I znowu
jestem tu, a przede mną tylko przepaść.
Podbiegasz,
mówisz stój, błagasz bym poczekał,
Ty
jedna rozumiesz mój ból, a więc czekam.
A teraz
lećmy, niech błękit zostanie naszym domem,
lećmy,
odrzućmy lęki w walce z nieboskłonem,
lećmy,
jeszcze wyżej w to co nieskończone,
błagam
nie puszczaj mej ręki kiedy razem z Tobą płonę.
Skor, „Lećmy”
Sytuacja, która rozgrywała się przed oczami
Hermiony niemal nie zwaliła jej z nóg. Trwając u boku Harry’ego Pottera
widziała już w życiu dość makabrycznych scen. Uważała się z reguły za odważną
osobę, ale teraz miała ochotę uciekać stąd z krzykiem. Nie mogła już pomóc tym
martwym osobom. Była jednak wściekła, że ich ciała zostały tak zbezczeszczone.
Z lekkim obrzydzeniem zdała sobie sprawę, że w powietrzu wirują czarne płaty –
długie skrzydła splamione krwią.
Nie żałowała, że udała się na drugą stronę
wraz z Draconem. Musiała odnaleźć swojego przyjaciela. Ale żałowała tego, że
wciągnęła dwóch niewinnych chłopaków w takie niebezpieczeństwo. I choć mogło
się to wydać szalone, czuła satysfakcję z tego, że odkryła o co mniej więcej
tutaj chodziło. Znalazła się w samym sercu wydarzeń. Tylko jak teraz miała się
stąd wydostać i ochronić przy tym osoby, na których jej zależało
***
Krzyk
Marlona brzmiał tak bardzo przerażająco i rozpaczliwie, że Hermiona od razu
rzuciła się pędem w kierunku wyjścia. Draco razem z nią przedzierał się przez
tłum ańczących osób na parkiecie. Impreza trwała w najlepsze, podczas gdy komuś
działa się krzywda.
Zbiegli
błyskawicznie po marmurowych schodach, nie zauważając, że są obserwowani.
Kiedy
znaleźli się na zewnątrz, natychmiast rozpoznali chłopaka. Jego sylwetka
majaczyła parę metrów w oddali. Można było odnieść wrażenie, że próbuje on
przed czymś uciec, co było dziwne, bo nikt prócz nich nie znajdował się na
dworze. Jedynie na tarasie zebrała się zaalarmowana grupka uczniów.
Księżyc
oświetlał bladą twarz bruneta, kiedy zatrzymał się przed Ślizgonem i Gryfonką.
– Marlon! Co się stało? Czemu tak krzyczałeś?
– zapytała od razu dziewczyna. Złapała go za rękę.
Zwrócił na nią rozbiegany ze strachu wzrok i wyrzucił ze
siebie łamliwym głosem:
– Byłem tam. Po drugiej stronie… Odkryłem
przejście . W dzienniku było wszystko… Ty musisz to zobaczyć, Hermiono. Wy
obydwoje musicie to wszystko powstrzymać…
– Przejście? Gdzie ono jest? A co z tymi
całymi Nieustraszonymi? – Draco zmarszczył czoło z zaniepokojenia.
– Nie pozwólcie im na to... To się źle
skończy… Za tym wszystkim kryje się Voldemort… Tak bardzo chciałbym przeżyć…
Po jego
twarzy pociekły słone łzy. Hermionę przeszły dreszcze i nie miało to nic
wspólnego z panującym chłodem. Nie mogła po części zrozumieć słów okularnika.
Mówił z wielkim trudem, co chwila rozglądając się ze strachem dookoła. Było
pewne, że dowiedział się czegoś okropnego.
– Marlon, proszę cię! Musisz się uspokoić. Nic
ci przy nas nie grozi. Powiedz nam wszystko po kolei. Co zobaczyłeś? – Granger
starała się zapanować nad sytuacją, ale jej wysiłki zeszły na marne.
– Tak bardzo mi przykro. Zostali naznaczeni...
Widziałem Calvina. Ze mną zrobią to samo…
– Nic do niego nie dociera. Chyba zwariował –
stwierdził arystokrata z niesmakiem.
W tej
samej chwili całą trójkę otoczyły postacie w ciemnych ubraniach. Gryfonka
rozpoznała braci Dashwoodów i paru trzecioklasistów. Momentalnie przysunęła się
bliżej bruneta, a Malfoy wyjął różdżkę.
– Adams, proszę udać się z nami – przemówił
tubalnym głosem chłopak, stojący przed nimi.
Kasztanowłosa
rozejrzała się desperacko dookoła. Wiedziała, że tym Nieustraszonym nie można
ufać. Marlon złamał ich żelazne zasady, przedostając się na drugą stronę muru.
Była pewna, że jego kara będzie niewyobrażalnie surowa i okropna. Spojrzała z
nadzieją na Dracona, który czujnie lustrował piątkę mężczyzn. Nie mieli szans
na ucieczkę.
– Nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać –
powiedział blondyn zaczepnie.
– Nie oddawajcie mnie im… Błagam... – szeptał
Marlon.
– Dokończycie rozmowę później. Teraz musimy go
zabrać. Czy tego chcecie, czy nie – odpowiedział ten sam opanowany głos.
Nagle,
bez żadnego ostrzeżenia , dwójka osiłków doskoczyła do Adamsa i
zaczęła go siłą odciągać od Hermiony. Obydwoje zaczęli krzyczeć, kiedy
próbowali rozłączyć ich ręce.
– Zostawcie go! Nic nie zrobił!
– Mylisz się – ułyszała przy swoim uchu
chrapliwy głos Erica. – Ostrzegałem cię, że tak to się skończy.
Chcąc
się od niego odsunąć, robiła krok w przód, popychając w ten sam
sposób Marlona, który się wywrócił. Nim zdążyła go ponownie chwycić,
Dashwoodowie zaczęli go ciągnąć brutalnie
po ziemi.
– Marlon, bądź silny! – wrzasnęła
kasztanowłosa.
Poczuła
na sobie szorstką dłoń Erica. Już miała go kopnąć z całej siły, gdy chłopak
niespodziewanie upadł na ziemię. Hermiona
odwróciła się i zobaczyła Dracona z uniesioną różdżką. Patrzył wymownie
to na nią, to na ich dom mieszkalny. Kiwnęła głową, a on otoczył ją ramieniem i
ruszył w stronę mieszkania.
Okazało
się, że przed katedrą zdążyło się już zebrać sporo uczniów. Obserwowali całe
zajście z obojętnymi minami. Gryfonkę
zalała fala wściekłości. Czemu nikt nie zareagował tak jak ona? Wszyscy musieli
słyszeć o tajemniczych zniknięciach zbyt ciekawskich osób. Marlonowi udało się
odkryć całą prawdę, dotyczącą tego mrocznego miejsca. Co więc z nim zrobią? Czy
nie było wśród tych ludzi jego przyjaciół?
Z budynku wyszła Milicenta, po czym kazała
wszystkim wracać do środka. Ślizgon jednak nadal prowadził Hermionę dalej, nie
zwracając na nikogo uwagi. Wchodzili na klatkę schodową, kiedy rozległ się za
nimi się surowy głos dozorczyni:
– Musimy sobie porozmawiać.
Odwrócili
się równocześnie, zabijając staruszkę wzrokiem.
– Wasze zachowanie było karygodne. Nie tylko
przed chwilą, ale cały czas. Nie zastosowaliście się do regulaminu szkolnego,
tym samym narażając swojego kolegę na niebezpieczeństwo...
– Może pani przejść do rzeczy? – przerwał jej Draco zniecierpliwionym tonem. –
Trochę nam się śpieszy, a ja nie mam najmniejszej ochoty słuchanie bzdur.
Kobieta
bardziej zmrużyła swoje szparowate oczy i uśmiechnęła się tak okropnie, że
dziewczynę przeszły ciarki.
– Jesteście aroganckimi dzieciakami,
którzy nie zdają sobie sprawy z własnych
postępków!
– My?! – warknęła Gryfonka. – To absurd! Sami narażacie
swoich uczniów, robiąc z tej szkoły jakieś chore centrum eksperymentów. I
jeżeli zrobicie coś złego Marlonowi, to na pewno postaramy się, żebyście
wszyscy za to zapłacili!
– A ten wasz regulamin nie powstrzyma innych.
Ludzie nie są głupi. Widzą, że coś się dzieje. Ci wasi Nieustraszeni są agresywni. Jeden z nich
omal nas nie zabił. I kto teraz zachował się karygodnie? – spytał spokojnie
Malfoy, patrząc niby uprzejmie na
staruszkę.
– Nie robiłby tego, gdybyście przestrzegali
regulaminu…
– Więc za jego złamanie grozi śmierć?! –
krzyknęła z frustracją Hermiona.
– Dosyć – powiedziała twardo Milicenta. – Nie
będę z wami dyskutować. Wiedzcie tylko, że sami ściągnęliście na siebie same
złe rzeczy. Wasze wykroczenia zostaną przekazane waszym opiekunom.
– Świetnie. Nie zapomnijcie także wspomnieć,
co odkryliśmy przez te rzekome wykroczenia – przypomniał blondyn lodowatym
głosem.
– Dwoje profesorów z Hogwartu już po was
wyruszyło. Spodziewamy się ich do trzech godzin – kontynuowała dozorczyni z
kamiennym wyrazem twarzy. – Macie od teraz zakaz opuszczania swojego pokoju. Na
dole będą czuwać Nieustraszeni i zawiadomią nas, jeśli będziecie próbowali coś
zrobić. Radzę wam wykorzystać ten czas na pakowanie się. W innym razie sprawy
mogą potoczyć się niezbyt przyjemnie.
– Czyżby pani nam groziła? – zapytał Ślizgon,
posyłając kobiecie groźne spojrzenie.
– Macie siedzieć u siebie, jasne? – warknęła,
tracąc swoją cierpliwość.
Kasztanowłosa
już miała zaprzeczyć i powiedzieć, że i tak odkryją to samo co ich kolega, ale
powstrzymała się.
– Jesteście potworami! – wrzasnęła
histerycznie, starając się wymusić parę łez.
Draco posłał jej zdziwione spojrzenie.
Natomiast staruszka obserwowała ją z satysfakcją.
– Zabarykadujemy się u góry i jeżeli wasi
ludzie do nas przyjdą, to ich zaatakujemy. Mają się do nas nie zbliżać. To
maszyny do zabijania! Wyjdę dopiero wtedy, kiedy zobaczę znajomą twarz…
To
powiedziawszy odwróciła się i pobiegła na górę. Malfoy ruszył momentalnie za
nią.
Szli na
poddasze w zupełnej ciszy. Na korytarzu panował nieprzenikniony mrok, a w
powietrzu wisiało coś ciężkiego i złowrogiego. Dziewczyna wolała nic nie mówić
z obawy, aby nie zostać przez kogoś usłyszaną. Kto wie, co kryło się w tych ciemnościach?
Wiatr
mocno uderzał w okiennice, kiedy weszli do swojego pokoju. Orzechowooka zapaliła światło, a Malfoy podniósł swoją
bluzę z kanapy i podał ją Hermionie. Skinęła głową, po czym szybko ją założyła,
wdychając znajomy zapach chłopaka. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę jak bardzo
trzęsła się z zimna.
– Co to miało być przed chwilą? – zapytał
Draco, patrząc na nią poważnie. – Ten twój spazmatyczny krzyk i płacz?
– Chciałam, żeby pomyślała, że udało się jej
nas zastraszyć - wytłumaczyła, siadając
na kanapie.
– Zamierzasz coś zrobić?
– A ty
nie? Widziałeś twarz Marlona. Był więcej niż przerażony… W jakiś sposób znalazł
przejście i musiał zobaczyć coś okropnego. Musimy odkryć co to było, inaczej to
wszystko co zrobił, pójdzie na marne. Nie wiem co z nim
będzie, ale to moja wina. To ja go namówiłam, żeby pomógł nam odkryć, co się tu
dzieje. Powinniśmy go odnaleźć… To
przecież ja dałam mu ten dziennik i teraz…
Zrozpaczona
ukryła twarz w dłoniach.
Malfoy
szybko do niej podszedł i kucnął przed nią.
– Hej, spójrz na mnie – poprosił delikatnie.
Odciągnął
jej ręce od twarzy i zamknął je w swoich dłoniach.
Gryfonka
popatrzyła na niego i poczuła ciepło w sercu, co było bardzo niezwykłe w tym
całym położeniu. Miała ogromne wyrzuty sumienia, ale siła jego spojrzenia
sprawiła, że jej ból trochę zelżał. Zobaczyła w jego oczach tak wielką troskę i
uczucie, że miała ochotę wtulić się w jego tors i poczuć jak jego mocne ramiona
ją oplatają.
–
Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie – odezwał się na powrót spokojnie,
wyrywając ją tym samym z zadumy. – Cokolwiek robiłaś tutaj czy w Hogwarcie,
miało zawsze służyć ku dobru ludzi. Zauważyłem, że chcesz każdemu pomóc i
uratować sytuację. Twoje czyny są dynamiczne i piękne. A teraz tutaj twoim
celem było ukazanie prawdy nieświadomym uczniom. Wszyscy są w
niebezpieczeństwie, ale ty próbowałaś temu zaradzić. Podzieliliście się
nawzajem z Marlonem swoimi podejrzeniami, nic więcej. Może dałaś mu ten
dziennik, ale nie kazałaś mu niczego robić. To on ponosi odpowiedzialność za
swoje czyny.
