czwartek, 25 lutego 2016

W pułapce ~ rozdział 28

Wraz z wybiciem piętnastej Hermiona mocno zapukała w drewniane drzwi. Miała dzisiaj spotkanie z profesor McGonagall odnośnie swojej przyszłej kariery. Dziewczyna weszła z lekkim uśmiechem do gabinetu, lecz prędko spoważniała, kiedy dostrzegła siedzącą w kącie profesor Umbridge z notatnikiem na kolanach. Miała na sobie długą, różową sukienkę z wymyślnymi falbankami i okropną chustę spoczywającą na ramionach. Zmierzyła Gryfonkę lekceważącym spojrzeniem, po czym uśmiechnęła się fałszywie.
 – Proszę usiąść, panno Granger – powiedziała znużonym głosem McGonagall, siedząca za biurkiem. – Nie zawracaj sobie teraz nikim głowy.
Hermiona mruknęła twierdząco pod nosem  i szybko zajęła swoje miejsce. Profesorka zaczęła pokazywać jej broszurki i ulotki zaścielające całe biurko.
 – Do SUM-ów zostało już mało czasu, więc dobrze by było gdybyś wiedziała na jakich przedmiotach musisz skupić się najbardziej. Chociaż z twoimi zdolnościami nie martwiłabym się zbytnio o…
 – Yhm, yhm – przerwało jej sztuczne chrząkanie Umbridge. Granger starała się nie zwracać uwagi na dźwięk skrobiącego pióra po pergaminie…
 – Tak jak już mówiłam – kontynuowała z cierpliwością opiekunka Gryffindoru – z twoimi wynikami w nauce nie powinnaś mieć problemów z zatrudnieniem. Myślałaś co chciałabyś robić?
– Nie mam jeszcze pewności, ale jak na tę chwilę ciekawi mnie praca nad prawami skrzatów domowych.
– Skrzatów domowych? – zdziwiła się nauczycielka. – W dzisiejszych czasach te stworzenia nie mają zbyt wielu praw, więc twoje zainteresowanie może się niektórym wydać nieco bezsensowne, ale jeżeli chcesz…
 – Minewro– przerwała jej Umbridge słodkim głosikiem – jeżeli mogę coś wtrącić… Uważam, że nie powinnaś dawać uczennicy fałszywej nadziei. Praca w ministerstwie wymaga posłuszeństwa, a z moich obserwacji wynika, iż pannie Granger brakuje ogłady. W dodatku to wielka niedorzeczność. Który departament miałby zajmować się sprawami skrzatów. To strata czasu…
Gryfonka powstrzymała się, żeby nie posłać jej morderczego spojrzenia. Wiedziała, że tej kobiecie brakuje wszelkich zasad moralnych i wrażliwości, lecz czemu potępiała jej pomysł? Skrzaty też powinny dostać szanse o decydowaniu o sobie!
 – Tak, tak. Dziękuję za wyrażenie swojej opinii w tym temacie, Dolores, ale myślę, że najlepiej będzie, jeśli swoje uwagi zostawisz dla siebie – burknęła McGonagall, nie zaszczycając inkwizytora spojrzeniem. Podsunęła Hermionie parę broszurek. – Musisz zdać podstawowe przedmioty, to wystarczy. Skup się głównie na numerologii i opiece nad magicznymi stworzeniami.
 – Och, tak. Zastanawiałam się także nad pracą związaną z mugolami. Ich istnienie w świecie czarodziejów jest często negatywnie odbierana…
Umbridge zaczęła jeszcze bardziej zawzięcie notować coś w swoim notatniku.
 – W takim razie mugoloznastwo. Nie musisz się martwić o swoją przyszłość, jeżeli nadal będziesz uzyskiwać takie wysokie stopnie. I pamiętaj – dodała kobieta znacznie podnosząc głos – nie zważaj na zdanie innych i wytrwale dąż do celu! W dzisiejszych czasach można spotkać wielu ludzi, którzy będą się starali przeszkodzić ci w robieniu tego, co kochasz. Wszędzie są knute intrygi i…
 – Rozumiem, pani profesor – zapewniła szybko uczennica. Z niepokojem zauważyła, że ręce profesorki zaczynają się trząść, a nozdrza dziwnie drgać.
Umbridge z kolei raz co raz głośno prychała. Pisała coś z taką szybkością, że dziewczyna dziwiła się, że jej wyłupiaste oczy podążają za literami.
 – Do widzenia, panno Granger. Następny!
Hermiona opuściła gabinet z plikiem ulotek. Na odchodne usłyszała jeszcze cierpki głos swojej opiekunki:
 – Dolores, może potrzebujesz pastylkę na gardło?

