, też się starał, żeby jego przyjaciołom nic się nie stało...
    Ciekawe, co wymyślilisz dalej. Jak teraz potoczy się znajomość Draco i Hermiony? I czy Hermiona dojdzie do siebie po opętaniu?
    Życzę powrotu do zdrowia!
    Wytrwała czytelniczka Lily. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepszy moment to jak Draco mówi Bellatrix, że przybył tam w innych interesach :DD super, że stanął po tej dobrej stronie i starał się nie mieszać. Yeah, Elizabeth też przeszła na dobrą stronę mocy. Dziękuję za tak fajny rozdział.!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Doninic jest serio posrany ekhm...mam nadzieję, że Elizabeth go zabije czy cos. ><

      Usuń
  3. Ale mnie zaskoczyłaś tą wypowiedzią Stephana o opetętaniu i tym wszystkim. Czy możliwe że już wcześniej wpłynął w jakiś sposób na Hermione? Wyobraziłam sobie taką Hermionę w zbiorniku z mózgami i masakra...Szkoda że to Draco nie zdążył jej pomóc. Polubiłam Elizabeth i momentami Bellatrix była śmieszna. Ta cała bieganina po ministerstwie była straszna, czekałam na to co zrobi Draco. To było kochane jak powiedział że nie ruszy się bez Hermiony. Bardzo dojrzała postawa, jestem pod wrażeniem. Tylko teraz ojciec mu chyba nie odpuści:C Hermionie chyba nic nie będzie? Czy tą osobą na końcu, która płakała mógł być Harry po tym jak Syriusz umarł? Smutny rozdział. Mam nadzieję, że dalej wszystko dobrze się potoczy.
    Życzę zdrówka i weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział nie jest zły! Fakt, sam początek mi się nieco dłużył, ale dzięki tak dokładnemu opisowi zbudowałaś napięcie i opisałaś uczucia jakie targały Draco. Poza tym to co się wydarzyło w Ministerstwie... Wow... opętanie Hermiony. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego i całość zakończy się happy endem :) Plus za to, że Draco stanął po stronie Zakonu i znalazł w sobie odwagę, żeby sprzeciwić się rodzinie.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    Feel like prey...

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaa!! Super!! Rozdział nie jest zły bo on jest zajebis**!! Czekam na kolejny mam nadzieję szybko i życzę weny i powrotu do zdrowia! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeeest już rozdział! Lecę czytać!:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale długi rozdział <333 Bardzo jestem rada, że go dodałaś. Nie ma to jak przeczytać coś Neli :DD
      Dominic wrrrrr. Ja bym mu dała...Niech sam sobie pływa z jakimiś mózgami. Biedna Miona! Co teraz będzie? W dodatku zamarłam jak rzuciła się na Pottera. Sprytne xD Lucjusz mnie wkurzył, kazał dyskretnie pozbyć się Hermiony? Aha, myślę że Draco nadal zachowa swoją niezależność i nie zostawi Granger....Choć było widać że jest trochę rozdarty i próbuje zachować bezstronność. Bellatrix mu tego nie daruje. Fajnie było sobie przypomnieć całą akcję z ministerstwa. Ta część zawsze wywoływała we mnie skrajne emocje ze względu na tych wszystkich bad boy i te tajemnicze mroczne sale XD Harry, Harry...co teraz z tobą będzie? Gryfon pewnie się załamie po śmierci Syriusza.
      Chyba już rozumiem czemu wybrałaś ten rok, fabuła jest niesamowita, ale myślę, że Owney miał większe pole do popisu i trochę zaprzepaścił swoją szansę. Ale fakt, inni mu zaufali. Muszę wiedzieć co będzie dalej! Wracaj do zdrowia i pisz.
      Całusy:* Ari

      Usuń
    2. A i moment, w którym Harry krzyczy żeby Draco zabrał z niego Hermi mnie rozwalił. Co z tego że pomaga znienawidzonemu Bliznowatemu na oczach Smierciozercow?.ha ha. Mam nadzieję, ze ich relacje tez sie poprawią.
      Ps. Sorki za błędy, jestem na tel.