Granger
przez chwilę milczała, cały czas wpatrując się w te przyjazne, szare oczy
Dracona.
– Bardzo ci dziękuję za te wszystkie słowa… –
zaczęła powoli. – Myślę, że powinniśmy teraz stąd wyjść i mu pomóc, albo zorientować
się w sytuacji.
– To nie jest dobry pomysł – stwierdził
Ślizgon bez przekonania. – Pewnie otoczyli cały budynek. Granger, wiem że ci
trudno, ale pomyśl logicznie. Jak chcesz ich wszystkich niezauważalne przejść?
– Mam coś, co nam to umożliwi – odparła z
błyskiem w oku.
Wyswobodziła
swoje ręce z jego uścisku i podeszła do swojego kufra. Chwilę w nim szperała,
po czym z samego dna wyciągnęła długą, jedwabistą pelerynę.
Arystokrata
patrzył na nią w milczeniu, marszcząc czoło.
– Peleryna niewidka – powiedziała z uśmiechem
kasztanowłosa. W tej chwili dziękowała w duchu Harry'emu za to, że jej ją
pożyczył, na wszelki wypadek.
Malfoy, nawet jeżeli był zaskoczony widokiem
magicznej tkaniny, nie dał tego po sobie poznać.
– Skąd wiesz, że dobrze działa? A co jak się
wyczerpie? – zapytał z powątpiewaniem.
– Jeszcze nigdy nas nie zawiodła – obruszyła
się dziewczyna.
– Was?
Hermiona
postanowiła, że nie wspomni swoim przyjaciołom, że pokazała Malfoy'owi tak
ważną dla nich rzecz.
– Pomożesz mi, Draco? Według tego co mówiła
Milicenta, mamy jakieś trzy godziny nim przybędą tu nasi.
Wciągnął
gwałtownie powietrze do ust, słysząc, że wypowiedziała jego imię. Jeszcze się
do tego nie przyzwyczaił. Westchnął przeciągle, po czym wyrzucił ze siebie pół
żartem, pół serio:
– Zgodzę się, jeśli sam będę decydował, co
mamy zrobić. Wybacz, ale to ja ostatnio jestem tym trzeźwo myślącym. W końcu to
nasza ostatnia noc. Nie możemy odejść bez zapomnienia. Już się postaram, żeby
wielki Draco Malfoy, przywódca Slytherinu i bóg Hogwartu zapadł każdemu głęboko
w pamięci.
– A ja już się martwiłam, że na chwilę stałeś
się poważnym człowiekiem – burknęła pod nosem Hermiona.
***
– Musisz iść tak blisko mnie? – syknęła
Hermiona. – Depczesz mi po piętach.
– Trzeba było wziąć większą pelerynę.
– Tak, to moja wina. Mogłam przewidzieć tą
sytuację i zapakować większy rozmiar.
Draco
musiał się trochę przygarbić, aby nie było widać ich nóg.
Kroczyli
wolno do drzwi wyjściowych, a kasztanowłosa niemal słyszała, jak w jej piersi
łomoce serce. Starała się wmówić sobie, że to adrenalina pomieszana ze
strachem, że to nie ma nic wspólnego z tym, który szedł za nią. Czuła na sobie
jego oddech i mimowolnie przypomniała się jej dzisiejsza impreza. Byli tak
blisko siebie, omal się pocałowali... Chyba
do końca życia będzie żałować, że w tamtej chwili nie posmakowała ust Dracona
Malfoya. Wiedziała, że nie będzie drugiej takiej okazji. Może to było głupie,
ale bardzo tego pragnęła. To był ich ostatni czas w Falconie – ostatni raz
robili coś wspólnie.
Otrzeźwiała, kiedy się zatrzymali, nasłuchując
jakichkolwiek dźwięków.
Myślenie
o swoich uczuciach było w tamtym momencie bardzo samolubnym zachowaniem.
Zerknęła
na blondyna przez ramię. Nie zdziwiła się, że był całkiem rozluźniony. Wydawał
się reagować spokojnie, wręcz obojętnie na wszelkiego rodzaju sytuacje. Nie był niczym przerażony, w
odróżnieniu od niej.
– Masz jakiś plan? Co jak stąd wyjdziemy,
Granger?
– Na razie skupmy się na opuszczeniu tego
domu. Potem będziemy improwizować.
Już
mieli ruszyć do drzwi, gdy nagle Draco coś usłyszał.
– Głosy. Ktoś tam jest.
– Gdzie? – zaniepokoiła się Gryfonka.
– Tutaj. W środku.
Szybko
pociągnął ją do tyłu, tak że przywarła całkiem do jego ciała. Nie minęła nawet
minuta, kiedy z ciemności wyłoniły się dwie sylwetki w kapturach na głowie.
Hermiona zamarła ze strachu. Była przekonana, że kogoś spotkają, ale mimo to
nie wiedziała, co teraz zrobić.
– Jak na razie cisza – odezwał się wyższy
chłopak.
Obydwaj
zatrzymali się niedaleko nich i spojrzeli na schody.
– Czego się spodziewałeś? – spytał szorstki głos.– Nie mogą nic zrobić.
Myślisz, że chcieliby dotrzeć tam, gdzie Adams?
Nawet Malfoy nie poradzi sobie z taką magią. Słyszałem, że to coś
niewyobrażalnego.
Granger
poczuła jak Draco napiął mięśnie na wzmiankę o swoim nazwisku.
– Sam nie wiem. Jestem wściekły, że ten
cienias Marlon wpadł na to wszystko. Na szczęście nie będziemy musieli się już
nim więcej przejmować.
– Powiemy, że trafił do czubków tak jak Calvin
na początku.
Hermiona
poczuła, że musi się szybko czegoś chwycić, bo inaczej zasłabnie.
Arystokrata to zauważył, gdyż objął ją
ręką w tali, kiedy niebezpiecznie się zachwiała. Co to znaczy, że nie będą się
już przejmować Marlonem? Czemu użyli czasu przyszłego? Miała ochotę się na nich
rzucić i kazać wyjawić wszystko na temat chłopaka.
Jeden z
Nieustraszonych wyczuł jakiś ruch i szybko odwrócił się za siebie, nieświadomie
zawieszając na nich swój wzrok.
–
Imperius.
Gryfonka
zesztywniała, gdy usłyszała niewybaczalne zaklęcie, wypowiedziane z ust swojego
towarzysza. Czerwona fala poleciała w stronę dwóch strażników i nim zdążyli zareagować w jakikolwiek sposób,
stali już nieruchomo. Dziewczyna
zobaczyła, jak po chwili się
rozluźniają. Mogła sobie wyobrazić jak z ich twarzy znikają wszelkie
oznaki czujności. Ślizgon przejął całkowitą kontrolę nad ich umysłami.
– Jak mogłeś to zrobić? – zapytała szeptem.
Była zbyt oszołomiona, żeby odwrócić się w jego stronę. – Tak nie można, bez
względu na wszystko. Powinieneś to szybko cofnąć. Możesz trafić za takie coś do
Azkabanu.
– Nie
jeżeli działałem w obronie własnej. Nie zapominaj, że mój ojciec przyjaźni się
z ministrem. Będę robił teraz to, co jest konieczne. A to wszystko przez to,
że chciałaś działać a ja zamierzam ci pomóc i zapewnić nam bezpieczeństwo po
mojemu – powiedział do jej ucha głosem wypartym z emocji. Oderwała się od niego
i na tyle, na
ile pozwalała jej peleryna, zwróciła się w jego stronę. Myślała, że jej serce
zatrzymało się na chwilę, kiedy ujrzała
jego lodowate oczy połyskujące w ciemności. Jego postawa stała się taka chłodna
i obojętna. Przez głowę przeszła jej myśl, że obawia się tego bezwzględnego
blondyna. Ile razy w swoim życiu używał już zakazanych czarów? Szybko odwróciła
wzrok i spojrzała na dwóch Nieustraszonych, którzy teraz stali nieruchomo.
Westchnęła bezgłośnie. Musieli to zrobić. Aby pomóc Marlonowi.
– Co
teraz zrobimy? Nie wiemy nawet, gdzie mamy się udać.
– Nie
zaczarowałem ich, żebyśmy mogli niepostrzeżenie wyjść. Zadam im parę pytań.
– No
tak… – przytaknęła cicho.
Dwaj mężczyźni
nagle ruszyli po schodach na górę.
–
Kazałem im wejść do jakiegoś pokoju.
– Ja bym
nie wchodziła tutaj do żadnego przypadkowego pokoju – oznajmiła z
niezadowoleniem, przypominając sobie banshee.
Podążyli
za nimi i już po chwili stali w zupełnie pustym pomieszczeniu, nie licząc
małego biurka. Draco zdjął z nich pelerynę, cały czas trzymając różdżkę w ręce.
Tymczasem Hermiona rzuciła zaklęcie wyciszające na całe pomieszczenie.
– Powiedzcie nam, gdzie dotarł Marlon i co
odkrył – rozkazał blondyn lodowatym tonem.
Strażnicy
zaczęli się strasznie wiercić, próbując wyzwolić się spod czaru. Wreszcie
odezwał się niższy chłopak.
– Znalazł przejście… w podziemiach prowadzące
na drugą stronę muru… – Mówienie sprawiało mu okropną trudność. – Miał przy
sobie stare kroniki, w których była mapa…
– A więc to pokazywała… – mruknęła Gryfonka,
powoli wszystko rozumiejąc.
– Zobaczył coś, czego my nie widzieliśmy… Nie
mogę zdradzić… Strażnikiem Tajemnicy jest ktoś inny…
Dziewczynie
przyszło na myśl, że tak samo było z kwaterą Zakonu Feliksa. Nikt nie mógł
wymówić adresu domu Blacków z wyjątkiem strażnika.
Draco z
niezadowolenia zacisnął szczęki.
– Gdzie jest teraz Marlon? I co z nim
zrobiliście?
– Jest tam. W labiryncie… – wykrztusił drugi.
– Przemienią go, a potem dołączy do innych…
– Czyli kogo? – pośpieszył Ślizgon. – Za murem
jest labirynt?
– Taa…
Ich
ciałami zaczęły wstrząsać drgawki. Dyszeli ciężko. Kasztanowłosa odwróciła
wzrok, żeby nie patrzeć jak się męczą.
– Do czego były wam potrzebne te trupy w
podziemiach? – zapytała cicho. Była pewna, że to wszystko musiało mieć ze sobą
jakiś związek.
– Czarny
Pan nakazał… stworzyć armię... Niektórzy ze zdolnościami zostaną do niej
wcieleni…
– Zaraz.
Armia z inferiusów? Kto ma na tyle mocy, żeby ożywić tyle zwłok? Tak dużo
czarnej magii? Bo jestem pewien, że Czarny Pan nie jest jeszcze aż taki potężny
– prychnął arystokrata.
– Istota
nie z tego świata… – odpowiedział wyższy osiłek, po czym upadł na ziemię i
zaczął wrzeszczeć.
– Drętwota – warknął natychmiastowo Malfoy.
Zaklęcie spowodowało, że chłopak stracił przytomność. – Tracę nad nimi
kontrolę. Jak można się dostać do tego labiryntu?!
– Tyko śmierciożerca… – zaczął drugi. Zamilkł
jednak prędko, gdy jego ciało również opanowały konwulsje.
– Świetnie. Kolejny nie wytrzymał siły
zaklęcia – zirytował się Draco. Wycelował różdżką w nich i mruknął „Incarcerous”.
Z podłogi wyłoniły się pęta, które unieruchomiły ofiary.
– Spadajmy stąd szybko, zanim ktoś zauważy ich
nieobecność. Teraz to dopiero przyda się nam dobry plan.
***
Śnieg
nieznośnie skrzypiał pod ich butami, kiedy szli w stronę ogrodzenia. Mijali po
drodze samotne sosny, stojące gdzieniegdzie niczym wartownicy. Światła w
domkach zostały już dawno zgaszone. Dyskoteka musiała zostać odwołana. Jedynym
źródłem światła były latarnie. Nawet księżyc schował się za gęstymi, czarnymi
chmurami, jakby nie chcąc oglądać bezsensownych poczynań Gryfonki i Ślizgona.
Nie wiedzieli, co robić. Nie mogli w żaden sposób dostać się do labiryntu. Nie
mieli także pojęcia, gdzie teraz może znajdować się tajemniczy dziennik z mapą.
Kasztanowłosa kroczyła pierwsza, a za nią Malfoy, który zamazywał ślady ich
kroków w śniegu.
Zatrzymali
się i zaczęli wypatrywać jakiejś postaci. Panowała jednakże głucha cisza, a
śladu po nikim jak nie było, tak nie było. Było to trochę niepokojące, gdyż
Milicenta zapewniła, że jej ludzie będą ich pilnować. Czyżby miała na myśli
tylko dwóch strażników? Draco stwierdził, że powinni się rozejrzeć, a potem
ostatecznie złapać jakiegoś Nieustraszonego i zmusić go do zdradzenia
informacji. Wiedzieli tylko tyle, że prawdopodobnie jedynie śmierciożerca może
otworzyć przejście.