Hermiona cieszyła się, że McGonagall nie daje się zastraszyć temu wrednemu babsztylowi. Wszyscy nauczyciele traktowali nową dyrektorkę z lekceważeniem – patrzyli na nią jak na intruza, który bezpodstawnie wdarł się do zamku i zburzył panujący w nim ład. Z drugiej strony dziewczyna obawiała się, że Umbridge będzie w stanie zwolnić całe grono pedagogiczne i zastąpić je swoimi sługusami…
Kiedy wchodziła na czwarte piętro, miała bowiem zamiar przestudiować wszystkie otrzymane ulotki w bibliotece, usłyszała dziwne huki dochodzące z podwórza – jak gdyby wybuch bomby. Zdziwiona podeszła do okna i zobaczyła kolorowe fajerwerki, które na tle jasnego nieba formowały się w dość nieprzyzwoite napisy. Całe sklepienie wydało się płonąć. Jaskraworóżowe ogniste koła szybowały groźnie w powietrzu jak eskadra latających spodków.  Gdziekolwiek się spojrzało, można było natknąć się na petardy, które z hukiem wybuchały na dziedzińcu szkolnym, z coraz to większą mocą. Wszystko wskazywało na to, że ktoś odpalił wielką skrzynię z magicznymi ogniami.
 – Co to ma być? – spytała samą siebie i czym prędzej zaczęła zbiegać na dół po schodach.
Na pierwszym piętrze z klas wysypało się mnóstwo podekscytowanych uczniów. Nagle w całej szkole zapanował prawdziwy harmider – zrobiło się  niesamowicie tłoczno i głośno. 
W powietrzu unosił się zapach spalenizny. Hermiona wraz z innymi udała się na parter i zobaczyła, że wszystkie dekrety Umbridge, które dotąd wisiały dumnie oprawione na ścianach, teraz leżą rozbite na ziemi. Gdzieś w tłumie mignęła jej brązowa czupryna Harry'ego. Hermiona zaczęła go wołać i przepychać się w jego stronę, ale już po chwili straciła go z oczu.
Nagle ludzie zaczęli schodzić jej z drogi. Zdała sobie sprawę dlaczego, gdy parę osób coś krzyknęło w jej stronę. Odwróciła głowę w prawo i zobaczyła, że przez frontowe drzwi leciał prosto na nią zaczarowany smok z zielonych iskier, rzygając ogniem przy akompaniamencie donośnych trzasków. Oczywiście był zupełnie magiczny, ale swoim rykiem i potężną budową potrafił przerażać. Granger zamiast rzucić nogi za pas, zastygła z oszołomienia w miejscu. Nie miała pojęcia, co się działo… Widziała już wyraźnie jego czarne ślepia, gdy niespodziewanie poczuła na swoim ramieniu jakąś silną dłoń, która pociągnęła ją do tyłu, tym samym ratując przed czołowym zderzeniem. Wpadła z impetem na swojego wybawcę, cudem nie zwalając go na ziemię. Odwróciła się i trafiła wzrokiem na szare oczy. Cała znieruchomiała, widząc Malfoya. Szybko strzepnęła jego rękę ze swojego ramienia i rozejrzała się bacznie dookoła. Wiele osób zatrzymało na nich swoje zdumione spojrzenia, ale po chwili już nikt nie zwracał na nich uwagi, gdyż do szkoły dostało się jeszcze więcej magicznych stworzeń, siejąc spustoszenie.  Purpurowe nietoperze i chimery, całe z ognia latały blisko sufitu, sypiąc pyłem dookoła. Rakiety z długimi ogonami ze srebrnych gwiazdek odbijały się od ścian. Wszystkie te pirotechniczne cuda w ogóle nie gasły, tylko nabierały na sile z każdą sekundą.
– Nawet mi nie podziękujesz, Granger? – usłyszała kpiący głos Ślizgona, który nadal stał koło niej.
Zdenerwowana Hermiona łypnęła na niego nieprzyjaźnie. Co on robił? Nie powinien przebywać obok niej w publicznym miejscu. Popatrzyła jeszcze raz w jego obojętne oczy i dostrzegła w nich słabą iskrę. Jej serce wpadło w szalony galop i nie miało to nic wspólnego ze smokiem. Próbowała się nie skrzywić, widząc jego idealnie ułożone blond włosy i sztuczny uśmiech na bladych wargach. Od czasu rozmowy w pustej klasie minęło już parę dni i od tamtej pory w ogóle się nie widzieli. Granger przeczuwała, że to Draco czeka aż ona pierwsza się do niego odezwie, lecz ona także oczekiwała tego od niego. Zignorowała wszystkie uczucia, zarówno te pozytywne jak i negatywne, spychając je na dalszy plan. Nie było teraz czasu na rozmyślania o tym.
 – Wiesz co tutaj się dzieje?! – Hermiona starała się przekrzyczeć cały gwar.
Tłum zaczął pchać ją w stronę frontowych drzwi, więc Malfoy ruszył za nią.
 – Wygląda na to, że jacyś idioci postanowili się zabawić. Brygada Inkwizycyjna została wezwana przed szkołę! – krzyknął jej do ucha.
Dziewczyna przez ramię spojrzała na jego odznakę, którą miał przyczepioną do szaty. Oczywiście, że Malfoy należał do tego durnego klubu wymyślonego przez Umbridge. Posłała mu karcące spojrzenie, po czym zostawiła go w tyle i wyszła na zalany słońcem dziedziniec, trzymając pod pachą plik broszurek.
Uczniowie stali w wielkim kręgu, niektórzy byli usmarowani jakąś czarną mazią, byli też wśród nich nauczyciele i duchy. W środku stali Fred i George z pogodnymi minami. Bliźniacy nie zwracali uwagi na maszerującą w ich stronę Umbridge ani Brygadę Inkwizycyjną, której członkowie mieli bardzo zadowolone miny. Nie zabrakło także Irytka, który balansował w powietrzu.
– Myślicie, że to zabawne?! Zamieniliście szkolny korytarz w bagno i wyczarowaliście te wszystkie okropności! Złamaliście przynajmniej z dziesięć zasad regulaminu szkolnego! – wydzierała się dyrektorka. Jej twarz przybrała wręcz fioletową barwę.
– Złapaliśmy ich na gorącym uczynku – odezwał się jeden ze Ślizgonów, lecz szybko zamilkł, kiedy wściekła kobieta posłała mu spojrzenie godne Bazyliszka.
Hermiona rozejrzała się i doszła do wniosku, że nikt szczególnie nie był zaniepokojony czy wkurzony. Gryfoni ledwo powstrzymywali wybuch śmiechu, Puchoni kiwali głowami z aprobatą, a nauczyciele nie wyglądali na przejętych sytuacją. Granger była pewna, że niemal każdego satysfakcjonował widok wyprowadzonej z równowagi Umbridge. Kasztanowłosa uśmiechnęła się słabo, ale po paru sekundach się powstrzymała – kara wymierzona bliźniakom z pewnością będzie okropnie surowa…
– Zaraz się dowiecie, co w mojej szkole dzieje się z takimi przestępcami! Argusie, myślę, że chłosta na sam początek będzie najodpowiedniejsza…
– Proszę się nie wysilać – przerwał jej George. – Myślę, że nasza edukacja jest już na odpowiednim poziomie, prawda Fred?
– Oczywiście, George. Prościej mówiąc, wydorośleliśmy już z tej szkoły. Chyba myślimy o tym samym, braciszku! – zarechotał rudzielec.
  – Accio miotły! – wykrzyknęli obydwaj.
Wśród tych wszystkich dźwięków, dało się słyszeć jeszcze jeden huk. Hermiona uchyliła się w ostatniej chwili; dwie miotły mknęły ku swoim właścicielom, a jedna z nich wlokła za sobą żelazny łańcuch.
 – Wiem, że chętnie zatrzymałaby pani nas dla siebie, ale niestety nie wszystkie marzenia się spełniają – powiedział Fred, wskakując na swoją miotłę.
Umbridge stała w miejscu, z wyrazem szoku, wymalowanym na pulchnej, czerwonej twarzy.
– Proszę do nas nie pisać. Nie lubimy listów od fanów – rzucił George – A co do reszty – Spojrzał z góry na obserwujący ich z napięciem tłum – jeżeli ktoś chce nabyć Kieszonkowe Bagno, którego demonstracja odbyła się u góry, to proszę skontaktować się z Czarodziejskimi Dowcipami Weasley'ów! Pokątna, numer czterdzieści! Z chęcią pomożemy się wam pozbyć tej starej ropuchy, która zawładnęła Hogwartem. Do widzenia!
 – Łapać ich!! Nie dajcie im uciec! – wrzeszczała Umbridge, rzucając się do przodu.
Ale było już za późno. Kiedy Brygada Inkwizycyjna ruszyła do ataku, Weasleyowie odbili się od ziemi i wystrzelili w powietrze.
Zostali pożegnani przez salutującego im Irytka, wiwatujący tłum i klnącą głośno Umbridge. Hermiona ze łzami w oczach obserwowała bliźniaków, zatapiających się w błękitnym niebie. Czuła, że ta historia trafi do kanonu legend Hogwartu.