      Usuń
  7. Wreszcie coś dodałaś! Pełna 30 *o* Fajny, fajny rozdział. Przyjemnie się czytało, ale pod koniec wydało mi się, że chciałaś szybko skończyć. Ogólnie: co wymyślilisz dalej?
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Za każdym razem gdy widzę, że dodałaś rozdział, cieszę się jak głupia! Co powiedzieć, napisać? Bardzo mi się podobała postawa Draco, porównując jego zachowanie, bardzo się zmienił i nauczył podejmować decyzję. Wybrał Hermionę i nie patrzył na nic innego, to jest miłość!
    Pozdrawiam serdecznie :*
    C.E

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem bardzo śpiąca więc napiszę tylko że rozdział był super fajny. Cud miód i inne słodkości. Ale chwila...cukru za bardzo nie było ale wybitna action. Pod koniec mnie zdziwiłaś trochę ale nic...Draco Draco<3 żeby mi się przyśnił w nocy :D
    Dobranoc, to znaczy...do następnego!;**

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam, że nie komentowałam!!!
    Kiedyś chyba pisałam tu komentarze, ale przez dłuższy czas byłam bardzo zajęta, poza tym miałaś przerwę, więc kompletnie zapomniałam tu wchodzić. Oczywiście już to nadrobiłam.
    Rozdział jest bardzo dobry. Trochę może mi się dłużył, bo znam ten moment na pamięć, a już nie mogłam się doczekać nowej sceny. Trochę mnie zaskoczyłaś tym rozdziałem, bo nie spodziewałam się, że Draco się przyzna co do swoich uczuć przed wszystkimi i chociaż ich relacja długo się ciągnęła i przemieniała w miłość, to mam dziwne uczucie, że trochę za szybko się to rozwinęło. Tak nagle. Ale to tylko moje wrażenie, i tak jest super.
    Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak mogłam nie zauważyć, że dodałaś rozdział? Ale ze mnie gapa =)

    OdpowiedzUsuń
  12. Super! Przeczytałam wszystko i nie mogę się doczekać nowego rozdziału :) A tak w czasie wolnym zapraszam do mnie dopiero zaczynam ale i tak zapraszam. Pozdrawiam i życzę weny :*
    Mrs. Malfoy ♡♡♡

    http://dramioneloveforeverrr.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  13. Straaasznie mi głupio, że tak późno dodaję ten komentarz, ale lepiej późno, niż wcale, przynajmniej ja wyznaję taką zasadę. :) Trochę zniknęłam z blogowego życia, z czytania opowiadań, ale mam nadzieję, że teraz będę już ze wszystkim na bieżąco.

    Rozdział jest naprawdę wspaniały! Przeczytałam go dość dawno, bo jeszcze między moimi maturami, ale to nie zmienia faktu, że praktycznie wszystkie momenty z tego rozdziału utkwiły mi w pamięci. Rozdział jest długi, co jest oczywiście jego ogromnym plusem. Niektórzy troszkę marudzili, że początek za długi — absolutnie się z tym nie zgadzam! Jeśli komuś przeszkadzają osoby, można ich nie czytać, ale ogólnie opisy są bardzo ważne w opowiadaniu! Pozwalają wyrazić emocje, które odczuwa bohater, poznać jego punkt widzenia na niektóre sprawy. Więc ja, jeśli chodzi o opisy, jestem na tak! Bardzo spodobał mi się ten początek, więc już od tego momentu miałam wrażenie, że ten rozdział będzie jednym z moich ulubionych. :)