– Chyba nic z tego nie będzie, Malfoy –
stwierdziła ponuro dziewczyna. – Niepotrzebnie się łudzimy, że uda nam się coś
wskórać.
– Przecież to ty chciałaś szukać Marlona.
Teraz się podajesz? Przynajmniej wiemy, gdzie go trzymają – powiedział z
rozdrażnieniem. – Utkwiliśmy w martwym punkcie. Jak chcesz się wycofać, zrobię
to z wielką chęcią.
– Nie chcę, tylko myślałam, że…
– Od razu zakładasz, że zrobisz wszystko co
zaplanujesz, ale nie jest tak jak…
– O co ci chodzi, Malfoy? – zirytowała się.
Nie rozumiała skąd się wzięła ta jego nagła zmiana humoru.
– O to, że nie mamy planu, ani czasu –
warknął.
– Mam tylko na myśli, żeby zrobić coś konkretnego!
– Tak?
To patrz teraz, zrobię coś konkretnego.
Zdjął z
siebie pelerynę i podszedł do
ogrodzenia. Jak gdyby nigdy nic zaczął rzucać zaklęcia, które trafiały w mur i
głośno się od niego odbijały.
– Nie może być całkiem niezniszczalny! Coś
musi go chociaż trochę rozwalić.
Spanikowana
Hermiona, która cały czas kryła się pod niewidką, rozejrzała się dookoła. Draco
był zupełnie odsłonięty. Wprawdzie domy były trochę oddalone, ale to nie
znaczyło, że nikt go nie zauważy czy nie usłyszy.
– Zwariowałeś?!
Natychmiast się schowaj! Nie pomożemy Marlonowi, jak będziesz się
tak zachowywał!
– Nie pomożemy Marlonowi jak będziemy się
kryć!
– Mieliśmy działać po cichu, wszystko
zepsujesz.
– Nie boję się tych kretynów. Nie jestem też
zastraszony słowami tej starej babki. Nikt mnie nie powstrzyma. - Jego głos wprost ociekał jadem i nienawiścią.
Pewnie
musiał czuć się naprawdę zdruzgotany tym, że ktoś śmiał mu grozić.
Milczeli
przez długą chwilę. Gryfonka już miała coś powiedzieć, kiedy zdała sobie
sprawę, że coś za sobą usłyszała. Natychmiast odwróciła się za siebie. Zamarła,
kiedy ujrzała przed sobą czterech mężczyzn w takich samych ciemnych strojach.
Miała właśnie powiedzieć coś na swoją obronę, kiedy zauważyła, że obserwują oni tylko
Malfoya, jakby jej tutaj nie było. Uzmysłowiła sobie wtedy, że ma na sobie
wciąż pelerynę. Zauważyła kątem oka, że Draco też na nich patrzy, bo już nie
rzucał zaklęciami we wszystkie strony, jak zwariowany.
Hermiona
wyjęła najciszej jak mogła swoją różdżkę. Miała przewagę – najwyraźniej nie
wiedzieli o jej położeniu.
– Panowie, ile można było na was czekać? –
Przemówił jak zawsze pewny siebie Ślizgon. Na jego twarzy zawitał zarówno
prowokujący jak i arogancki uśmieszek.
– Zakłócasz ciszę nocną – rzekł chłopak
stojący w środku, a Hermionę przeszły ciarki, gdy rozpoznała Erica. Chciała się
odwrócić twarzą do Dracona, ale strach ją tak sparaliżował, że nie mogła
wykonać żadnego ruchu. Zresztą obawiała się, że może zostać usłyszała.
– Ciszę nocną? Jeszcze młoda godzina! – Udawał
oburzenie.
– Mogę wiedzieć co tu robisz? Wydawało mi się,
że masz zakaz opuszczania pokoju – Dashwood posyłał Draconowi zabójcze
spojrzenia. Wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego.
– Niby mam, ale za bardzo mi się nudziło z
Granger, więc wyszedłem na spacer – tłumaczył bardzo wolno, jakby miał do
czynienia z opóźnionymi umysłowo osobami.
Dał im
do zrozumienia, że Gryfonka została w mieszkaniu. Miała więc na razie się nie wychylać.
Modliła się w duchu, żeby blondyn miał w zanadrzu jakiś dobry plan, bo znaleźli
się w naprawdę fatalnej sytuacji.
– Dobrze wiesz, że Granger nie ma w
mieszkaniu. Wyszliście stamtąd razem. A teraz powiedz mi, gdzie ona jest? – Szatyn
na podkreślenie swoich słów przeczesał cały teren wzrokiem.
Kasztanowłosa
poczuła jak jej ciało zalewa lodowata fala. Wiedzieli, że gdzieś tu była.
Arystokracie
nie śpieszyło się z odpowiedzią. Zaczął przechadzać się powoli w te i we te, na
co Nieustraszeni wytrzeszczyli oczy. Chyba dotarło do nich, że chłopak w ogóle
się ich nie bał.
– Nie będziemy się z tobą bawić, Malfoy! –
krzyknął wreszcie wytrącony z równowagi Eric - Gdzie ona jest?
Draco
zatrzymał się powoli i zacisnął pięści.
– Jest za murem. Chciała dowiedzieć się o co
chodzi i dostała się tam. Poszedłem ją szukać – wytłumaczył bezbarwnym głosem.
Strażnicy
zaczęli do siebie coś szeptać na te wieści.
Granger, korzystając z chwili ich nieuwagi,
obejrzała się za siebie. Malfoy lustrował całe otoczenie wzrokiem, zapewne
zastanawiając się, gdzie się podziała. Wyraz jego twarzy był surowy i groźny.
Znała go jednak na tyle dobrze, żeby rozpoznać w jego oczach zaniepokojenie.
– To niemożliwe, żeby szlama się tam znalazła!
Ściemniasz – powiedział głośno mężczyzna stojący obok Erica. Miał długie,
brązowe włosy i Hermiona kojarzyła go z posiłków na jadalni. Myślała, że był
zwykłym trzecioklasistą.
– Cóż,
Granger jest sprytniejsza i bardziej mądrzejsza niż wy wszyscy razem wzięci. I
zapewniam was, że jest tam, gdzie mówię – przekonywał ich głosem nieznoszącym
sprzeciwu.
– To
pewnie już po niej – stwierdził czarnowłosy chłopak. – Najlepiej będzie jak go
zwiążemy i zostawimy dziewczynę.
– Nie ma mowy – odpowiedział od razu Ślizgon.
– Za chwilę przyjadą nasi opiekunowie z Hogwartu. Nie chcecie chyba, żeby się
rozeszło, że najlepiej rokująca uczennica Hogwartu i przyjaciółka Harry'ego
Pottera zaginęła w Falconie?
Chłopcy
otworzyli szerzej oczy na wzmiankę o Harrym.
– Co nam zaszkodzi sprawdzić? – zwrócił się
długowłosy trzecioklasista do Dashwooda
– Przy okazji możemy zobaczyć coś interesującego…
Czyli
rzeczywiście coś dzisiaj miało się coś wydarzyć. Czy dzisiaj zostanie powołana
armia?
– Zgoda.
Wy dwaj. -
Wskazał na Nieustraszonych, stojących z boku. – Wracajcie z Malfoyem do
mieszkania i przypilnujcie go, żeby niczego nie wymyślił. Rozejrzyjcie się też
za Granger. Nie chce mi się wierzyć, że ten kretyn nie zmyśla…
– Idę z wami – przerwał mu szybko Draco. – Nie
ma mowy, że się mnie pozbędziecie. Nawet jak z nimi odejdę, to wrócę nim zdążycie się obejrzeć.
Jego
głos brzmiał tak przerażająco i wrogo, że Hermiona nie zdziwiła się, że Eric
pokiwał głową. Coś się jej jednak nie zgadzało. Miała wrażenie, że słowa
Dashwooda nie są do końca szczere.
– Oddaj
nam różdżkę. Tylko wtedy się zgodę, abyś nam towarzyszył.
Chłopak
do niego podszedł, a Malfoy wzruszając ramionami oddał mu swój magiczny
atrybut. Hermiona obserwowała ich cały czas, gotowa w razie czego użyć jakiegoś
paskudnego zaklęcia.
Dwójka
strażników odeszła, a Dashwood podszedł do muru. Odsłonił swoje przedramię, ukazując
Mroczny Znak. Voldemort naprawdę zawładnął tą szkołą. Podczas, gdy chłopak otwierał
przejście i szeptał jakieś zaklęcie, drugi chłopak zbliżył się do Ślizgona:
– Na twoim miejscu bym nie ryzykował.
Mogła
być to zarówno groźba jak i ostrzeżenie.
– Na twoim miejscu bym się o to nie martwił.
Mam swojego anioła stróża… – Uśmiechnął się krzywo i zapatrzył w przestrzeń.
Ziemia
nagle się zatrzęsła i w murze zaczął tworzyć się łuk, który zaczął powiększać
się z każdą chwilą coraz bardziej.
Draco
niedostrzegalnie kiwnął głową.
– Expulso! – szepnęła Hermiona z mocą i z jej
różdżki poleciał grom światła.
Nieustraszeni
zaskoczeni polecieli do tyłu, uderzając głośno w ogrodzenie.
– Conjunctivitis! Drętwota! – krzyknęła, całkowicie unieruchamiając wroga.
Malfoy
doskoczył do Erica i odebrał mu swoją różdżkę. Machnął na nich dwa razy, co
spowodowało utratę przytomności.
– Co im zrobiłeś? – spytała kasztanowłosa,
nadal ukryta pod niewidką.
– Załóżmy, że nie obudzą się przez godzinę i
nie będą nic pamiętać – wytłumaczył blondyn i wyciągnął rękę w powietrzu. –
Pośpiesz się.
Granger
szybko ujęła jego dłoń i razem
przekroczyli granicę, po czym kamienie zaczęły wracać na swoje miejsce.
– Droga
bez powrotu – szepnęła Hermiona, mocniej ściskając dłoń chłopaka.
To nie
był zwykły labirynt z żywopłotu. Ściany były wysokie, zrobione z kamieni, a w
niektórych miejscach spoczywały czaszki z ziejącymi pustką oczodołami. Wiejący
wiatr niósł ze sobą przerażone szepty. Natomiast w powietrzu wyczuwało się
ogromną negatywną energię. To miejsce było do reszty skażone i czarnomagiczne.
Gryfonka puściła dłoń Dracona i zdjęła z siebie
pelerynę niewidkę, po czym schowała ją bezpiecznie do torby. Wyciągnęła różdżkę
i oświetliła ścieżkę, tak jak jej towarzysz.
Zaczęli
iść ostrożnie przed siebie. Kiedy doszli do pierwszego rozwidlenia, skręcili po
krótkim namyśle w lewo.
– Tych alejek może być nieskończenie wiele,
Granger. Nie mamy się jak stąd wydostać. Nie mamy mapy. Nie mamy niczego.
Możemy się tu na zawsze zgubić i nigdy nie dotrzeć do celu – mówił Malfoy, gdy
szli obok siebie wąskim przejściem.
– Uważasz, że lepiej byłoby później zaatakować
Erica, żeby zaprowadził nas do jakiegoś miejsca?– zapytała kasztanowłosa
szeptem.
Nowe
otoczenie napawało ją tak wielkim lękiem, że nie mogła się przemóc i odezwać
się głośniej.
– Nie wydaje
mi się – odparł, a jego oczy zapłonęły z gniewu. – Dashwood wykorzystałby
pierwszą okazję, żeby się mnie pozbyć. Na pewno mi nie uwierzył. Chciał się
tutaj dostać, żeby być świadkiem tego wielkiego wydarzenia. Swoją drogą
ciekawe, co to może być.
– Wydawali się być tym tak bardzo
podekscytowani… A ci dwaj Nieustraszeni na korytarzu wspomnieli, że ta czarna
magia jest niewyobrażalnie potężna. Aż boję się pomyśleć, co to może oznaczać.
– Jeśli dziś mają powołać armię, to potrzebują
naprawdę wielkiej mocy. Te zmutowane trupy w podziemiach tylko czekały na swoją
kolej. Przypuszczam, że w innych pomieszczeniach też ich było pełno. Te
wszystkie krzyki i dźwięki pochodziły właśnie od nich. Zarzynali ludzi jak
zwykłe zwierzęta. - Głos blondyna był zupełnie beznamiętny.
– Oni są naprawdę zaślepieni Voldemortem.- Hermionie z trudem przychodziło
mówienie.
Arystokrata
spiął się na wzmiankę o Czarnym Panie i posłał swojej towarzyszce groźne
spojrzenie.
– Są pewni, że wygra tą swoją wojnę z
Dumbledorem i pozbędzie się Pottera. Robią to co uważają za słuszne, nawet
jeśli ceną jest ludzkie życie.
– Ty też uważasz, że to jest słuszne, widząc
tak wielką krzywdę wyrządzoną innym? – zapytała drżącym głosem. Nie mogła
zapomnieć, że Draco był po drugiej stronie barykady…
Zatrzymali się, kiedy doszli do kolejnego
skrzyżowania. Tym razem obrali drogę w prawo. Ścieżka, którą wybrali okazała
się kończyć ślepym zaułkiem, więc zawrócili.