***

W ciągu kilku następnych dni wszyscy mówili w kółko o ucieczce Freda i George'a. Niespełna parę godzin po tym wydarzeniu wiele osób zapewniało o powtórzeniu ich wyczynu. Bliźniacy postarali się, żeby długo o nich pamiętano. Co najważniejsze, chłopcy nie zostawili instrukcji, jak pozbyć się wielkiego bagna, które zajmowało teraz wschodnie skrzydło na piątym piętrze. Filch i Umbridge wiele godzin próbowali pozbyć się przeszkody, lecz ich próby spełzły na niczym. W końcu ogrodzono bagno linami, a woźny, zgrzytając zębami, przeprawiał przez nie uczniów. Harry, Ron i Hermiona byli pewni, że tacy nauczyciele, jak McGonagall czy Flitwick mogliby od razu poradzić sobie z tym śmierdzącym problem, ale widocznie woleli biernie obserwować, jak zmaga się z tym Umbridge. Z kolei zaczarowane fajerwerki bliźniaków przez całą noc rozjaśniały niebo, formując się w różne zwierzęta czy napisy, takie jak: „Stop dyskryminacji”, „Wielki Babsztyl musi odejść” lub „Hogwart Dumbledore'a”. Na korytarzu często rzucano feterokulki, przez co nie można było odetchnąć świeżym powietrzem. Ktoś wpuścił do gabinetu Umbridge niuchacza, który rzucił się na nią, kiedy tylko weszła do środka. Filch za wszelką cenę starał się złapać rozrabiaczy, ale było ich tak wielu, że nie wiedział, w którą stronę ma się udać. Brygada Inkwizycyjna próbowała zapanować nad sytuacją, ścigała podejrzanych uczniów, ale ostatecznie bez dowodów nie można było nikogo ukarać.
Wkrótce z członkami brygady zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Kapitan drużyny Ślizgonów trafił do Skrzydła Szpitalnego, bo obudził się pokryty futrem. Natomiast następnego dnia Pansy Parkinson podczas śniadania niespodziewanie wyrosły jelenie rogi. Chyba nigdy wcześniej w Wielkiej Sali nie dało się słyszeć większego wybuchu śmiechu.
 – Wiecie, że Irytek stał się prawdziwym królem chaosu? – zagadnął Ron, gdy na zaklęciach cała trójka pracowała przy jednym stanowisku. Próbowali zaczarować filiżanki i wazony. – Po śniadaniu rozmawiałem z Erniem. Podobno z rana Irytek żonglował pochodniami nad głową Filcha. Aaa i całe drugie piętro jest przez niego zalane – nawijał z uciechą, wymachując na wszystkie strony różdżką. – Mówię wam, on się dopiero rozkręca.
– Widocznie wziął sobie do serca ucieczkę bliźniaków. Chce ich zastąpić. To miłe z jego strony – stwierdził Harry, uśmiechając się szeroko.
Jego filiżance wyrosły cztery nóżki zbyt krótkie, by dosięgnąć stolika, więc tylko machała nimi w powietrzu.
Hermiona westchnęła ciężko, widząc poczynania swoich przyjaciół.
 – Trochę się o nich martwię – odezwała się niepewnie. – Tak nagle rzucili szkołę… To co zrobili było naprawdę niezłe, ale co oni sobie myśleli? Mogli wytrzymać jeszcze parę miesięcy.
 – Jak chcesz się o kogoś martwić, to tylko o mnie – odpowiedział rudzielec ze smętną miną. Stuknął zbyt mocno w wazon, który się rozbił.
 – Reparo – Gryfonka natychmiast go naprawiła.
 – O, dzięki… Co ja mówiłem? A tak! Będę miał ogromne kłopoty, kiedy dostanę list od mamy. Zobaczycie! Wyjdzie na to, że mogłem powstrzymać Freda i George'a przed rzuceniem szkoły. Jestem tego pewien, dostanę kolejnego wyjca – zaniepokoił się. – W sumie, jeśli przejdzie on wcześniej przez kontrolę Umbridge, to będzie miała kobieta małą niespodziankę.
 – To nie twoja wina. Nie mogłeś nic zrobić. Niepotrzebnie się przejmujesz. Ciekawi mnie tylko skąd nagle wzięli ten lokal na Pokątnej…
 – Właśnie. Musieliby zbierać forsę od dziecka, żeby go kupić. Ostatnio jak się ich pytałem czy pożyczą mi trochę pieniędzy, to zapewniali, że nic nie mają. Podstępne pędraki! Może zrobili jakiś przekręt?
 – Nie zrobili. Dostali złoto ode mnie. Dałem im moją nagrodę za zwycięstwo w Turnieju Trójmagicznym – zdradził Harry obojętnym tonem.
Zapanowała cisza przerywana przez filiżankę Hermiony, która podbiegła na skraj stolika i spadła z niego z głośnym trzaskiem.
 – Naprawdę, Harry? – zapytała z niedowierzaniem dziewczyna.
 – Tak. I nie żałuję tego. Ta forsa nie była mi potrzebna – zapewnił ich z lekkim uśmiechem.
 – To świetnie! A więc to twoja wina, Harry! – Ron radośnie wycelował różdżkę w przyjaciela. – Mama nie może mnie obwiniać. Mogę jej to powiedzieć?
 – Chyba powinieneś.
Hermiona nie odezwała się już słowem do końca lekcji. Po części czuła dziwny żal do Harry'ego; to dzięki niemu dwaj Weasleye mogli wymyślać te wszystkie zwariowane preparaty, a potem je rozprowadzać. Podarowanie im złota było bardzo szlachetnym czynem, ale zbyt nierozważnym. Wreszcie uznała, że to nie jej sprawa. Z koncentracją zaczarowywała swoją filiżankę na coraz różniejsze sposoby. W pewnym momencie poczuła na sobie czyjś wzrok. Obróciła głowę i ani trochę się nie zdziwiła, widząc obserwującego ją Dominica. Krukon uśmiechnął się lekko, napotykając jej spojrzenie. Dziewczyna odruchowo uniosła kąciki ust do góry, po czym wróciła do pracy. Nie chciała teraz zaprzątać sobie nim głowy. Jego natarczywa postawa czasem ją irytowała. Myślenie o brunecie powodowało, że przypominały się jej ostrzeżenia Dracona, którego ignorowała od dłuższego czasu. Wprawdzie za nim tęskniła, ale obiecała sobie, że nie ulegnie pierwsza; to on musiał ją najpierw znaleźć. Przecież powiedział jej otwarcie, że kiedyś zostanie Śmierciożercą. Miała umawiać się z przyszłym mordercą? Malfoy nie był złym człowiekiem, ale nie chciał się też zmienić. Naprawdę nie wiedziała co ma o tym wszystkim sądzić.
Gdy zadzwonił dzwonek, Flitwick kazał pozbierać całą porcelanę Harry'emu i Ronowi, gdyż ich ćwiczenia nie przyniosły zamierzonego celu.
 – Konam z głodu – mruczał pod nosem rudzielec. Biegał między ławkami i porywał z nich filiżanki. – Czemu wybrał nas do pomocy? Przecież teraz jest obiad! Och, czuję już ten zapach kurczaka… Mmm…
 – Weź się w garść. – Hermiona przewróciła oczami i wraz z Harrym zaczęła wkładać resztę rekwizytów do pudła. – A tak poza tym, co z twoimi lekcjami oklumencji?
 – Nic. Snape sam przyznał, że jestem już gotów, aby samemu obronić swój umysł…
 – To bardzo nieodpowiedzialne z jego strony! Przecież nie opanowałeś tego do końca – oburzyła się. –  Oczyszczasz swoje myśli wieczorami? Nie śnisz już o tym Departamencie Tajemnic?
 – Nie – odpowiedział krótko chłopak. Unikając wzroku przyjaciółki, zerwał się na równe nogi – Gotowe, chodźmy już na ten obiad nim Ron zacznie gryźć własne pięści.
 – Bardzo śmieszne! – warknął Weasley. – Gdybyście zjedli tak mało na śniadanie, to też myślelibyście tylko o żarciu.
Schodzili pośpiesznie marmurowymi schodami, gdy w pewnym momencie minęła ich Cho Chang. Idąc korytarzem demonstracyjnie nie zwracała uwagi na Pottera.
 – Nie macie się zamiaru pogodzić? – spytała cicho kasztanowłosa.
Harry nieznacznie się skrzywił.
 – Nic takiego nie zrobiłem. To ona zachowała się jak jakaś histeryczka. Zresztą wydaje się mi, że ostatnio bardzo się zmieniła. To nie ta sama osoba, co rok temu – wyznał.
 – Od początku jej nie lubiłem – prychnął Ron.
Byli już przed wejściem do Wielkiej Sali, kiedy nagle natknęli się na wychodzących Ślizgonów. Draco Malfoy szedł przed siebie w otoczeniu swoich fanów lub, inaczej mówiąc, przyjaciół.
Gryfoni wpadli na nich w drzwiach i atmosfera momentalnie zmieniła się na napiętą.
 – Uniemożliwiacie nam wyście – stwierdził spokojnie Malfoy, świdrując spojrzeniem całą trójkę.
 – Suńcie się! – zarechotała Pansy uwieszona ramienia blondyna.
Hermiona starała się zachować obojętny wyraz twarzy. Nienawidziła sytuacji takich jak ta. Musiała udawać, że wszystko jest tak, jak dawniej – odgrywała przed najbliższymi teatrzyk, pokazując, że nadal nienawidzi lidera Slytherinu, gdy tymczasem zajmował w jej sercu ważne miejsce. Uderzyły ją silne wyrzuty sumienia. Bała się, że kiedy spojrzy na twarz Dracona, to Harry i Ron wszystko odkryją. Wbiła więc wzrok w ziemię. Bez podnoszenia głowy mogła sobie wyobrazić jak wyglądał. Jego twarz, która prawie już całkiem straciła chłopięce rysy, była z pewnością blada i surowa. Zimne oczy pozbawione blasku patrzyły z pogardą przed siebie, a na ustach widniał typowy uśmieszek. Biała koszula musiała podkreślić jego idealną budowę. Dumna postawa, głowa wysoko uniesiona i ręce w kieszeniach – w taki sposób Malfoy wyrażał swoje lekceważenie do osób niżej urodzonych. W tej chwili był tylko bezdusznym arystokratą, ceniącym czystość krwi. W tym właśnie momencie ona i on siebie nie znali.
Ron rozejrzał się sceptycznie dookoła. Drzwi były na tyle szerokie, aby wszyscy mogli spokojnie przejść, ale oczywiście Ślizgoni musieli trzymać się ciasno obok siebie. Za trójką przyjaciół utworzył się mały korek uczniów.
 – Zamknijcie się i sami zróbcie nam miejsce! Nie mamy teraz czasu na rozmowy z wami – powiedział Weasley podniesionym głosem. Niecierpliwie wyciągnął głowę, żeby dojrzeć stoły, na których piętrzyły się góry jedzenia.
 – Weasley nadal jesteś tak samo odpychający, że myślisz wkoło o jedzeniu?
 – Wy wredni idioci…– wypluł ze siebie Gryfon. W jednej chwili poczerwieniały mu całe uszy. Była to poważna oznaka złości.
– Nie wysilaj się, Ron. Nie zwracajmy na nich uwagi. To przecież zwykłe psy biegające na posyłki Umbridge – stwierdził głośno Harry z wyzywającym uśmiechem.
Parę osób stojących za nimi, pokiwało entuzjastycznie głowami.
–  „Umbridge” – powtórzył Malfoy z udawanym zdziwieniem. Zrobił urażoną minę i złapał się za serce. – Masz jakiś problem, Potter? Nie powinienen chyba nie reagować na taki brak szacunku okazany pani dyrektor.
 – Zróbcie w końcu to przejście! – odezwał się jakiś głos z tyłu. Obok Hermiony stanął Dominic Owney.
Draco prawie niedostrzegalnie zacisnął zęby.
– Och, chodźmy już stąd, bo rozbolała mnie głowa – westchnęła teatralnie Pansy. – Czy nikt nie zwrócił uwagi na tą śmierdzącą szlamę? Przebywanie obok niej zbyt długo może się dla nas źle skończyć.
Kasztanowłosa momentalnie zesztywniała. Już od dawna nikt tak jej nie nazwał. Przez ułamek sekundy poczuła na sobie wzrok Dracona i z niewiadomych powodów poczuła się zawstydzona. Ciepło uderzyło ją w twarz. Czyżby wstydziła się teraz przed nim swojego pochodzenia, bo ktoś mu przypomniał, że jest szlamą? Crabbe i Goyle wybuchnęli śmiechem. Nim Harry czy Ron zdążyli coś powiedzieć, z mściwą satysfakcją przemówił Malfoy:
 – Gryffindor traci dwadzieścia punktów. Chodźmy.
Granger nieco się zaskoczyła, że chłopak nijak odniósł się do wypowiedzi Parkinson. Może zobaczył jej niepewną postawę i wolał odpuścić. Skarciła siebie w myślach – to nadal był jej Malfoy, który mimo dokuczania jej przyjaciołom, nigdy by jej publicznie nie skrzywdził.
Wszyscy zaczęli rozchodzić się w swoje strony. Hermiona, nadal z opuszczoną głową, szła za przyjaciółmi. Do jej nozdrzy doszła woń wody kolońskiej, a potem poczuła niby przypadkowe muśnięcie jej dłoni. Czas jakby na moment stanął w miejscu. Reakcja na jego rozgrzany dotyk była deprymująca – poczuła jak jej ciało się rozpala, jak elektryczność między nimi przepływa pobudzając każdy nerw. Szybko się odwróciła i zobaczyła jego znikającą sylwetkę. Tęskniła za nim i to bardzo. Z ciężkim sercem weszła wreszcie do Wielkiej Sali.
– Ach! Owney, czekaj! Właśnie sobie przypomniałem, że Filch poszukuje pomocnika do pracy. Ktoś obrzucił trzecie piętro łajnobombami. Jak chcesz skończyć jeszcze dziś to się pośpiesz. Jeśli tego nie zrobisz, zadbam o to, by twoja kara była surowa! – krzyknął jeszcze arystokrata, próbując ukryć szeroki uśmiech.