    Muszę przyznać, że naprawdę świetnie poprowadziłaś całą akcję w Departamencie Tajemnic! Czytając ten fragment, miałam po prostu ciarki na całym ciele, wszystko opisałaś bardzo realistycznie, co jest ogromnym plusem. Całą tą sytuację można było sobie bez problemu wyobrazić; naprawdę masz być z czego dumna! Do tego podoba mi się jak podzieliłaś dialogi między bohaterów — Neville'a, Hermionę, Ginny, Rona itd. Czytając ich rozmowy słyszałam w głowie ich głos. ;)
    Bardzo ładnie opisałaś też Hermionę i Draco, co mogę powtarzać w kółko i w kółko, i naprawdę mi się to nie znudzi. Już na początku rozdziału przedstawiłaś troskę Draco, sam fakt, że za nią wyruszył, jest naprawdę wzruszający. Później przechodząc na stronę Zakonu Feniksa, po raz kolejny pokazał, że zależy mu na Hermionie. Od kiedy pojawił się w Departamencie było dużo takich sytuacji w których Draco się pojawiał, dlatego nie będę mówić o wszystkim; po prostu musisz wiedzieć, że cały ten rozdział jest genialny, od pierwszej literki do ostatniej.

    Dominic... To okrutny, bezduszny facet. Od momentu w którym przeczytałam, że Hermiona weszła do tego zbiornika, byłam przerażona i zresztą nadal jestem. Całe szczęście, że pojawiła się Elizabeth i Hermiona nie była jeszcze dłużej w zbiorniku... Mam dreszcze, jak tylko o tym piszę. Końcówka bardzo mnie wzruszyła — bo walka Draco o Hermionę właśnie taka była. Poświęcił się, przeszedł na dobrą stronę i walczył o Granger. Ach, rozpływam się. Nawet nie wiesz jak bardzo się boję, co planujesz w kolejnym rozdziale! Mam nadzieję, że dla naszej dwójki planujesz dobre zakończenie, bo chyba pęknie mi serce, jeśli to wszystko skończy się inaczej. :<
    I nie pisz, że jesteśmy zawiedzeni! Ja jestem zachwycona tym rozdziałem, musisz uwierzyć w swoje możliwości, bo są naprawdę ogromne. :)
    Czekam na kolejny rozdział, kochana, trzymaj się i wierz w siebie!

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prosiłaś o informowanie, więc jestem i informuję!
      Na moim blogu pojawił się nowy, 19 rozdział. :)
      niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/2016/06/rozdzia-19.html

      Pozdrawiam!

      Usuń
  14. Nela :)
    Rozdział dawno przeczytany, ale dopiero teraz mam chwilkę by wyrazić swoją opinię.
    A więc tak po pierwsze bardzo podoba mi się w jaki sposób przedstawiłaś całą akcję. Prywatnie właśnie po raz kolejny czytam piątą część Pottera i bardzo fajnie czytało mi się twoją alternatywę tych wydarzeń. W każdym rozdziale próbuję znaleźć odrobinę dramione :)
    Ale wracając, super, że dodałaś tak długi rozdział i w dodatku pełny akcji. Draco bardzo zaimponował mi swoją postawą oraz tym, że postawił się Śmierciożercom. Naprawdę miłe zaskoczenie, widać, że miłość do Hermiony naprawdę go zmieniła. Może tak nie nawiązując do rozdziału - jestem strasznie ciekawa jak zakończysz ten blog, biorąc pod uwagę ile masz teraz możliwości.
    Z Dominica to kawał chama, ale to chyba wszyscy wiedzieliśmy. Dobrze, że przynajmniej Draco mu nie ufał.
    Elizabeth na szczęście uratowała całą sytuację, no ale jestem niezmiernie ciekawa, czy Hermiona wyjdzie z tego bez szwanku.
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i w między czasie zapraszam do siebie. 7 rozdział ukazał się kilkanaście godzin temu mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu <3
    http://slodki-listopad-dramione.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Elizabeth właśnie stała się moją ulubioną bohaterką. Świetny rozdział, dużo emocji i zmartwień. Trzymam kciuki za naszą parę :)
    Lexa.

    OdpowiedzUsuń
  16. Znalazłam wczoraj Twój blog i od razu z zapartym tchem przeczytałam wszytko!
    Jesteś naprawdę świetna w tym co robisz, Twoje opowiadanie jako jedne z nielicznych zaciekawiło mnie do tego stopnia,ze cały dzień leżałam i je czytałam.
    Niestety rozdział sie skończył, a ja z niecierpliwością czekam na kolejny! Mam nadzieję,ze za niedługo dodasz kolejna notkę!
    Pozdrawiam :D
    Lonay

    OdpowiedzUsuń