– Chciałbym w ogóle nie brać udziału w tym
wszystkim – powiedział wreszcie blondyn poważnie. – Czemu musimy być w centrum
tych wszystkich wydarzeń? Czasami żałuję, że poszedłem do Hogwartu. Ta szkoła
to zupełna katastrofa.
– Żałujesz tego też w tej chwili? –Do głosu
dziewczyny wkradła się nutka rozdrażnienia. Nienawidziła, gdy ktoś obrażał jej
ukochaną szkołę, ale wolała się o to nie kłócić w tej chwili.
– Pytasz, czy żałuję, że jestem tutaj z tobą?
Gryfonka
spuściła głowę, próbując ukryć swój rumieniec.
– Odpowiem ci na to pytanie, gdy wyjdziemy
stąd żywi – odpowiedział z zaczepnym uśmiechem.
– Mam nadzieję, że tak się stanie – mruknęła
posępnie.
Potem
kroczyli przed siebie w milczeniu. Droga przed nimi była pozbawiona wszelkich
przeszkód. Nie wiedzieli dlaczego, ale ten brak utrudnień ich niepokoił.
Przecież powinno być tu pełno pułapek. Na wypadek gdyby intruzi wtargnęli do
środka. Mieli wrażenie, że labirynt oszukuje ich fałszywym poczuciem
bezpieczeństwa.
Draco
wpadł na pomysł, aby użyć zaklęcia
kierunku stron świata. Położył płasko różdżkę na ręce, a ona poderwała
się i wskazała na ścianę przed nimi, gdzie była północ. Wydawało im się, że to
dobry kierunek, aby wreszcie do czegoś dotrzeć.
Gdy
znaleźli się na kolejnym skrzyżowaniu Hermiona poczuła się dziwnie nieswojo.
Spojrzała na kamienne ściany i dostrzegła czaszkę, a w jej dotąd pustych
oczodołach, ludzkie oczy, które patrzyły prosto na nią. Cały czas byli obserwowani
w ten sposób?
Wydała
ze siebie zduszony okrzyk i odwróciła się prędko w stronę blondyna. On również
się zatrzymał i oglądał mur, ale z innego powodu.
– One
są ruchome… – zaczął, a wtedy ściana
zaczęła sunąć w ich stronę, jakby miała ich przygnieść. – Uciekaj!
Biegli
szybko przed siebie. Na rozwidleniu bez zastanowienia skręcili w lewo.
Zatrzymali się raptownie, gdy zauważyli, że ktoś już na nich tam czeka.
Dziewczyna
kojarzyła go jedynie z Proroka Codziennego – z artykułu o zbiegłych
śmierciożercach. Widziała jego zdjęcie i zapamiętała go, ponieważ był mieszańcem.
Fenrir
Greyback był potężny; liczył co najmniej dwa metry wzrostu. Jego pomarszczona twarz
była wykrzywiona w kpiącym uśmiechu. Można było zobaczyć jego ostre kły,
wystające z ust. W owłosionych rękach trzymał różdżkę. Miał na sobie jedynie płaszcz
i czarne spodnie, więc bardzo wyraźnie było widać jego owłosiony tors.
–
Myślałem, że spotkamy się w innych okolicznościach, Malfoy – przemówił wilkołak
gardłowym głosem.
Draco
cofnął się o krok, zasłaniając Hermionę własnym ciałem. Z jego postawy biła
pewność siebie.
– Ty jesteś Fenrir Greyback? – zapytał
lekceważąco.
Mężczyzna
napiął mięśnie i dumnie się wyprostował.
– Tak. A ty jesteś synem Lucjusza…
Blondyn
jednak nie miał zamiaru dać mu skończyć.
– Czego ode mnie chcesz?
– Nie macie prawa tu być. Tobie nie mogę nic
zrobić. Twój ojciec jest szanowanym śmierciożercą i na pewno by się wkurzył, gdyby dowiedział się, że poderżnąłem gardło
jego synowi. Ale twoja koleżanka to co innego…
– Czarny Pan uważa cię za plugawego mieszańca.
Mój ojciec opowiadał o tobie. Nie byłeś nawet godny, by nosić Mroczny Znak. Nie
wiem co ty tu w ogóle robisz – mówił prowokująco arystokrata.
Greyback
wydał ze siebie przeciągłe warknięcie.
– Twój ojciec sam był tchórzem! Nic o mnie nie
wie. A teraz pozwolili mi pozarażać innych likantropią. Powstanie armia z
wilkołaków…
– Pozwolili ci to zrobić, a sami zrobili
resztę, krzyżując inne gatunki. To nie będzie wyłącznie armia wilkołaków. Zostałeś
zwyczajnie wykorzystany. - Draco
zaśmiał się głośno bez krzty wesołości.
Fenrirowi
najwyraźniej nie spodobało się zachowanie młodego czarodzieja, bo zaczął trząść
się z wściekłości na całym ciele.
–
Granger, wiej – szepnął Draco do Hermiony, odwracając minimalnie głowę w
tył.
Kasztanowłosa czuła się, jakby oglądała tą całą wymianę zdań z
wielkiej odległości. W jej gardle powstała gula, uniemożliwiająca jej mówienie.
Była pewna, że stojący przed nimi wilkołak jest strasznie niebezpieczny. Nie
dość, że był pół–czarnomagicznym zwierzęciem, to jeszcze umiał władać magią, a
w dodatku miał trudności w zapanowaniu nad sobą.
– Nie zostawię cię – odpowiedziała, wiedząc,
że nigdy nie mogłaby tego zrobić.
– Chciałem cię oszczędzić, Malfoy, ale
zmieniłem zdanie.
Rzucił
się w ich stronę z dzikim wyciem. Ślizgon był na to przygotowany i użył
zaklęcia tarczy, co odrzuciło Greybacka do tyłu.
– Musisz uciekać! – krzyknął z niepokojem
arystokrata, odwracając się do Hermiony. – Już...
– Nie!
–
Obiecuję, że cię odnajdę…
Mężczyzna
podniósł się z ziemi i ponownie zaczął nacierać na dwójkę uczniów.
– Nie
zostawiasz mi wyboru – szepnął, unikając jej wzroku.
Machnął
różdżką, a ona poleciała parę metrów do tyłu, w tym samym momencie, w którym
Fenrir go zaatakował.
Kasztanowłosa
z hukiem wylądowała na lodowatej ziemi. Podniosła głowę i zobaczyła jak blondyn
rzuca po kolei mnóstwo zaklęć we wroga. Wilkołak sprawnie ich unikał.
Podniosła
swoją różdżkę, która upadła obok niej podczas lotu. Miała już coś zrobić, gdy
Malfoy głośno krzyknął. On nigdy nie krzyczał.
Przerażona
podniosła wzrok, ale jedyne, co zobaczyła, to zasuwającą się ścianę, która
odgrodziła ją od chłopaka.
– Nie! –
Zerwała się na równe nogi i zaczęła walić pięściami w mur. – Draco!
Użyła
paru zaklęć eksplodujących, ale nic to nie dało. Słyszała huki i przekleństwa,
dochodzące z drugiej strony. Nie mogła go tak zostawić. Postanowiła, że jak najszybciej
musi znaleźć inną drogę, prowadzącą do Ślizgona. Z determinacją zaczęła biegiem
przemierzać inne alejki. Starała się nie myśleć, czy arystokrata został ranny.
Wszystko
wyglądało tak samo i po jakimś czasie użyła zaklęcia czterech stron
świata. Ze zgrozą zdała sobie sprawę, że
idzie cały czas na wschód, podczas gdy jej celem była północ.
– Kim
jesteś? – rozległ się męski głos za jej plecami.
Hermiona
odwróciła się i zobaczyła przed sobą chłopaka. Mógł być w jej wieku, albo co
najwyżej o rok starszy. Górował nad nią parę centymetrów, a jego twarz miała
młodzieńcze rysy. Jego czarne oczy uważnie się jej przypatrywały. Na początku
pomyślała, że skądś go kojarzy, ale nie mogła sobie nic przypomnieć.
Brunet
nie trzymał w ręce różdżki, więc kasztanowłosa poczuła się trochę pewniej. Poza
tym jej strach został zastąpiony przez chęć znalezienia Dracona.
– A ty? – zapytała wojowniczo.
– Mam na imię Calvin. Mieszkam tutaj –
oznajmił i uśmiechnął się przy tym promiennie.
Gryfonka
wstrzymała oddech. Słyszała dziś o pewnym Calvinie parę razy. Najpierw Marlon
wspomniał coś, że jemu zrobią to samo co Calvinowi, za to, że przeszedł przez
granicę. Potem Nieustraszeni na korytarzu napomknęli, że owy chłopak rzekomo
trafił do czubków. W ten sposób zatuszowali jego zniknięcie…
– Jesteś uczniem – powiedziała cicho, czując
jak zalewa ją fala żalu.– Zamknęli cię tutaj. To miał na myśli Marlon, mówiąc,
że jemu zrobią to samo. Wiesz gdzie on jest?
–
Marlon? – zamyślił się Cal. Mówił lekko, jakby nie znajdowali się w śmiertelnym
niebezpieczeństwie. – Tak. Zostawili go związanego w zaułku niedaleko stąd.
Pilnuje go jeden facet. Nie mogłem mu pomóc. Byliśmy przyjaciółmi, zanim tu
trafiłem. Chcesz do niego iść?
– E...Co
chcą mu zrobić?
– Na
razie nic – odpowiedział i zaczął przechadzać się dookoła.
Hermiona
cały czas obserwowała go czujnie.
– Muszę
najpierw znaleźć mojego przyjaciela… Bez powodu zaatakował go Greyback…
–
Greyback to okropny. Lepiej z nim nie zadzierać. Bardzo trudno go pokonać –
skrzywił się brunet.
– Draco sobie poradzi – powiedziała cicho do
siebie. Próbowała odgonić od siebie negatywne myśli. Malfoy był jednym z
najgroźniejszych uczniów w Hogwarcie. Jest sprytny i przebiegły. Na pewno da
radę...
– Znasz ten labirynt, prawda? Może wiesz,
gdzie oni teraz są. Może ich słyszałeś…
– Wydaje mi się, że znam położenie twojego
przyjaciela – stwierdził, marszcząc czoło. – Mogę cię tam zaprowadzić.
W sercu
Granger zapłonęła iskierka nadziei. Była gotowa zrobić wszystko, żeby odnaleźć
blondyna. Pomimo tego zawahała się z odpowiedzią. Było coś niepokojącego w
Calvinie. Pojawił się znikąd, nie zapytał jej nawet co tu robi i zachowywał się
nienaturalnie pogodnie. Nie było w nim żadnej woli walki. Może i był to kiedyś
przyjaciel Marlona, ale teraz z pewnością był zupełnie inną osobą. Musiała
jednak zaryzykować i dać mu się poprowadzić. Nie miała teraz innej opcji.
– Idź pierwszy. - Starała się, żeby jej głos zabrzmiał
spokojnie.
Chłopak
spojrzał na nią zaskoczony, jakby już zapomniał o ich krótkiej wymianie zdań.
– Ach, tak - mruknął po chwili i ruszył przed
siebie.
Gryfonka
trzymała się od niego na pewną odległość. Zaciskała mocno różdżkę w ręce.
– Wiesz co ma się stać w dzisiejszą noc? –
zapytała bardziej, żeby przerwać milczenie, niż z ciekawości. Po tym jak
zgubiła Malfoya, chciała się go znaleźć, wydostać się stąd i zabrać ze sobą
Adamsa.
– Co parędziesiąt lat, 22 stycznia ktoś
odwiedza to miejsce. To jakaś klątwa, czy coś w tym stylu.
– Kto taki?
– Istota nie z tego świata – odpowiedział
krótko.
Kasztanowłosa
wolała nie drążyć tego tematu. Szli jeszcze jakiś czas w ciszy. Panowała niczym
nie zmącona cisza. Skoro Calvin prowadził ją do miejsca pojedynku, to nie
powinna słyszeć jakiś odgłosów? Przecież na pewno jeszcze walczyli…
– To tutaj.
Znaleźli
się w ślepej uliczce. Dziewczynie wydawało się, że było to całkiem gdzie
indziej, ale niczego nie była pewna, przy tych ruchomych ścianach,
zmieniających co chwilę położenie.
W każdym
razie nie było tu Dracona. Usłyszała nagle jakiś ludzki pomruk dochodzący z
kąta. Światło jej różdżki tam nie docierało, więc minęła Calvina i podeszła bliżej.
– Marlon? – zapytała zdezorientowana.
Brunet leżał zwinięty w kłębek na ziemi. Miał
na sobie jedynie białą koszulę i spodnie. Trząsł się z zimna, a Hermiona
zdziwiła się, że jeszcze nie zamarzł. Uklękła przed nim i przeraziła się na widok
jego twarzy – na czole miał głębokie rany, z których obficie płynęła krew. Jak
mogli go tu tak zostawić. Jego oczy rozszerzyły się, kiedy rozpoznał Granger.
Cud, że był jeszcze przytomny. Zaczął coś mówić niewyraźnie pod nosem.
– Ciii. Wyciągniemy cię stąd. Nic nie mów.