***

Czarnowłosa Ślizgonka krążyła korytarzami, uważnie rozglądając się dookoła. Delikatne światło dzienne wdzierało się przez witrażowe okna, rzucając słabą poświatę na  grube, kamienne ściany. W zamku panowała głucha cisza, przerywana jedynie przez stukot obcasów dziewczyny.
 – Już jesteś – usłyszała męski  głos.
Zaskoczona odwróciła się za siebie. Zmierzyła aroganckim spojrzeniem Krukona, którego obecności nie była w stanie wyczuć.
 – To ty, Owney? – zapytała lekceważąco Pansy Parkinson. Uniosła do góry dłoń, w której trzymała zwinięty skrawek papieru. – Zostawiłeś mi tę wiadomość? „Spotkajmy się na drugim piętrze”? Nie musiałeś się wysilać, nie jestem tobą zainteresowana.
 – Tym bardziej ja tobą. Po twojej zawiedzionej minie mogę wywnioskować, że spodziewałaś się kogoś innego –  zauważył chłopak ze śmiechem. Światło sprawiało, że jego ciemne brązowe włosy lekko się iskrzyły. – Poprosiłem cię o spotkanie, bo mam do ciebie prośbę.
 – Zapomnij, nie rozmawiam z takimi ludźmi jak ty – prychnęła Ślizgonka.
Demonstracyjnie odwróciła się na pięcie i zaczęła iść przed siebie.
– Dotyczy to też między innymi twojego ukochanego. Choć wydaje mi się, że Molfoy'owi twoje towarzystwo jest zbyteczne. – stwierdził Dominic lekkim tonem.
Krukon uśmiechnął się do siebie, kiedy dziewczyna się zatrzymała. Widząc jak zaciska ręce w pięści, zrozumiał, że połknęła haczyk.
– Myślisz, że jestem idiotką? Malfoy to tylko mój przyjaciel, obydwoje czerpiemy korzyści z naszej znajomości, jeśli wiesz co mam na myśli...
– Nie wydaje mi się, żeby łączyły was takie relacje.
– Przestaniesz się wymądrzać?! – warknęła Parkinson ze wściekłością. Łypnęła na swojego rozmówcę zgrzytając zębami.– W ogóle mnie nie znasz, więc jak śmiesz się wypowiadać na taki temat, głupi Krukonie?!
– Wybacz, nie chciałem cię zdenerwować – zapewnił chłopak z rozbawieniem.
Pansy wzięła głęboki wdech. Nie spuszczając wzroku z Owneya, zaczęła strzepywać niewidzialny kurz ze swojej czarnej, obcisłej sukienki.
– Masz piętnaście sekund, żeby powiedzieć, czego, do cholery, ode mnie chcesz.
– Bądź tak miła i zostaw Granger w spokoju – zaczął spokojnie. Zobaczył wyraz głębokiego niezrozumienia na twarzy Ślizgonki. – Od zawsze jesteś wobec niej chamska. Dziś z rana przed obiadem wyzwałaś ją od szlamy. Nie spodobało mi się to.
– Masz coś z głową? – oburzyła się. – Kazałeś mi tutaj przyjść tylko dlatego? Jeżeli podoba ci się ta przebrzydła SZLAMA, to lepiej się nią zajmij, zamiast dręczenia mnie swoimi gadkami! Nie masz prawa, żeby mi rozkazywać.
 – To tylko prośba – odparł obojętnie brunet. Mówił wywarzonym tonem, lecz w jego ciemnych oczach pojawiły się iskierki szaleństwa. – Zostaw ją w spokoju.
 – Bo co? – spytała wyzywająco. – Nie twoja sprawa, co robię…
 – Bo inaczej będę zły, a także twój Malfoy cię znienawidzi.
 – Słucham? Jesteś jakiś chory... Zdajesz sobie sprawę kim jest Draco? Najpopularniejszy czarodziej Hogwartu, czystokrwisty arystokrata, który tępi szlamy? Czemu ktoś taki miałby mnie znienawidzić, dlatego że czasami powiem coś Granger? Jesteś jakimś obrońcą uciśnionych szlam czy coś?
Dominic uśmiechnął się tajemniczo, po czym zaczął powoli zbliżać się do dziewczyny. Wkurzona i niepewna Parkinson zaczęła z kolei się przed nim cofać. Widział desperacje i niepokój w jej oczach, co sprawiło mu jeszcze większą radość.
 – Czyżbyś nie zauważyła, że Draco Malfoy od dłuższego czasu coraz mniej kpi z Gryfonów? Czasem zdarzają się takie jednorazowe sytuacje, jak dziś przed obiadem, ale rzadko. Jeśli chodzi o resztę uczniów, także porzuca stopniowo swoje stare ofiary, nad którymi jeszcze na początku roku się znęcał. Może myślisz, że się zmienia, dorośleje? Nie, moja droga. Tego człowieka napędza poczucie wyższości; władza i siła go cieszą. Więc dlaczego tak się zmienił? Może ktoś mu w tym pomógł? Prawdopodobne, że jakaś bliska mu osoba ma wpływ na jego zachowanie.
Pansy otworzyła szerzej oczy i wytarła spocone dłonie w tkaninę swojej sukienki. Obserwowała z niepokojem Owneya, który zachowywał się całkiem inaczej niż zazwyczaj. Nigdy nie zwracała na niego uwagi, ale kojarzyła go z opowieści Ślizgonów, którzy kiedyś się nad nim znęcali. Podobno był cichym molem książkowym. Zwykłym Krukonem, który kochał naukę. Tymczasem budził on w dziewczynie uczucie podobne do lęku. Objął panowanie, dominację nad ich rozmową, co zdarzało się rzadko, gdyż to Ślizgonka była zawsze tą pewną siebie. Poruszał się powoli, ostrożnie niczym lew szykujący się do skoku. Wypowiedział wyraźnie każde słowo, dziwną zadumą. Natomiast jego oczy zdawały się świdrować ją na wylot. Była w tym spotkaniu jakaś niepokojąca nuta, ale dziewczyna nie mogła się dokładnie na tym skupić.
– O czym ty, do diabła, mówisz?! – krzyknęła, nie mogąc znieść dziwnego napięcia sytuacji.
– O tym, że Hermiona Granger nie jest obojętna twojemu Ślizgonowi. Jest coś między nimi. I to coś bardzo silnego. Więc nie zbliżaj się do niej więcej, bo ani ja sobie tego nie życzę, ani on. Czy to dla ciebie wystarczający powód?

***

Zamkowe błonia lśniły w delikatnych promieniach słońca, aksamitnozielone trawniki falowały od czasu do czasu w łagodnym powiewie wiatru. Nadszedł kwiecień, ale dla uczniów piątych klas oznaczało to tylko jedno: SUM-y. Nauczyciele nic już im nie zadawali, a  lekcje poświęcali powtarzaniu tych tematów, które ich zdaniem mogły pojawić się na egzaminie. Hermiona była tak zajęta nauką, że przestała nawet zostawiać skrzatom czapeczki. Napięta, gorączkowa atmosfera sprawiała, że cały czas chodziła rozdrażniona i coraz częściej mruczała coś pod nosem. Na domiar złego źle sypiała w nocy – śniła o niedorzecznych sytuacjach, w których jej przyjaciele zawsze odgrywali negatywną rolę. Nie była jedyną zestresowaną osobą. Ernie Macmillan nabrał irytującego zwyczaju wypytywania innych o ich metody nauki.
– Ile godzin dziennie poświęcacie na naukę? – zapytał z obłędem w oczach Harry'ego i Rona, kiedy stali w kolejce przed cieplarnią.
– No nie wiem – odpowiedział Ron. – Kilka…
– Mniej czy więcej niż osiem?
– Raczej mniej – odrzekł nieco zaniepokojony rudzielec.
– Bo ja osiem – oznajmił Ernie, wypinając pierś. – Czasem nawet więcej. Dzień w dzień kuję przez godzinę przed śniadaniem, a potem w czasie przerw i wieczorami. Osiem to moja średnia. Ale w poniedziałek uczyłem się dziewięć godzin…
Harry był wdzięczny profesor Sprout, że w tym momencie zaprosiła ich do cieplarni, ucinając wyliczankę Puchona.
Natomiast Draco Malfoy znalazł inny pomysł na wzniecanie paniki.
 – Nieważne, co się wie – pouczał głośno Crabbe'a i Goyle'a przed klasą eliksirów. – ważne, kogo się zna. Na przykład mój ojciec przyjaźni się od lat z przewodniczącą Czarodziejskiej Komisji Egzaminacyjnej… starą Gryzeldą Marchbanks…*
 – Myślisz, że mówi serio? – zapytał szeptem Ron z niepewną miną.
Hermiona, która z zamyśleniem obserwowała Ślizgona, uśmiechnęła się z politowaniem.
 – On chyba nigdy nie skończy z przechwalaniem się… – mruknęła pod nosem.
 – Nie sądzę, żeby tak było – odezwał się za ich plecami Neville. – Gryzelda Marchbanks przyjaźni się z moją babcią i często nas odwiedza. Nigdy nie wspomniała o Malfoyach.
Harry wzruszył jedynie ramionami. Spojrzał jeszcze raz w stronę Malfoya, który demonstracyjnie mówił o powiązaniach swojego ojca z komisją. Nagle zauważył, że stojąca za nim Pansy Parkinson z nienawiścią patrzy w ich stronę. Odwrócił głowę i zobaczył, że Hermiona z dziwnym wyrazem twarzy wpatruje się w Dracona. Nieco zdumiony Potter szturchnął ją ramieniem i spytał o jakąś błahostkę. Próbował nie myśleć o tym, że podczas śniadania także przyłapał ją na gapieniu się na stół Ślizgonów…
Podczas następnej lekcji transmutacji dostali rozkład egzaminów i szczegółowy regulamin sumów.
– Egzaminy zostały rozłożone na dwa tygodnie – tłumaczyła profesor McGonagall. –  Przed południem będziecie pisać sprawdziany z teorii, a po południu z praktyki. Wasze arkusze zostaną zaczarowane najsilniejszymi zaklęciami przeciw wszelkim oszustwom, dlatego radzę wam niczego nie wymyślać.

W dzień SUM-ów podczas śniadania panowała napięta atmosfera. Nikt nie był zbytnio rozmowny. Parvati powtarzała pod nosem zaklęcia, co sprawiało, że stojąca przed nią solniczka podrygiwała lekko. Neville'ovi wciąż z rąk wypadały sztućce i kilka razy przewrócił słój z marmoladą. Hermiona tak szybko czytała Wybitne osiągnięcia w czarowaniu, że oczy biegały jej w prawo i lewo jak oszalałe.
Po posiłku uczniowie piątych i siódmych klas zebrali się w sali wejściowej, a inni rozeszli się po klasach. W końcu o godzinie dziesiątej, zaczęto wzywać do Wielkiej Sali klasę po klasie. Z pomieszczenia znikły cztery stoły domów, a na ich miejsce pojawiły się rzędy małych stolików, zwróconych w stronę stołu nauczycielskiego, gdzie czekał przybyła Komisja egzaminująca i profesor McGonagall. Kiedy wszyscy usiedli i zapadła cisza, nauczycielka przewróciła wielką klepsydrę stojącą na biurku obok niej.
Harry z bijącym sercem sięgnął po swój arkusz. Trzy rzędy na prawo od niego Hermiona już skrobała zawzięcie piórem, a niedaleko niej Ron całkowicie pochylał się nad ławką.