Czemu mu nie pomogłeś, Calvin? Tak w ogóle to miałeś zaprowadzić mnie do
Dracona…
Odwróciła
się za siebie. Czarnooki stał wciąż w tym samym miejscu. Jego beznamiętny wzrok
wywołał dreszcze u Gryfonki. Wtedy zrozumiała, co cały czas szeptał Marlon:
– Nie ufaj… mu.
W tej
samej chwili, gdy zrozumiała sens jego słów, kamienna ściana zaczęła zastawiać
przejście, odgradzając ją od chłopaka. Zerwała się na równe nogi i doskoczyła
do muru, próbując jakoś to powstrzymać, ale było za późno. Zostali uwięzieni
przez Cala. Specjalnie ją tutaj zaciągnął. Uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
Jak mogła być taka głupia?
– To on był tym facetem, który cię pilnował –
uzmysłowiła sobie. Ktoś musiał mu rozkazać ją złapać. Pozwolił jej zostawić
różdżkę, bo wiedział, że i tak nie pomoże jej ona w wydostaniu się stąd.
Wróciła
do rannego i zaczęła leczyć jego obrażenia głowie. Użyła zaklęcia ciepła,
dzięki któremu okularnik poczuł się trochę lepiej.
– Wiedziałem, że tu przyjdziesz, że znajdziesz
sposób – odezwał się słabo. – Nie powinnaś tego nigdy robić.
– Słucham? – zdziwiła się.
– Nie ma dla mnie ratunku, Hermiono… Oni… mnie
już zmienili. Naznaczyli. Wstrzyknęli coś do moich żył. Nigdy nie opuszczę tego
miejsca, tak jak Calvin. Inaczej klątwa mnie zabije. Od teraz zaczną sterować
moimi czynami. Gdy proces przemiany się skończy stanę się zwykłą kreaturą i
będę służył Voldemortowi. - Jego słowa wskazywały na to, że kompletnie się
poddał.
– Musisz walczyć, Marlon. Musi być jakiś
sposób – szeptała oszołomiona.
– Uwierz mi, nie ma...
– Tak bardzo chcieliśmy ci pomóc! Marlon, to
moja wina! Nigdy sobie tego nie wybaczę… Gdyby nie ten dziennik… – Po jej
policzkach płynęły słone łzy. Nie mogła złapać oddechu, a pomimo tego nadal mówiła.
– Wszyscy tu umrzemy. Zgubiłam Dracona, walczył ze Śmierciożercą... Och, tak mi
przykro! Gdybym mogła coś dla ciebie zrobić...
Złapał
ją za rękę, próbując dodać otuchy. O dziwo, nie wydawał się być na nią ani
trochę zły. Był wyłącznie zmęczony tym wszystkim.
– Nie myśl tak… To ja zdecydowałem, że muszę
sam rozwiązać tą zagadkę… Jest coś co, możesz dla mnie zrobić… – powiedział
płaczliwym tonem.– Zabij mnie, Hermiono.
Dziewczyna
odskoczyła od niego jak poparzona. Popatrzyła w jego oczy – było w nich tyle
bólu i niewyobrażalnego smutku. Poczuła, że zaraz jej serce pęknie, rozsypując
się na kawałeczki.
– Marlon, co ty mówisz…
Łamiący
się głos nie pozwolił jej dokończyć zdania. Miała ochotę krzyczeć. Miała ochotę
targać swoje włosy na głowie. Chciała wpaść w szał, w amok. Musiała coś zrobić,
żeby nie oszaleć z rozpaczy. Ale mogła tylko obserwować Adamsa, który płakał
równie mocno jak ona. Najbardziej na świcie chciała dopaść teraz ludzi
odpowiedzialnych za tą całą sytuację! Z chęcią by ich zabiła. Ich, winnych Śmierciożerców.
A nie Marlona, który stał się potencjalną ofiarą. Czemu wszystko było takie
skomplikowane? Czemu magia nie mogła jej pomóc? Czemu Dracona nie mogło być
przy niej w tej chwili? Byli dopiero nastolatkami! Dlaczego to akurat oni musieli
znaleźć się w tym labiryncie i toczyć tak morderczą walkę?
– Nie rozumiesz… Oni mnie wykończą. To nie
będzie życie, Hermino… To będzie wieczna męka. Zrób to, wystarczy jedno
zaklęcie… Pomóż mi – przekonywał chłopak.
Nie
wiedziała czy jego postawa świadczy o jego odwadze, głupocie, czy czymś
zupełnie innym. Nie można było prosić kogoś, aby zabijał. To niewybaczalna
zbrodnia. Ale z drugiej strony miał rację. Ona też wolałaby umrzeć niż stać się
pozbawioną woli marionetką Voldemorta.
– Nie potrafię, Marlon… Ja… Cię stąd wyciągnę…
Nie poddam się. Nigdy.
Wstała z
ziemi i zaczęła walić swoimi pięściami w mur.
– Calvin! Musisz nam pomóc! Słyszysz?
Odpowiedziała
jej cisza.
– Proszę cię!… – Zapłakała gorzko.
Potem
zaczęła miotać we wszystkie strony zaklęciami, jakie przyszły jej do głowy.
Labirynt był jednak chroniony tak mocnymi czarami, że nie mogła niczego zrobić.
– Hermiono… To nie ma sensu. Uspokój się… Spójrz
na mnie – odezwał się po chwili chłopak ledwo słyszalnym głosem. Przemiana
zżerała go od środka.
Nie
mogła popatrzeć mu w oczy. Czuła tak wielkie wyrzuty sumienia, że mogła sama ze
sobą wytrzymać. Marlon powinien jej nienawidzić. Tymczasem on próbował ją
pocieszyć i uspokoić. Nie potrafiła na niego spojrzeć, gdyż w gdzieś tam w
środku czuła, że jego życie wkrótce dobiegnie końca, a ona chciała przy nim
trwać. Przez taki krótki czas pokochała tego niezdarnego, ale jakże
inteligentnego okularnika, jak brata. Tak jak kochała Harry'ego i Rona…
–
Hermiono…
Nie
dokończył tego, co chciał powiedzieć, bo w tej chwili ściana zaczęła się
odsuwać, ukazując przejście. Nadzieja ożyła w Hermionie. Może nauczyciele
przyszli jej z pomocą? Albo Draco ich znalazł?
Zawiodła
się więc strasznie, kiedy rozpoznała Calvina, a za nim dwóch starszych Nieustraszonych,
których nigdy nie widziała.
– Experiallmus! – krzyknęła od razu.
Różdżki
zdziwionych mężczyzn poleciały w jej stronę.
– Drętwota!
Czerwony
grom światła zwalił Calvina z nóg. Trudniej było zaś pokonać dwóch
doświadczonych czarodziejów. Hermiona nie mogła w nich trafić. Czerwone fale
mknęły w ich kierunku, ale oni odskakiwali w bok z niezwykłym refleksem. Gdy
oślepiła większego z nich, ten nadal szedł do niej z wyciągniętymi rękami.
Skupiła się na odepchnięciu go, podczas gdy drugi zaszedł ją od tyłu i boleśnie
wykręcił dłoń, w której trzymała różdżkę.
Adams
cały czas pojękiwał w kącie, zbyt słaby, żeby cokolwiek zrobić.
–
Pośpieszmy się, bo zaczną bez nas –
przemówił większy osiłek władczym tonem.
Stawiała
opór, kiedy odebrano jej magiczny atrybut wraz z torebką. Strażnicy skrępowali
ich ręce i postawili na nogi. Przyłożyli mocno różdżki do ich pleców, aby
ruszyli naprzód. Gdy wychodzili, minęli Calvina, który spokojnie podnosił
się z ziemi.
Gryfonka
wiedziała, że chłopak jest z pewnością pod działaniem Imperiusa, ale i tak go
nienawidziła.
Patrząc
w jego czarne oczy, przypomniała sobie skąd go kojarzy. Gdy była po raz
pierwszy w mieszkaniu Marlona, przed wyjściem zwróciła uwagę na fotografię,
przedstawiającą męską część uczniów. Zapamiętała akurat Cala, ponieważ w jego
oczach malowała się taka trzeźwość w porównaniu z innymi. Może był tak samo
dociekliwy jak ona i przez to spotkała go taka kara? Po paru minutach
ciągnących się w nieskończoność, z zaskoczeniem wyszli na otwartą przestrzeń.
Znaleźli się na niewielkiej polanie, znajdującej się w samym środku labiryntu.
W paru miejscach płonęły pochodnie. Na ziemi było pełno popiołu, jakby dopiero
co miało tu miejsce ogromne ognisko. Na samym środku został umieszczony
kamienny ołtarz. Coś na nim leżało, ale Hermiona nie mogła zobaczyć co to było,
gdyż obraz zasłaniał jej tłum postaci ubranych na czarno. Nieustraszeni, a
nawet może i Śmierciożercy zebrali się dzisiejszej nocy, aby być świadkiem
jakiegoś potężnego wydarzenia.
Kasztanowłosa
szukała wzrokiem blond czupryny.
Wraz z
Marlonem zostali zaprowadzeni pod mur. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Byli dla
wszystkich bezwartościowymi marionetkami, z którymi można zrobić co się chce.
Może jej i Draconowi zrobią to samo, co Marlonowi? Może też poddadzą ich
jakiejś przemianie. Może porywają im palce i języki, tak jak to było opisane
przez kogoś w kronikach.
Nieustraszeni
kazali im stać przy murze i po prostu odeszli. Ale było to bez znaczenia,
równie dobrze mogliby ich pilnować. Wszystkie cztery wejścia do labiryntu były
chronione, a w dodatku nawet nie znali drogi powrotnej.
Spojrzała
kątem oka na Marlona, który dzielnie powstrzymał łzy. Już miała go zapytać, czy
może się domyślał dlaczego ich tutaj zaciągnęli, kiedy nagłe chłopak się
wyprostował.
– Patrz tam – Wskazał głową na prawo.
Greyback
prowadził Dracona prosto do nich. Serce Hermiony zamarło z ulgi, gdy zobaczyła,
że blondyn jest cały. Popatrzyła w jego oczy i mimo sytuacji, na jej ustach
zamajaczył uśmiech. Chciała do niego podbiec i rzucić mu się na szyję.
On także
nie odrywał od niej wzroku, intensywnie wpatrując się w jej orzechowe oczy.
Miał na twarzy drobne zadrapania, a jego czarny płaszcz był do połowy
zniszczony.
– Nic ci nie jest? – zapytał od razu, nie
zwracając uwagi na wilkołaka.
– Nie… A tobie?
– Tak jak widać. - Wzruszył ramionami i przeniósł swój
wzrok na Marlona.
– Zaraz tu po was wrócę. Nie myślcie, że
możecie stąd uciec, śmiecie – wysyczał Fenrir z obrzydliwym uśmiechem.
Odszedł
od nich i w następnej sekundzie znalazł się wśród reszty podekscytowany Śmierciożerców.
– Jak siebie znaleźliście? – spytał spokojnie
Malfoy. Cały czas lustrował uważnie wzrokiem Granger. W jego spojrzeniu było
widać tak wielki niepokój i troskę.
– Hermiona spotkała Calvina. Cal był uczniem…
Odkrył w październiku co tutaj się wyprawia i za karę poddali go przemianie.
Nieustraszeni muszą sterować jego umysłem, bo nie chciał nam pomóc. Zaprowadził
do mnie Hermionę, a potem uwięził – wytłumaczył cicho Adams.
Blondyn
słuchał go z uwagą, próbując jakoś uwolnić swoje skrępowane węzłem ręce.
– Powiem wam, że kompletnie nas rozwalili –
stwierdził gorzko z krzywym uśmiechem.
– Myślałam, że Greyback cię zabije… Bałam się,że
już po tobie… – Granger, przecież wiesz, że jestem niezwyciężony. Nigdy bym
ciebie nie zostawił…
– Ale przecież on cię pokonał. W końcu cię
tutaj przyprowadził – zauważył słusznie
Marlon.
– Przyprowadził mnie tutaj, bo chciałem do was
trafić. -
Westchnął ciężko i przewrócił oczami. Nie mógł otwarcie przed kimś przyznać, że
okazał się gorszy. Honor mu na to nie pozwalał. – Może trochę poraził mnie tam
paroma zaklęciami, ale ostatecznie nic mi nie jest i ważne, że jesteśmy razem.
To było
bardzo nietypowe zdanie jak na Ślizgona.
– Za chwilę stanie się tu coś złego i będzie
lepiej jak szybko stąd się wymskniemy, nim
zacznie się ta cała balanga. Mam coś co nam to umożliwi, ale o tym zaraz
–dodał, gdy Gryfonka otwierała usta, żeby coś powiedzieć. – Szukałem tutaj
nawet mojego ojca, ale nie ma po nim śladu. Rozpoznałem tylko tego śmierdzącego
psa…
– Hej – przypomniała sobie dziewczyna,
odwracając się do Marlona. – Pamiętasz jak wkradliśmy się do gabinetu
dyrektorki? Było tam popiersie osób zasłużonych. Wydaje mi się... że widziałam
nazwisko Greyback.
– Czyli to ich rodzinny interes? – Draco zaśmiał
się bez krzty wesołości.
– Może rodzina specjalnie zaraziła go
likantropią… – podsunął brunet.
– To teraz nie ma znaczenia… Słuchajcie, muszę
wam…
Ucichł
nagle, kiedy zapanowała kompletna cisza. Ustały poruszone szepty, a wszyscy
Nieustraszeni uklękli dookoła kamiennego stołu.