***

– Nie było tak źle, prawda? – zapytała zaniepokojona Hermiona dwie godziny później w sali wejściowej, wciąż ściskając w dłoni swoją kartkę z pytaniami. – Nie jestem pewna, czy napisałam wszystko o zajęciach rozweselających, po prostu zabrakło mi czasu… Uwzględniliście przeciwzaklęcie na czkawkę? Nie wiedziałam, czy to zrobić… Co do pytania dwudziestego…
– Hermiono – przerwał jej surowo Ron – już przez to przeszliśmy. Nie będziemy znowu przerabiać całego egzaminu.
Piątoklasiści zjedli drugie śniadanie z resztą szkoły, a potem zgromadzili się w małej komnacie obok Wielkiej Sali, aż  zostaną wezwani na egzaminy z praktyki. Wywoływani byli małymi grupkami, według listy alfabetycznej. Ci, którzy czekali na swoją kolej, mruczeli zaklęcia pod nosem i ćwiczyli ruchy różdżką, co jakiś czas szturchając przez przypadek współtowarzyszy w plecy lub oko.*
Panna Granger głośno pisnęła, gdy wywołano ją z komnaty razem z Anthonym Goldsteinem, Gregorym Goyle'em i Dafne Greengrass. Gryfonka przed wyjściem trafiła wzrokiem na Malfoya, który wypatrywał się w nią z koncentracją. Gdy ich oczy się spotkały blondyn lekko się uśmiechnął, a spokojny wyraz jego twarzy nieco uspokoił dziewczynę. Chociaż od dawna z nim nie rozmawiała, to cały czas czuła jego wsparcie i obecność obok siebie.
Podbudowana myślą, że po sumach wreszcie zobaczy się z Malfoyem, weszła do Wielkiej Sali, mocno ściskając różdżkę w ręku.
– Panno Granger, profesor Tofty jest wolny – zaskrzeczał profesor Flitwick, stojący tuż przy drzwiach.
Wskazał jej chyba na najstarszego i najbardziej łysego egzaminatora, siedzącego przy małym stoliku w dalekim rogu. Obok profesor Marchbanks zaczynała egzaminować Goyle'a.
– Granger, tak? – zapytał Tofty, zerkając na nią znad binokli. – Proszę się nie denerwować. No więc, weź ten kieliszek do jajka i spraw, żeby wywinął parę młynków…
Hermiona miała przeczucie, że poszło jej całkiem nieźle. Lewitacja wyszła jej bardzo dobrze, tak samo jak zaklęcie  zmieniające barwę i powodujące wzrost. Dziewczyna czekała na dwójkę swoich przyjaciół w Pokoju Gryfonów, czytając swoje notatki. Po ich przyjściu Ron z markotną miną przyznał, że talerz, który miał zaczarować, zamienił się w wielkiego grzyba. A Harry przez przypadek zamienił szczura w dużego borsuka.
Wieczorem nie było czasu na odpoczynek – po kolacji zaczęli kuć transmutację. Kiedy po północy udali się do swoich sypialni, huczało im w głowach od skomplikowanych formuł zaklęć i teorii.
Następnego dnia po napisaniu egzaminu pisemnego, Harry wyznał Ronowi, że zapomniał większości definicji zaklęć. Hermiona w ogóle się nie odzywała, powtarzając sobie w myślach cały materiał. W środę mieli egzamin z zielarstwa, a w czwartek obronę przed czarną magią. Tym razem cała trójka była całkowicie pewna, że zdała. Nie mieli większych problemów w części pisemnej jak i praktycznej.
W piątek Hermiona zasiadła do egzaminu z runów, a Harry i Ron mieli wolne, więc pozwolili sobie na przerwę w nauce, mając przed sobą jeszcze cały weekend. Zasiedli do partii czarodziejskich szachów, przeciągając się i ziewając przy otwartym oknie, przez które napływało ciepłe powietrze. W oddali było słychać Hagrida, prowadzącego lekcję na skraju lasu.
– Jak ci poszło? – zapytał Ron, gdy Hermiona wyszła z dziury pod portretem. Już z daleka było widać, że jest nadąsana.
– Źle przełożyłam ,,ehwaz" – odparła ze złością. – To znaczy ,,partnerstwo", a nie „obrona”!
– To tylko jeden błąd i tak dostaniesz...
– Och, bądź cicho – warknęła Gryfonka. – Od tego może zależeć, czy zdałam. A tak poza tym ktoś znowu wrzucił niuchacza do gabinetu Umbridge. Nie wiem jak komuś udało się to zrobić, przecież są nowe drzwi, ale przechodziłam tamtędy i słyszałam wrzaski.
– Super – skomentowali radośnie Harry i Ron.
– Zwariowaliście? Ona myśli, że to Hagrid! A my nie chcemy, żeby go wywalili. Bez tego wyniki z jego wizytacji są niskie…
– Ale teraz ma lekcje, nie można go podejrzewać – powiedział Harry, wskazując na okno.
– Naprawdę jesteś czasem naiwny, Harry. Umbridge nie potrzebuje dowodu winy – odparła, nadal wściekła jak osa, po czym ruszyła w stronę schodów prowadzących do dormitorium dziewcząt, zatrzaskując za sobą z hałasem drzwi.
Hermiona rzuciła się na swoje łóżko i ukryła twarz w poduszkach. Spróbowała zignorować bezsensowną paplaninę Lavender i Parvati. Miała wrażenie, że jeszcze chwila i zacznie wariować. Nie mogła już znieść stresu związanego z egzaminami. Oczywiście za bardzo się przejmowała, ale nie mogła nic na to poradzić. Przez ten i przyszły tydzień musiała walczyć o swoją przyszłość. Wyniki z SUM-ów będą niezwykle ważne w kwestii jej wykształcenia. Była niemal pewna, że dzisiejszy test z runów napisała najwyżej na Powyżej Oczekiwań, o ile nie na Zadawalający. Ta ocena mogła zeszpecić jej papiery… Podniosła się z posłania i zaczęła wyciągać z kufra ubrania na przebranie. Szkolna szata wydawała się być w tej chwili strasznie niewygodna.
– Hermiono! Czy ty w ogóle nas słuchasz? – Z zadumy wyrwał ją zniecierpliwiony głos Lavender. Kasztanowłosa spojrzała na nią z niechęcią i dopiero wtedy zauważyła za oknem szkolną sówkę.
– Wydaje mi się, że to do ciebie – mruknęła Brown z ciekawością.
Hermiona podbiegła czym prędzej do okna i wypuściła do środka małą płomykówkę, która miała przywiązana do nóżki list.
– Od kogo dostajesz zawsze te listy? Kto jest na tyle leniwy, że nie może się z tobą spotkać, tylko wysyła szkolne sowy z wiadomościami…
Granger kompletnie ignorując monolog Lavender, otworzyła kopertę. Była tylko jedna osoba, która czasem porozumiewała się z nią w ten sposób. Dziewczyna potem musiała zawsze spalać liściki w kominku, aby nikt nie odkrył z kim koresponduje.
Przeczytała słowa, które wyszły spod ręki Dracona Malfoya i lekko się skrzywiła.

Granger!
Jak się czujesz? Z tego co rano widziałem, wyglądasz dziś naprawdę fatalnie. Nie pamiętasz jak Ci mówiłem, że nie powinnaś się przejmować testami? Chyba, że ktoś inny zajmuje Twoje myśli, do tego stopnia, że nie umiesz się nawet porządnie uczesać?
Zaniepokojony M.

Mimowolnie popatrzyła w stronę lustra, po czym prędko tego pożałowała. Kręcone loki sterczały jej na wszystkie strony, cera była zupełnie blada, a pod oczami widniały przerażające cienie. Wyglądała jakby nie spała kilka nocy, a przecież skrupulatnie pilnowała, żeby poświęcać osiem godzin na sen. Wypoczynek był ważną kwestią, jeśli zależało jej na skupieniu podczas SUM-ów Prawdopodobnie jej zły humor i stres robiły, co im się podobało z jej wyglądem.
Zrezygnowana usiadła przy biurku obok okna i po raz kolejny przeczytała wiadomości, w której nie brakowało kpiny. Może w ten sposób Malfoy starał się zatuszować fakt, że się o nią martwi? W takim razie mógł jej napisać, żeby się spotkali. Minęło sporo czasu od ich ostatniej rozmowy, a Hermiona miała wrażenie, że ostatnio coraz częściej posyła w stronę Dracona stęsknione spojrzenia. Czy on w ogóle za nią nie tęsknił? Może zwyczajnie ją ignorował przez poważny temat jaki ostatnio poruszyli lub tak jak ona miał zawalony cały grafik. Gryfonka jak nikt inny miała świadomość, że nauka podczas tych dwóch tygodni jest pierwszorzędna, ale znalazłaby chwilę na spotkanie… Nie była pewna, czy aby na pewno między nimi wszystko jest w porządku.
Płomykówka latała po całym dormitorium, wywołując irytację Parvati i Lavender, więc Hermiona szybko wzięła świeży kawałek pergaminu i zaczęła pisać.

Malfoy,
Jak zawsze potrafisz mnie wkurzyć. Dziękuję za Twoją szczerość – jak się pewnie sam domyśliłeś nie czuję się dziś dobrze. Nie wiem jak Tobie poszło, ale chyba dzisiaj zawaliłam SUM-a z  runów! Nigdy nie przejmowałeś się nauką i nie pracowałeś tak ciężko jak ja, więc pewnie znów mnie wyśmiejesz.

Na chwilę się zawahała i przeniosła wzrok na błonia zalane słońcem. Jak przyjemnie byłoby teraz pospacerować i poczuć powiew wiatru na twarzy… Drżącą ręką kontynuowała pisanie:

A tak poza tym, może dzisiaj się spotkamy? Myślę, że krótka przerwa w nauce nam nie zaszkodzi. Ostatnio mam wrażenie, że cały czas mnie unikasz…
Zdezorientowana G.

– Ale czy to nie zabrzmi trochę pretensjonalnie? – zapytała siebie cicho.
– Hermiono, ta sowa wszędzie zostawiła swoje pióra! Wygoń ją na zewnątrz – zdenerwowała się Lavender, po czym wściekle wyszła z dormitorium wraz z Parvati. Widocznie Brown też dzisiaj miała kiepski dzień.
Granger, czekając na odpowiedź, szybko przebrała się w czerwoną koszulkę i wytarte jeansy. Związała także włosy w ciasną kitkę. Miała nadzieję, że Draco zgodzi się z nią spotkać. Wprawdzie postanowiła sobie wcześniej, że pierwsza nie ulegnie, ale bardzo chciała wreszcie z nim porozmawiać. Nie mogła znieść, gdy podczas posiłków czy zajęć był niedaleko niej, zupełnie niedostępny.
Odpowiedź przyszła po dziesięciu minutach.

Granger, Granger, Granger…
Jestem święcie przekonany, że nawet gdybyś bardzo chciała, to nie potrafiłabyś zawalić SUM-a z  runów. Nie martw się na zapas, bo sama widzisz jak niekorzystnie wpływa to na Twój wygląd… Nie bądź wobec mnie taka uprzedzona – ostatnio zacząłem więcej się uczyć i jestem szczerze zawiedziony, że zarzucasz mi lenistwo.
Nie bądź głupia, Granger. Oczywiście, że Cię nie unikam – byłem ciekaw ile potrafisz beze mnie wytrzymać. Jeśli nie spotkaliśmy się od tak dawna, to myślę, że dasz radę jeszcze trochę zaczekać. Muszę się dzisiaj już czymś zająć… W dodatku mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Uprzedzę Twoje pytanie – nie wiem o co chodzi, ale coś jest na rzeczy. Lepiej więc teraz nie ryzykować i przeczekać to… coś. Musisz koniecznie zrobić sobie przerwę i wyjść na świeże powietrze, bo inaczej zamęczysz się na śmierć. Wyluzuj, kujonko.
Odezwę się wkrótce,
Stęskniony M.