Hermiona
dopiero wtedy zobaczyła, co się na nim znajduje. Widziała już zmutowane ciała w
rzeźni, ale było ich wtedy tylko dwadzieścia. Teraz natomiast na stole
znajdował się ich cały stos. Były blade i całe zakrwawione.
Odwróciła
natychmiast wzrok, walcząc z falą mdłości. Łzy zapiekły ją w oczach. Poczuła,
że chłopcy stojący po jej dwóch stronach także zesztywnieli.
– Przybądź, Aniele Zagłady i Ciemności. Przybądź
wcieleniu wszystkiego co złe, mroczne… – zaczął czytać jakiś głos.
– Wzywają demony? – wykrztusiła ze siebie
Granger.
– Gorzej. Wzywają Anioła Zagłady... –
odpowiedział szeptem Draco. Był cały blady na twarzy.
– Wzywamy cię tutaj, umazani popiołem. Ogień
cię powołał..
– I ogień cię zniszczy…– powiedział nagle Malfoy.
– Co takiego?– zapytała kasztanowłosa.
– Słyszałem to zdanie wiele razy w moim domu,
jak byłem mały. Myślałem, że to z jakiegoś wierszyka…
– Myślisz, że zwykły ogień może pokonać Anioła
Ciemności? – zapytał Marlon bez przekonania.
– Nie wiem, coś w tym musi być… Ale
czarnomagiczny ogień może odciągnąć uwagę tych kretynów i dać nam czas na
ucieczkę.
– Tak, Malfoy. Do tego jest nam potrzebna
tylko różdżka. Gdybyśmy ją mieli, to byśmy już dawno uciekli – zauważyła rozsądnie
Hermiona.
– Mam różdżkę Greybacka, jeśli ma to
znaczenie. Upuścił ją kiedy przeszedł do rękoczynów. Może umie walczyć, ale
najmądrzejszy to on nie jest… – oznajmił przyciszonym głosem, uśmiechając się
dumnie.
– I dopiero teraz nam to mówisz? – zirytowała
się dziewczyna.
– Cały
czas próbuję wam to powiedzieć. Nic mi po niej, kiedy mam związane ręce. Ale ty
możesz…
Nagle
czarne niebo przeszyła błyskawica. Czarodzieje unieśli różdżki do góry,
wypowiadając jakieś słowa w nieznanym języku. Ziemia się zatrzęsła, a pochodnie
zgasły.
Ni stąd
ni zowąd, coś zaczęło sypać się z góry. Hermiona na początku myślała, że to
śnieg, ale po chwili zorientowała się, że to czarne płaty.
– Czy to są pióra? – zapytała z obrzydzeniem,
gdy parę z nich wylądowało obok niej.
– Tak mi się wydaje. - Okularnik głośno przełknął ślinę.
Było ich
setki – czarny pierz zasypywał całą ziemię.
Nieoczekiwanie
nad stosami martwych ciał pojawiła się ciemna chmura, z której zaczynało coś
się formować. Ludzie zaczęli coś do siebie mówić. Zrobiło się małe zamieszanie.
– Granger, sięgnij do mojej kieszeni w
płaszczu po twojej stronie…
Dziewczynie
chwilę zajęło nim ruszyła rękami i dosięgła do płaszcza chłopaka.
– Chyba ją mam…
– Dobrze. Wyciągnij ją bardzo powoli. Jak ktoś
na nas zerknie to już po nas – mówił cicho Malfoy .- Marlon wysuń się trochę przed nią…
Zrobili
tak jak powiedział.
Ku ich szczęściu,
strażnicy byli skupieni na czarnej chmurze i na ciałach, które nagle zaczęły do
reszty nasiąkać krwią.
Granger
trzymała mocno w ręce krótki patyczek. Nie była pewna, czy różdżka posłucha
któregoś z nich, ale to była ich ostatnia nadzieja.
–
Powinniśmy powstrzymać stworzenie tej całej armii…
– Znalazła się wielkoduszna Granger – prychnął
z niezadowoleniem. – Może na razie sami się uwolnijmy. Przestań się martwić,
zamknij oczy i postaraj się na początek nas rozwiązać.
Hermiona
przełknęła ślinę i spróbowała się rozluźnić, co było teraz niemal niemożliwe.
Po
chwili machnęła różdżką i ręce Dracona były już uwolnione.
– Świetnie – ucieszył się. – Teraz zajmij się
Mar…
Przerwał,
gdy z magicznego atrybutu zaczęły wypływać iskry, zwracając na nich uwagę
innych.
– Co ty robisz…
– Ja nie mogę nad tym zapanować…
Różdżka
tętniła własną energią, a teraz właśnie tryskała snopami jasnego światła.
Parę
osób to zauważyło i w ich stronę szedł już Greyback, który pewnie zorientował
się, że mieli w rękach jego własność.
– Ugaś to… – zaczął Draco.
– Nie mogę nic zrobić…
Wyrwał
jej ją z dłoni i krzyknął na cały głos:
– Invoco se tuus!
Z końca
patyczka wyłonił się ogromny, ognisty smok, który zaczął ziać ogniem na
wszystko, co przed sobą miał. Kamienny ołtarz płonął, tak samo jak niektórzy
mężczyźni. Zapanował prawdziwy chaos – ludzie zaczęli wrzeszczeć i uciekać.
Niebo przeszyły kolejne błyskawice.
– Coś ty zrobił? Oni zginą… Czemu nie mogą
tego powstrzymać? – zapytała Hermiona, kiedy biegła za Malfoyem i Adamsem w
kierunku wejścia do labiryntu.
Nikt już
na nich nie zwracał uwagi.
– To czarna magia, nie łatwo to ugasić.
Wszystko zostanie doszczętnie strawione…
Przemierzali
alejki tak szybko jak umieli. Zewsząd słyszeli zrozpaczone głosy, krzyki albo
przekleństwa. Kasztanowłosa nie wiedziała w jaki sposób mogą znaleźć wyjście.
Co będzie jak Nieustraszeni zaraz ich dorwą i zabiją za to, co uczynili? Nie
sądziła, że zwęglone trupy jeszcze na coś im się przydadzą.
Poruszali
się w stronę południa. Z biegiem czasu wszystkie dźwięki zaczynały milknąć, a
oni nie spotkali już po drodze nikogo więcej.
– Zaczekajcie… – jęknął w pewnym momencie
Marlon, upadając ciężko na ziemię. Jego twarz była wykrzywiona w okropnym
grymasie bólu.
– Stary, nie mamy czasu – warknął blondyn,
patrząc na niego przez ramię.
– Idźcie dalej beze mnie. Nie dam rady…
– Nie wymiękaj, zaraz coś wymyślimy, albo ktoś
nas stąd wyciągnie. Ludzie z Falconu musieli zobaczyć i dym…
– Draco – odezwała się cicho Hermiona, a z jej
oczu pociekły łzy, kiedy pojęła powagę sytuacji.
Ślizgon
spojrzał na nią z niezrozumieniem.
– Marlon nie może opuścić tego miejsca –
wyjaśniła łamliwym głosem. – Przemienili go tak jak Calvina. Może być teraz
wilkołakiem, wampirem, albo Bóg wie kim jeszcze. Został przez nich przeklęty…
Upadła
na kolana obok Adamsa i rzuciła mu się na szyję. Chłopak głośno jęknął, czując
jak jego skóra pali przy każdym dotyku, ale i tak trzymał Hermionę mocno w ramionach.
– Już od początku byłem na to wszystko zbyt
słaby. Proszę, zostawcie mnie tu. To bez sensu ciągnąć za sobą kogoś takiego
jak ja. Tylko was opóźniam, a poza tym…
– Jesteś
bardzo silny, Marlon – przerwał mu stanowczo Draco. Można było zobaczyć, że i
on jest wzruszony.
Adams
spojrzał na niego z podziwem w oczach. I skinął na niego głową.
– To była ciężka bitwa, Draco. Jestem
wdzięczny losowi, że was poznałem. Wcześniej czy później i tak by mnie na czymś
przyłapali. Walczyliście o mnie jak o prawdziwego przyjaciela. Nigdy nie czułem
się tak ważny. Niestety, mój czas dobiegł końca… – powiedział
uroczystym tonem.
– Nie, Marlon. Nie zrobimy tego… – powiedziała
prędko kasztanowłosa, odrywając się od niego. – Może teraz się coś zmieni? Może
po tym pożarze cię uwolnią i skończą to wszystko robić…
– Hermiono, oni skończą to dopiero robić, gdy
Voldemort upadnie.
– O czym wy mówicie? – zdenerwował się
arystokrata.
– Zabij mnie, Draco – poprosił okularnik. W
jego głosie dało się wyczuć tak wielką żałość… – Musisz to zrobić, inaczej oni
mnie wykończą.
Patrzył
to z nadzieją to na niego, to na jego różdżkę.
Czy
blondyn mógł pozbawić człowieka życia? Czy mógł odebrać mu te wszystkie lata,
które miał przed sobą brunet? Ale czy on w ogóle miał przed sobą jakieś życie?
Jak miał postąpić? A może ten czyn będzie jak pomoc udzielona pokrzywdzonemu?
Nie
wiedzieli ile tak milczeli, patrząc sobie w oczy i w ciszy dzieląc się
swoim bólem i cierpieniem. Po paru godzinach, a może minutach usłyszeli głosy.
Draco
pierwszy zauważył grupkę Nieustraszonych mknących w ich kierunku.
–
Zabijcie ich wszystkich. Żadnych świadków – powiedział chrapliwy głos. Eric.
Czas
starał się zwolnić, gdy blondyn wyczarował w ostatniej chwili tarczę, która
odbiła trzy śmiercionośne zaklęcia. Nie mieli czasu. Musieli uciekać i to
szybko.
Marlon, rozumiejąc wszystko doskonale, posłał
Hermionie ostatnie, pokrzepiające spojrzenie, po czym popatrzył na Ślizgona i
zasalutował, przykładając dłoń do czoła, tak jak robili to mugolscy żołnierze.
Tak jak żegnali się towarzysze broni, którzy walczyli ze sobą do końca.
– Avada Kedavra…–
wyszeptał arystokrata.
Zielone
światło pomknęło w stronę Marlona Adamsa i pozbawiło go życia.
Hermiona
krzyknęła, a Draco upadł obok niej na kolana.
Nieustraszeni
ruszyli na nich ze wściekłymi okrzykami. Nie dotarli jednak do dwójki
załamanych towarzyszy. Ni stąd ni zowąd pojawił się Snape wraz z członkami
Zakonu Feniksa. Zaczęła się walka.
– Chodźcie szybko z nami. Musimy was stąd
natychmiast zabrać – powiedział Remus Lupin, pochylając się nad nimi.
Hermiona
i Draco jednak nie zareagowali. Wpatrywali się w nieruchome ciało swojego przyjaciela,
przeżywając swoją żałobę. Dopiero w tej chwili kasztanowłosa zdała sobie
sprawę, że to jego śmierć przewidziała banshee.
Dla Marlona
śmierć okazała się wyzwoleniem, wolnością. Nie chciał takiego życia – w
strachu, w bólu. Był człowiekiem czynu,
który chciał poznać prawdę. Kierował się odwagą i inteligencją.
Są
takie chwile, kiedy trzeba działać i takie, kiedy trzeba się pogodzić z tym, co
przynosi los.
Na drugi
dzień Prorok Codzienny zamieścił małą wzmiankę o śmierci pewnego nastolatka w
tajemniczej Akademii Władania Magią Falcon. Ogłoszono, że zmarł w wyniku
pożaru, a jego ciała nie znaleziono.
_________________________________________________________
Trochę długo nie pisałam do Was żadnej notki...Nie wiem czy to wszystko Wam się spodobało. Wyobrażałam sobie ten rozdział trochę inaczej, ale wyszło tak i chyba nie jest aż tak źle...Tym rozdziałem kończę pierwszą księgę. Następny powinien pojawić się jeszcze w sierpniu.
Proszę Was, nie zapominajcie dodać komentarza - to naprawdę podnosi mnie na duchu. Poświęćcie mi chociażby minutę swojego czasu pisząc, co uważacie.
Pozdrawiam i dziękuję za poświęcony czas,
N.
Pierwsza moje drogie panie :*
OdpowiedzUsuńJestem oczarowana i zrozpaczona. Też inaczej wyobrażałam sobie to wszystko. Nie zrozum mnie źle. Rozdział jest wysokich lotów i pokazuje jak Draco martwi się o Hermionę. Aż serducho rośnie. Ale Marlon...Że aż tak?;(
UsuńLabirynt był super zaskoczeniem. Czułam się jakbym sama tam była i jak bym widziała te ruchome ściany. To było przerażające jak szli i była taka ciemność. I jeszcze Greyback. Zauważyłam że wszystko sobie doskonale wymyśliłas, miałaś wszystko zaplanowane. Najpierw ten cały Calvin, Hermi widziała jego zdjęcie i ten cały Greyback. Marlon i ta banshe...Bardzo mi smutno. Koniec wyszedł niezwykle emocjonalnie. Najgorsze jest to że gdyby Marlon nie uległ tej przemianie to by mógł uciec. Nie wiem jak Draco sobie poradzi po tym co musiał zrobić. Oby Hermiona była przy nim. Boję się, że w hogwarcie może wszystko się zepsuć. Ah..Tyle tego było. Dramione czuje że się rozkręci. Przykro mi i łącząc się w bólu, pozdrawiam Ciebie i E.bardzo serdecznie ;(
Kasia
Ps. Już w przyszłym tygodniu Nowy rozdział jej!;D
Hm, tak teraz dramione się rozkręci. Cieszę się, że Cię zaskoczyłam. Faktycznie było trochę smutno...Miło, że skomentowałaś.