Hermiona z napięciem śledziła tekst, słysząc niemal w głowie pół rozbawiony, pół poważny głos Dracona. Ktoś go obserwował? Ta nowina wywołała, że ciarki przeszły jej po plecach. Ze zdziwieniem zaczęła się zastanawiać, czy przez ostatnie dni widziała coś podejrzanego, ale nie mogła sobie nic przypomnieć. Nie rozumiała, czemu ktokolwiek miałby obserwować Malfoya. Dla zemsty? Może jakiś uczeń planował  zrobić jakiś psikus Brygadzie Inkwizycyjnej lub samemu Draconowi? Chciała mu napisać, żeby na siebie uważał, ale sowa odleciała od razu po tym jak dostarczyła jej wiadomość. Zmartwiona Gryfonka zaczęła chodzić w kółko po dormitorium. Przekonywała siebie, że blondyn nie jest w żadnym niebezpieczeństwie. Przecież jak nikt inny potrafił o siebie zadbać i radził sobie świetnie w ciężkich sytuacjach. A może chodziło o coś innego? Może miało to związek z nią. Ostatnio zbyt beztrosko wpatrywała się w Ślizgona. Jeżeli ktoś wyczytał jakieś emocje z jej twarzy… Jednak  z drugiej strony chyba za bardzo panikowała. Nikt nie mógł ot tak na podstawie spojrzenia zgadnąć jakie są między nimi relacje. Spojrzała jeszcze raz na starannie zapisane słowa i uśmiechnęła się smutno, trafiając wzrokiem na „Stęskniony M.”.

***

W środę o północy odbył się test z praktyki z astronomii. Nikt nie przypuszczał, co  wydarzy się tego wieczora. Kiedy grupa uczniów wyszła na Wieżę Astronomiczną stwierdziła, że warunki do obserwacji gwiazd są wprost idealne. Niebo było bezchmurne, a powietrze spokojne choć chłodne. Szkolne tereny skąpane były w srebrzystym blasku księżyca. Uczniowie zaznaczali gwiazdozbiory na mapach, patrząc przez teleskop, kiedy nagle powietrze zaczęły przeszywać huki. Wszyscy usłyszeli dochodzące z oddali stukanie, niosące się echem przez błonia, a tuż po nim ujadanie psa. Hermiona, Harry i Ron wstrzymali oddechy, gdy dostrzegli zarys postaci Hagrida rozmawiającego głośno z Umbridge na polu. Otaczało ich pięć osób. Na szczycie wieży zrobiło się małe zamieszanie. Profesor Tofty próbował zapanować nad sytuacją, gdy ponownie rozległ się donośny dźwięk.
Potężna postać ryczała wściekłe i wymachiwała pięściami, w otoczeniu pięciu osób, z których każda, sądząc po cienkich strużkach czerwonego światła tryskających w jego kierunku, próbowała go oszołomić.
– Nie! – wrzasnęła Hermiona.
– Moja droga! Proszę o ciszę – upomniała profesor Marchbanks oburzonym tonem.
Nikt już nie zwracał uwagi na mapę nieba. Czerwone promienie nadal śmigały koło chatki Hagrida, ale jakby się od niej odbijały. Harry dostrzegł małą figurkę Kła, który w obronie swojego pana rzucał się na czarodziejów.
– Jak śmiecie!! – dobiegł ich okrzyk.
–  To McGonagall! – krzyknęła Parvati.
Walka z aurorami nie trwała długo. Skończyło się tym, że opiekunka Gryfonów została ranna, a Hagrid w ostatniej chwilii uciekł z Kłem na ramionach. Umbridge strzeliła do niego ostatnim oszołamiaczem, ale nie trafiła, i olbrzym pędząc w kierunku bram po chwili zniknął w ciemnościach.
Po teście wszyscy uczniowie stłoczyli się u stóp schodów, rozmawiając głośno, podekscytowani tym, czego dopiero co byli świadkiem.
– Ona jest zupełnie nienormalna! – wysapała Hermiona, z trudem wymawiając słowa.– Jak mogła w ten sposób zakraść się do Hagrida w nocy!
– Na pewno chciała uniknąć zamieszania po tym, co zrobili Fred i George – powiedział Ernie, przeciskając się do nich przez tłum.
– Ale Hagrid i tak nieźle sobie poradził z tą piątką aurorów, co? – odezwał się Ron, bardziej przestraszony niż przejęty podziwem. – Te zaklęcia po prostu się od niego odbijały.
– Bo płynie w nim krew olbrzymów – wytłumaczyła Gryfonka drżącym głosem. – Bardzo trudno oszołomić olbrzyma. Ale profesor McGonagall… Cztery oszałamiacze trafiły ją w pierś, a nie jest już taka młoda…
– Straszne. Doprawdy straszne – powiedział Ernie, kręcąc teatralnie głową. – No nic, idę spać… Do zobaczenia wszystkim.
Inni także zaczęli się powoli rozchodzić.
– Ale przynajmniej nie zamkną Hagrida w Azkabanie – zauważył Ron.
– Może przyłączy się do Dumbledore'a – zastanawiał się Harry.
W pokoju wspólnym Gryffindoru zastali pełno ludzi. Wielu obudziło zamieszanie na błoniach i pozrywali z łóżek swoich współlokatorów. Seamus i Dean, którzy przybyli ze szczytu Wieży Astronomicznej przed trójką przyjaciół, opowiadali wszystkim, co zobaczyli.
– Dlaczego pozbyła się Hagrida? – zapytała Angelina Johnson z przejęciem. – Naprawdę zaczął lepiej uczyć niż w zeszłym roku!
– Umbridge od początku chciała się go pozbyć – odpowiedziała z goryczą Hermiona, opadając na fotel. – Nienawidzi półludzi.
– I sądziła, że to Hagrid podrzucał jej niuchacze – pisnęła Katie Bell.
– O cholera – zaklął Lee Jordan, zasłaniając ręka usta. – To ja jej podrzucałem te niuchacze… Fred i George zostawili mi parę…
– I tak by go wylała – mruknął Dean. – Był za blisko z Dumbledorem.
Tej nocy Hermiona zarówno jak Harry i Ron nie zmrużyli oka.