UsuńPozdrawiam ;*
N.
Ja nie zaznaczam, że jestem druga ( śmiech) Tylko rezerwuję koma, żeby potem nie zginął w gromie reszty! :D
OdpowiedzUsuńTaak! Chwal się chwal ;* ;<
UsuńSpadaj Kasia!;*
UsuńNeluuu. Początek zaczął się przerażająco to znaczy ja się bałam jak zabrali Marlona. Scena w której Draco mówi Mionie że to nie jej wina, tam w pokoju i jak trzymają się za ręce była dla mnie bardzo tkliwa. Nie jakaś przesadzona tylko w sam raz. Wiedziałam, że Granger nie odpuści i pójdzie za Adamsem...BIEDNY MARLON! TEN CAŁY WĄTEK Z NIM TAK MNIE WZRUSZYŁ! końcowy tekst najgorszy, w sensie rozpaczy. Nikt nie wiedział kim był Marlon ani co mu zrobili. Winę za jego śmierć zrzucili na pożar. Świat nigdy się nie dowie że Adams poległ za prawdę. Podobało mi się nawiązanie do żołnierzy i tej salutacji...Płakałam tak bardzo że siostra się ze mnie śmiała...Głupie dziecko.
To co stworzyłaś może stać się samodzielnym materiałem na książkę. Tajemnicza szkoła, rzeźnia, mur odgradzający labitynt pełen czarnej magii i podziemia z trupami. Pokazałaś że masz wyobraźnię. Był w tym wszystkim też typowy humor. Wstawki Malfoya...Och był taki kochany! Jak napisałaś że upadł gdy Marlon umarł. Coś w nim pękło. Musiał zabić i nie zrobił tego jak śmierciożerca tylko człowiek z sercem jak można tak to określić...Działo się działo. Czuje, że długo będę wracać do tego rozdziału. I trochę szkoda, że wyjeżdżają bo już nie będą mogli razem ze sobą leżeć...Bez skojarzeń ;D
Pozdrawiam gorącoooo
Tak, Draco to trochę przeżyje. Dziękuję jak zawsze za długi komentarz.;*
UsuńCzytając rozdział byłam pełna obaw. Jak to się zakończy, co się za chwilę stanie. Utrzymałaś w napięciu do samego końca. Uważam, że taki rozwój wydarzeń jest bardzo interesujący, ale szkoda mi Marlona, był taki otwarty i pomocny.. Swoją drogą nie spodziewałam się, że Draco może zabić, ale zaoszczędził mu cierpienia.. Jestem ciekawa jak potoczy się akcja w Hogwarcie, przecież inni nie wiedzą jak bardzo Draco i Hermiona zbliżyli się do siebie. Jedno jest pewne, nie będą już sobie obojętni. ;p Rozdział przeczytałam strasznie szybko, a przynajmniej tak mi się wydaje, tak mnie wciągnął, że kompletnie nie wiem ile mi to zajęło.
OdpowiedzUsuńJak zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny i mam nadzieję, że tak jak piszesz będzie jeszcze w sierpniu. Pozdrawiam :D
Cieszę się, że udało mi się Ciebie zaskoczyć. Też trochę szkoda mi Marlona, ale jak już wspomniałam niżej wolę smutne zakończenia...Bardzo dziękuję za szczegółowy komentarz!;*
UsuńTo jest niesamowite. Cudownie móc przeczytać nową notkę. To o czym piszesz ma magię słowa samą w sobie i nie można się oderwać od czytania.
OdpowiedzUsuńRozdział jest arcydziełem które powinno trafić na półki. Nie mam słów dla tego jak piszesz. Podziwiam cię z każdą notką coraz bardziej. Pozdrawiam i pisz częściej ;)
Wow..Teraz to dopiero jestem wniebowzięta. Dziękuję za tak kochany komentarz! To wiele dla mnie znaczy ;*
UsuńPisałabym częściej gdyby nie nauka - mój kurs wakacyjny...
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję!
Och NELA. Nela. A ja myślałam że jakoś bardziej optymistycznie się to skończy.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko to był kawał dobrej roboty. Dzięki że piszesz dalej, dzięki że w ogóle piszesz . A tak w ogóle dzięki że już ich wydostajesz z tego całego Falconu. Ileż można żyć w strachu ? Dobrze że już będzie Hogwart bo już się stęskniłam.
Rozdział bardzo dobry. Tyle akcji. Wow.
Może jak dla mnie trochę zbyt mroczno.
Xd
Lora
Hah, dziękuję Lora! :* Lubię smutne zakończenia. Bardziej zapadają w pamięci. ;)
UsuńPozdrawiam!
Inaczej to sobie wyobrażałam 😞 myślałam, że Adams przeżyje i w ogóle byłam przekonana, że Draco i Hermiona się pocalowali 😐 nie ważne xd bardzo mi się podobało, choć zastanawiam się skąd tam zakon Feniksa xd czekam na kolejny 😀
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Co Wam się tak wszystkim śpieszy z tym pocałunkiem? ;) Będzie, będzie i to całkiem szybko. Przynajmniej tak myślę ;D
UsuńZakon Feniksa przybył dzięki Snape'owi, który w poprzednim rozdziale został zawiadomiony przez Dumbledore'a o tym, że musi odebrać dwójkę uczniów. Poza tym było wspomniane, że Albus ma w Falconie swojego szpiega, więc pewnie musiał zostać zawiadomiony, że Draco i Hermiona mogą być w niebezpieczeństwie. W następnej notce większość zostanie wyjaśniona.
Pozdrawiam gorąco. ;*
N.
No wiesz... całowanie to fajna rzecz i nie chcemy pozbawiać tego Dracona i Hermiony :D no dobra dobra to czekam na następny rozdział
UsuńNawzajem :*
No wiesz... całowanie to fajna rzecz i nie chcemy pozbawiać tego Dracona i Hermiony :D no dobra dobra to czekam na następny rozdział
UsuńNawzajem :*
Jupi jej! Rozdział świetny. I mroczny xd. Bardziej skupiałaś się na tym labiryncie przez co było ciekawie. Ciekawe jest jeszcze to jak Draco i Hermiona będą do siebie podchodzić po tym wszystkim. Bo coś musi się zmienić.
OdpowiedzUsuńWow :)
A i tak Marlon ;( Muzyka świetnie wpływa na nastrój.
UsuńTak, ich relacje się zmienią. Dzięki za komentarz ;*
UsuńNie zauważyłam rozdziału...Lecę czytać.
OdpowiedzUsuńZgadzam się że to dramione jest najlepsze. Tyle się czuje i przeżywa. Inni mogą się od Ciebie uczyć. Podziwiam za tak długi rozdział, który ani trochę nie jest nudny! Draco i Hermiona razem odkrywają tajemnicę. Już widze książkę- Tajemniczy Falcon. Może kiedyś wykorzystasz ten pomysł ;)
UsuńNie było wesoło. Najpierw myślałam że ten wilkołak zrobi coś Malfoyowi i że tam zostanie. Jesteś bezlitosna i zrobisz wszystko żeby długo pamiętać notki. Bardzo jestem zachwycona. Twoim stylem i niesamowitą fabułą. Pięknie! Marlon...Kurczę a ja już sobie myślałam że Hermi będzie z nim pisać z Hogwartu i że rozwalą Dahswoodów. No nic, przykro mi. Ostatnie linijki...Coś jest w tych dranatach. Człowiek lubi czasem być smutny.
Weny kochana!;**
Ari
Bym zapomniała! Cytat z mojej ulubionej piosenki. Doskonale pasuje!:D
UsuńOo, fajnie że zwróciłaś uwagę na cytat. Długo chodził mi po głowie. Marlon niestety musiał umrzeć. Lubię dramstyczne zakończenia czy wątki, co chyba na Was niekorzystnie wpływa...;) Dziękuję, że zawsze jesteś, Ariana. ;)
Usuńehhh nie spodziewałam się że tak bardzo zachwyci mnie jakaś historia i jestem pewna że zapadnie mi w pamięci na zawsze. JESTEŚ GENIALNA,WIESZ? to jak piszesz jest mistrzowskie. uwielbiam twojego bloga i twoje oryginalne pomysły!
OdpowiedzUsuńExpecto jak zawsze emocjonalnie <3 Dziękuję, kochana!
UsuńJa zawsze się spóźniam. Przeczytałam już trochę ale resztę skończę później. Rezerwacja miejsca:D
OdpowiedzUsuńJa przyznaję bez bicia, że czytałam z przerwami chyba z 2godziny... W każdym razie świetny rozdział, ale to żadna nowość.I tym razem mogłyśmy podziwiać Twój talent w każdej odsłonie- było i wesoło i smutno, intensywnie i zagadkowo, no i przede wszystkim strasznie : ) Nie wiem co robisz na codzień, ale myślę, że napisanie przez Ciebie jakiegoś filmowego scenariusza to świetny pomysł : )
UsuńBędzie mi brakować Marlona i bliskości Hermiony i Draco. Chyba że dopriwadzisz ich pocałunek do końca 😀😙
Spokojnie, jestem pewna, że pocałunek Hermiony i Dracona nastąpi całkiem szybko. Nie macie się o co martwić ;* Dziękuję za komentarz.;)
UsuńCzytałam 35 minut. Rozdział nadawałby się jako fabuła niejednego filmu :D ♥ Szkoda, że koniec taki smutny ale wszystko na to wskazywało.
OdpowiedzUsuńIron
Dziękuję bardzoooo za komentarz!:)
UsuńA więc jest nowy rozdział... Widziałam go już wczoraj, ale dopiero teraz znalazłam godną chwilę na przeczytanie.
OdpowiedzUsuńWspaniały, wręcz idealny... Ale tak emocjonalny, że musiałam robić przerwy na ochłonięcie. Oczywiście nie jest to wada, tylko ogromna zaleta!
Mimo tragicznego zakończenia, uważam że wątek z Marlonem skończył się tak jak powinien. Jakkolwiek okrutnie to brzmi, myślę, że on musiał umrzeć. I szacunek dla ciebie, że "mu na to pozwoliłaś", bo nie każdy to potrafi (pomińmy fakt, że nikt nie pisze tak jak ty... cudownie).
Nadszedł czas powrotu. Do Hogwartu. Do rzeczywistości. I mimo, że będzie to bardzo trudne, to brakowało mi "tych" stosunków Hermiony i Draco. Oczywiście to ich zbliżenie w Falconie było magiczne (lol, like everything in this story).
Musisz wiedzieć, że kocham całym serduchem to opowiadanie.
Ale już nie przynudzam ;)
Weny życzę...
I nie każ mi robić znowu interwencji na fb!!!
Just kidding... Zawsze możesz do mnie napisać, a jeśli nie daj Boże, gdzieś przepadniesz to cię nawiedzę.
<3 <3 <3
O, jak miło! Hah, Milkeme, a więc to z Tobą miałam przyjemność pisać ;D
UsuńInterwencja na fb wiele dała, jak widać. Wzięłam się od razu za pisanie, więc na przyszłość gdyby notki nie było zbyt długo, pisz śmiało!
Doskonale zrozumiałaś śmierć Marlona. Cieszę się, że tak bardzo Ci się podobało. Bałam się, że Was zawiodę...Dzięki jeszcze raz!;*
N.
Cześć! Rozdział jest świetny, zresztą tak jak cała reszta bloga, który od niedawna śledzę. Świetnie piszesz i umiesz wywoływać potężne emocje swoim tekstem. Scena w rzeźni i opis banshee naprawdę mogą wywołać dreszcz, ale moim zdaniem nie są ani trochę przesadzone. Budynek Falconu zdaje się być bardzo interesującym miejscem, nieustępującym w niczym Hogwartowi. Podobnie jak ten drugi wytwarza mistyczną atmosferę, a raczej wytwarzasz ją Ty doskonale wszystko przedstawiając. Opisując postacie oddajesz ich charakter stworzony przez J.K. Rowling, a gdy odbiegasz od kanonu, nadal jest to równie ciekawe. Podoba mi się powoli zmieniająca się relacja Blaise'a i Ginny. Pisząc dramione nie zapominasz o innych wydarzeniach z życia Harry'ego Potter'a, ale to akcją dziejącą się w Falconie jest naprawdę zafascynowana. Ten rozdział może spokojnie dorównywać bitwie w Departamencie Tajemnic. Jest wciągający i utrzymuje napięcie. Śmierć Marlona była smutna, ale dobrze opisana. Jestem ciekawa, jak potoczyła się dalsza akcja po przybyciu członków Zakonu. Mam nadzieję, że na następny rozdział nie będzie trzeba czekać długo. c:
OdpowiedzUsuńMirtillo
Brak mi słów...Po pierwsze dziękuję za tak obszerny komentarz. Nawet nie wiesz ile radości mi nim sprawiałaś! Po drugie, jestem niezmiernie szczęśliwa, że zyskałam nową czytelniczkę. Widzę, że w Twoim przekonaniu Falcon i w ogóle to miejsce, odegrało swoją rolę. Starałam się właśnie wytworzyć taką atmosferę, jak to wyżej napisałaś. ;) Oj, dorównywać bitwie w Departamencie Tajemnic...To dla mnie naprawdę wielka pochwała. I choć nie uważam, żeby ta notka prezentowała się tak dobrze, to i tak jeszcze raz dziękuję. Muszę dopisać jeszcze trochę do kolejnego rozdziału, więc przypuszczam, że pojawi się na pewno w przyszłym tygodniu.
UsuńPozdrawiam!;*
N.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚmiało można stwierdzić, że ten rozdział jest jednym z najlepszych. Podobały mi się szczególnie końcowe akcje. To jak wydostali się z polany i uciekali. Draco w odpowiedniej chwili wyczarował smoka ziejącego ogniem. I pomyśleć, że przy okazji zwęglił trupy. Załatwił dwie sprawy na raz. Śmierć Marlona najbardziej mnie poruszyła i mogę rzec, iż była odpowiednia. Wszystko jest niezwykle naturalnie i piękne. A akademia Falcon była wyczynem. Tak bym sobie właśnie to wyobrażała. Co serce pokocha, rozum nie wymaże stawiam na pierwszym miejscu. Pisz dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Lily.
Lily...Dziękuję! Chciałabym zostawić po sobie coś w blogsferze, jak już przestanę pisać. Bardzo mnie cieszy, że masz do tego takie podejście. Fajnie, że zwróciłaś uwagę na to jak Draco wydostał Hermionę i Dracona. Bałam się, że to nie wyszło...
UsuńPozdrawiam ;*
Nie napiszę Ci poematu o tym co zrobił ze mną i moimi emocjami ten rozdział. Stawiam na prostotę bo ona mówi wiele.
OdpowiedzUsuńPoryczałam się.
Jak jasna cholera.
I jak jasna cholera się cieszę, że dodałaś rozdział!
Wytrwała czytelniczka
Nie trzeba wiele słów, aby przekazać to co się myśli. Bardzo dziękuję za poświęcony czas ;)
UsuńWow. Po prostu wow. Wracasz w wielkim stylu. Przeczytałam ten rozdział już, kiedy go dodałaś ale nie miałam jak napisać bo byłam na telefonie. co mogę powiedzieć o tym rozdziale? jest przepiękny. Nawet to jest mało powiedziane. Jest przecudowny, lekko brutalny ale to jest największa zaleta. Nawet nie wiesz jak piszczałam kiedy dodałaś go.. Nie masz pojęcia jak cudownie piszesz. masz talent ;p i mam nadzieje, że go wykorzystasz w przyszłości ;p co do rozdziału jeszcze to na pewno nie raz do niego wrócę ;p mam takie coś że wracam do najlepszych rozdziałów i je czytam w kółko. mam nadzieje, że wena Cię nie opuści ;p i że dalej będziesz dla nas pisać jeszcze długo, długo, długo ;p :)
OdpowiedzUsuńdobra już kończę ;p tylko na koniec Wielkie Podziękowanie , że nas nie zostawiłaś ;p :* :*
Dziękuję za tak miły komentarz!;* Oczywiście, że Was nie zostswiłam. Mam jeszcze w planie chyba z 10 rozdziałów, więc jeszcze trochę z Wami będę ;)
UsuńPaulina, bardzo dziękuję za tak miłe słowa. Cieszę się, że poświęciłaś swój czas na tak długi rozdział!;*
OdpowiedzUsuńNa pewno do Ciebie wpadnę.
Pozdrawiam ;)
Rozdział jest dobry. Przede wszystkim dużo się w nim dzieje i jest naprawdę długi! Dwadzieścia cztery strony, o ile dobrze pamiętam z tej bocznej ramki informacyjnej? Wow, naprawdę nieźle. Nie potrafię pisać aż tak długich tekstów, palce by mi chyba odpadły. ;) Zanim skupię się na tym, co się działo w tym rozdziale, muszę to napisać, bym później nie zapomniała - nie zauważyłam żadnego błędu, E. spisuje się naprawdę dobrze w roli bety! Tylko zazdrościć, haha. Tekst wygląda przejrzyście, co wpływa na to jak się czyta dany tekst. Estetyka jest bardzo ważna, przynajmniej dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńAle od początku... Już od pierwszego zdania tego rozdziału wiedziałam, że stanie się coś złego. Po prostu to przeczuwałam, dlatego kolejne akapity czytałam z rosnącą niecierpliwością. Kiedy zabierali Marlona... Naprawdę miałam na całym ciele ciarki! I prośba, by nie pozwolili im go zabrać, robi wrażenie. Ogólnie w całym rozdziale zabrakło mi trochę opisów, ale to moje osobiste odczucie; zależy co kto lubi. Zdanie na temat Erica, o ile dobrze pamiętam, wyraziłam już przy poprzednim rozdziale, ale teraz się powtórzę: kretyn bez serca. Nie potrafię powiedzieć o nim niczego innego, bo tylko te słowa nasuwają mi się na myśl, gdy pomyślę o tym mężczyźnie. Zresztą, to samo można powiedzieć o dozorczyni.
Relacja Draco i Hermiony nadal wywołuje u mnie uśmiech... Mają do siebie zaufanie, nie boją się słów. A my, jako czytelnicy, obserwujemy jak kiełkuje między nimi uczucie. To właśnie kocham w Twoim opowiadaniu.
Cała akcja w labiryncie wyszła Ci naprawdę przerażająco. Zaczęłam czytać ten rozdział przedwczoraj w nocy, jednak nie mogłam go skończyć - po prostu się bałam. Spotkanie Draco i Hermiony z Greybackiem wzbudziło we mnie dużo obaw, myślałam, że coś im się stanie, jednak dobrze, iż tak się nie stało. Po raz kolejny Draco pokazał, że bezpieczeństwo Hermiony jest dla niego ważne, w końcu kazał jej uciekać. Spotkanie z Marlonem... Och, miałam w oczach łzy. Końcówka kompletnie mnie zszokowała, bo dobrze wiedziałam, że Hermiona nie odważy się zabić Marlona; nie spodziewałam się jednak, że chłopak poprosi o to Malfoya. Jestem ciekawa jak będą wyglądały relacje między dwójką naszych bohaterów, gdy wrócą do szkoły, szczególnie po tym co się wydarzyło w Falconie. Czy Hermiona będzie miała za złe Draco zabicie Marlona? Na pewno, pytanie tylko czy mu wybaczy.
Muszę przyznać, że Twoja wyobraźnia jest naprawdę wielka! Cała ta "ceremonia" (nie wiem jak inaczej to nazwać) wyszła Ci świetnie. Całe szczęście, że Draco rzucił to zaklęcie; chyba dzięki temu udało im się uciec, a co za tym idzie - uratowali ich członkowie Zakonu Feniksa.
To naprawdę koniec pierwszej części Twojego opowiadania? W ogóle ile planujesz jeszcze wszystkich rozdziałów? Mam nadzieję, że dużo. Znajduję niewiele opowiadań, które aż tak wciągają, a przy tym w tekście nie ma całej góry błędów. Także życzę Ci weny do dalszego tworzenia, i dużo, dużo uśmiechu! Uśmiech jest bardzo ważny, nie zapominaj o nim na co dzień. :)
Czekam na kolejny rozdział. :)
Pozdrawiam i życzę miłej reszty dnia,
M.
Dziękuję za naprawdę długi komentarz! Aż mi się robi ciepło na sercu, gdy pomyślę, że ktoś poświęcił tyle czasu na przeczytanie i do tego na napisanie komentarza...
UsuńRozdział po wprowadzeniu paru poprawek miał 19 stron. Trochę za dużo, ale chciałam już koniecznie zakończyć akcję w Falconie. Hah, masz rację. Przed E. nie ukryje się żaden błąd. Jest niezastąpiona ;D
Starałam się ograniczyć opisy, żeby za bardzo nie ciągnąć tego wszystkiego. Ostatnio coraz ciężej mi się je pisze. Nie wiem czy Hermiona będzie miała wyrzuty do Dracona. Wydaje mi się, że bardziej będzie obarczała siebie. Cieszę się, że udało mi się Ciebie zaskoczyć i odrobinkę przestraszyć. Planuję jeszcze jakieś dziesięć czy osiem rozdziałów. Zobaczymy ile będę miała czasu w roku szkolnym. Idę teraz do liceum, w którym kładzie się naprawdę duży nacisk na naukę. Do tego profil biol-chem...O jeju, jestem przerażona. Kiedyś chciałam jeszcze ciągnąć bloga do siódmego roku, a teraz sama nie wiem.
Jeszcze raz dziękuję za Twoje wsparcie, M! Tak, właśnie Twój komentarz sprawił, że uśmiecham się jak głupia :D
Pozdrawiam,
N.
Witaj ;)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo dobrze się czytało. To zasługa Twojego ciekawego stylu, ale też bety. Nie wyłapałam żadnej literówki. Akcji było dużo. Aż trudno mi teraz wszystko omówić. Wszyscy się cieszą, że Draco i Herniona wracają do Hogwartu, ale ja nie. W Falconie było tak strasznie i wpływało to na ich relacje. Całkiem pozytywnie ;D Uwielbiam rozdział chyba 21 jak razem leżą obok siebie. Było zabawnie, strasznie i romantycznie. Miło będę wspominała ten cały czas. Ale Marlon...Tak jak już ktoś wcześniej wspomniał pozwoliłaś mu umrzeć. Tylko dlaczego on? Mógł by to być Eric. Kto jest człowiekiem Dumbledore'a w Falconie? Jestem ciekawa czy będzie jakieś nawiązanie do tej akademii, czy odrgra rolę. Voldemort i armia z inferiusów. Genialne!! Podoba mi się że prócz dramione jest urozmaicona fabuła dzięki której opowiadanie na długo zapada w pamięci. Czekam na kolejną notkę i pozdrawiam ;)
Lexa
Bardzo dziękuję! ;)
UsuńRelacje Dracona i Hermiony w Hogwarcie też na pewno Cię zadowolą, więc nie masz się o co martwić.
Pozdrawiam,
N.
Świetne! Marlon! nie tylko nue on 😭 ! Boze ;-; super piszesz.
OdpowiedzUsuń~Pani Black
Bardzo dziękuję. ;*
UsuńCieszę się, że tak wszyscy polubiliście Marlona. Ale niestety...
Pozdrawiam ;)
N.
Nie w tym rozdziale się nic, a nic nie dzieje, tak Nela? :D Ty kłamczucho! Kobieto przeczytałam ten rozdział, a raczej pochłonęłam go bardzo szybko. Stworzyłaś taką atmosferę, że... moje serce biło jak oszalałe, oczy miałam rozszerzone ze zdziwienia, a pod koniec... łzy. Cała masa łez. Cholera... nie mogę się pogodzić z tym co się właśnie wydarzyło. Nawet nie mogę skleić jakiegoś sensownego zdania do kupy, bo emocje nadal mną targają. Mogę się jedynie cieszyć, że przychodzę z opóźnieniem i mam następny rozdział już dodany, bo sama nie wiem co bym ze sobą poczęła. Masakra. Jak mogłaś mnie wprowadzić w taki stan! Wrr...
OdpowiedzUsuńA teraz może już na spokojnie. Kilka wdechów! Łyczek herbaty... i nadal nic, ale spróbuję coś napisać o treści. Relację Dracona z Hermioną mnie zauroczyły... martwili się o siebie, ufali sobie, co moim zdaniem jest czymś co pokazuje jak bardzo ich relację obróciły się o 180 stopni. Strasznie mi żal Marlona. Polubiłam go. Był przyjacielem. Jednym z tych typów bohaterów, który niestety przypłacił swoją ciekawość życiem, lecz... był wspaniały. Co do całego rytuału, mogę to nazwać rytuałem? Ciekawy wątek, którego się nie spodziewałam. Mam nadzieję, że armia Voldemorta nie powstanie i ich plany słoną doszczętnie w tym ogniu. Ale... nigdy nie jest łatwo prawda? Na pewno wkręcisz jeszcze ten wątek do kolejnych rozdziałów. Końcówka... jak już zauważyłaś, chwyciła za serce i wyrwała je z mojej klatki. Cieszę się, że pojawił się Zakon. Nie wiadomo jakby to się skończyło bez nich. Lecę czytać kolejny!
No może troszkę akcji było, ale nie chciałam przesadzać, jak pisałyśmy :D. O kurczę, naprawdę aż tak to na Ciebie wpłynęło? Jestem pod wrażeniem. Nie wiedziałam czy pisać w ogóle o takim rytuale. W końcu nie jest to temat za bardzo związany z HP, ale cóż..Uśmiecham się teraz cały czas. Twój komentarz bardzo podniósł mnie na duchu, Onnawen. Bardzo się cieszę, że znalazłaś czas, żeby wpaść :)
UsuńPozdrawiam :**
N.
Rozdział fajny, tylko wydawało mi się to sztuczne, że tak nagle we właściwym miejscu i czasie pojawił się Zakon. A tak to dobry rozdział i ciekawa historia, no i Dramione ♥
OdpowiedzUsuń