Ich ostatni egzamin z historii magii był wyznaczony dopiero na popołudnie. Natomiast Hermiona miała z rana napisać numerologię. Potwornie zmęczona udała się o dziewiątej do Wielkiej Sali. Nie zwróciła uwagi na zmartwione spojrzenie Malfoya. Tego ranka dziewczyna prezentowała się jeszcze gorzej niż wczoraj. Po raz pierwszy wypełniała swój arkusz z całkowitym spokojem. Na szczęście zadania nie sprawiały jej większej trudności. Czuła się wypruta z wszelkich emocji. Jako jedna z ostatnich opuściła Wielką Salę i z opuszczoną głową zaczęła wspinać się na wyższe piętra. W zamku panowała zupełna cisza, a na horyzoncie nie było widać żywej duszy. Pomimo otępienia Hermiona w pewnym momencie zorientowała się, że coś jest nie tak. Była na szóstym piętrze, kiedy nagle wyczuła za sobą jakiś szelest. Odwróciła się za siebie i ze zdziwieniem ujrzała  czwóro Ślizgonów. Zaczęli wychodzić zza rogu i w parę sekund została otoczona. Gryfonka zaczęła ze strachem rozglądać się dookoła, żeby zorientować się w sytuacji. Nie miała pojęcia, czego od niej chciano. Jej głowę zalały niechciane wspomnienia dotyczące Notta, który na początku roku znęcał się nad nią w opuszczonej klasie. Nie mogła pozwolić, by podobna sytuacja miała miejsce. Z paniką zdała sobie sprawę, że znajduje się w części zamku, w której nie ma klas…Niżej uczniowie mieli zajęcia, więc zawsze mogła zacząć krzyczeć. Niewykluczone też , że ktoś mógł zaraz tędy przechodzić.
– Czego ode mnie chcecie?! – krzyknęła stanowczo, przełykając gulę, która powstała w jej gardle.
Grała pewną siebie, podczas gdy nie miała przy sobie różdżki...
Kojarzyła wszystkich Ślizgonów – potężnego kapitana drużyny Slytherinu i Warringtona. Był nawet Nott, którego widok sprawił, że miała ochotę natychmiastowej ucieczki. Nie zabrakło także Pansy Parkinson, która spoglądała na Hermionę z triumfem. Czyżby Umbridge rozkazała Brygadzie Inkwizycyjnej ją złapać?
– Pytam was czego ode mnie chcecie! Zostawcie mnie w spokoju, inaczej tego pożałujcie! –zagroziła im, świdrując ich wzrokiem.
– Niestety mamy sobie do wyjaśnienia jedną sprawę, szlamo – powiedziała Parkinson słodkim głosem.
– Nie mam wam nic do powiedzenia. Zacznę krzyczeć, jeśli…
– Krzycz sobie ile chcesz, rzuciliśmy zaklęcie wyciszające na całe piętro – oznajmił Nott z szerokim uśmiechem. W jego oczach wyraźnie malował się obłęd. Tak jakby oglądanie czyjegoś strachu sprawiało mu radość.
Hermionie wezbrało na mdłości. To nie było przypadkowe spotkanie. Obserwowali ją i zaplanowali, żeby złapać ją w swoje sidła. Spojrzała na twarze swoich wrogów – wszyscy wydawali się być rozbawieni. Nie czekając na nic więcej Granger z desperacją rzuciła się przed siebie. Może zdąży czmychnąć pod czyimś ramieniem. Oczywiście jeden ze Ślizgonów od razu złapał ją za rękę i brutalnie rzucił na ziemię. Dziewczyna ponownie się podniosła, próbowała wyminąć Warringtona, który z obojętną miną złapał ją za włosy i szarpnął do tyłu. Gryfonka krzyknęła z bólu. Zaczęła kopać i gryźć stojącego jej na drodze chłopaka, ale znowu wylądowała na ziemi. Członkowie domu Slytherina wybuchnęli szyderczym śmiechem. Hermiona zraniona i upokorzona szukała wyjścia z tej sytuacji. Zaczęła się wydzierać, tak że po chwili miała całe zdarte gardło. Jej przeraźliwe wołanie o pomoc mieszało się z głośnym, chorym śmiechem. Wiedziała, że zaraz wydarzy się coś przykrego. Pansy wyciągnęła swoją różdżkę z kieszeni szkolnej szaty. Niby od niechcenia wypowiedziała zaklęcie lewitacji.
Kasztanowłosa wzniosła się w powietrze, a potem zaczęła latać od ściany do ściany. Nie mogła zapanować nad swoim ciałem ani łzami, które potokami wylewały się z jej oczu. Kręciła się dookoła unoszona niewidzialną mocą. Zaczynały ją boleć kończyny, a głowa podnosiła się i upadała. Krzyczała. A oni wciąż ryczeli z uciechy. Ślizgoni zaczęli wypluwać ze siebie wyzwiska, lecz prawie tego nie słyszała – w uszach za bardzo jej szumiało. Później, kiedy wreszcie opadła na ziemię, nie mogła się ruszyć. Nie wiedziała czy to na skutek jakiegoś czaru lub zwykłego przerażenia. Nagle nastała cisza.
– Myślałaś, że tak po prostu możesz łazić za Malfoyem? – zaśmiała się  Parkinson. Jej głos ociekał tak wielkim jadem, że Hermiona miała ochotę jeszcze bardziej się skulić. – Nie masz prawa się do niego zbliżać! Jesteś zwykłą szumowiną. Zarazą, która niesie zepsucie, ty brudna szlamo!
Ślizgoni zaczęli z aprobatą kiwać głowami.
– Nie wiem o co ci chodzi – wysapała z trudem, podnosząc głowę – Nic mnie nie łączy z Malfoyem... – powiedziała słabym głosem.
Próbowała podnieść się z podłogi, lecz trafił ją promień czerwonego światła. Poczuła jak jej nogi stają się zupełnie miękkie. Nie mogąc złapać równowagi z powrotem upadła na ziemię. Myślała, że Ślizgoni wyrośli już z zaklęcia galaretowatych nóg…
– Nie kłam, Granger! Wszyscy was obserwowaliśmy. Myślisz, że nie zauważyliśmy jak się ślinisz na jego widok? Wolę nie myśleć, co mu zrobiłaś na wymianie, ale ewidentnie coś jest na rzeczy. Ostrzegamy cię! Zostaw go póki nie jest za późno – rozkazała dziewczyna. 
 Hermiona nie wiedziała, co Ślizgioni wiedzieli o jej relacjach z Malfoyem, ale na pewno nie mogli być ostatecznie niczego pewni. Mogli coś zauważyć i mieć jedynie  podejrzenia, dlatego Gryfonka musiała cały czas zaprzeczać.
– Mylisz się…
– Nie udawaj, ty podstępna szlamo! Nie powinnaś nawet na niego patrzeć. Rzygać mi się chce, jak wyobrażam sobie was razem…
Kasztanowłosa zaczęła kręcić głową. Doszło do tego, że została zaatakowana w pojedynkę przez pięć osób. Magia miała służyć do obrony, a nie do znęcania się nad kimś z osobistych pobudek. Nienawiść doprowadzała człowieka do haniebnych posunięć, tak jak w przypadku Parkinson.
– Wiedziałam, że jesteś głupia… Ale nie sądziłam, że aż tak zdesperowana – warknęła Hermiona, nieco odzyskując siły. Czar zaczynał słabnąć i mogła już poruszać nogami – Boli cię to, że Malfoy parę razy zwrócił uwagę na kogoś innego?… I tak się mylisz… Nienawidzę go równie mocno, co was! Jesteście zwykłymi tchórzami. Nie stanęlibyście ze mną do pojedynku, gdybym miała różdżkę! Jak możecie mnie atakować w tyle osób? – starała się brzmieć stanowczo.
– Czy oni coś robią? – zapytała niewinnie Pansy. Gryfonka widziała żyłę, która pulsowała na jej czole. – To ja z tobą rozmawiam, a moi chłopcy pilnują tylko, żebyś nie uciekła…
– I tak jesteście tchórzami! Powiedziałam wam, że Malfoy jest mi obojętny, więc dajcie mi spokój. Nie uważasz, że twoje zachowanie jest nielogiczne? Nie masz podstaw, żeby coś zakładać bez dowodów! – wykrzyczała Hermiona z mocą.
Podniosła się z posadzki. Wciąż kręciło się jej w głowie, ale starała się nie zachwiać. Nie spuszczała wzroku z płonących, ciemnych oczu Ślizgonki.
– Ciesz się, że jesteśmy na terenie szkoły, bo inaczej bym ciebie przeklęła, szlamo!
– Ciesz się, że nie mam różdżki, bo inaczej to ty byś tutaj leżała! – odparowała wściekle Gryfonka.
– Co wy robicie? – pisnął jakiś głos z oddali.
Wszyscy odwrócili się za siebie i zobaczyli grupkę dziewczyn. Na oko mogły być w trzeciej klasie. Przystanęły w pół kroku i patrzyły się niepewnie na odgrywającą się scenę. Hermiona zauważyła, że są niezdecydowane. Pewnie nie wiedziały, co mają zrobić.
– Wygońcie te dziewczyny! – krzyknęła spazmatycznie Parkinson. – Jeszcze nie skończyliśmy...
– Wręcz przeciwnie – przerwała Granger zachrypniętym głosem. – Nie mamy sobie nic do powiedzenia.
Chciała przejść obok Notta, ale ten zatrzymał ją i wepchnął do środka kółeczka.
– Hej! Zostawcie ją – powiedziała jedna z Krukonek.
– Zajmę się nimi – oznajmił z uśmiechem kapitan drużyny Slytherinu.  Zacisnął ręce w pięści i uśmiechnął się złowrogo. – A ty odpłać tej szlamie za to wszystko.
Ruszył w kierunku wystraszonych dziewczyn, które rzuciły się do ucieczki. Hermiona miała ochotę uderzyć się otwartą dłonią w twarz. Była już bardziej zniecierpliwiona niż przestraszona.
– Za jakie „wszystko”? – zapytała ze znużeniem, lustrując swoich trzech oprawców.
– Gryfoni ostatnio pozwalają sobie na zbyt wiele. Jesteśmy w Brygadzie Inkwizycyjnej, a twoi przyjaciele sprawili, że Pansy wyrosły rogi, inni dostali wysypki…
– To nie ma nic wspólnego ze mną – przerwała Nottowi. – To nie moja wina, że wszyscy was nienawidzą.
– Właśnie skonfiskowaliśmy pudło łajnobomb Gryfonom. Chyba nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli je tobie oddamy – powiedziała Parkinson z satysfakcją.

Hermiona odwróciła się na pięcie i wyminęła zaskoczoną Pansy. Ślizgoni zaczęli ją gonić, próbując ją trafić łajnobombą, jakby była ich ruchomym celem.

***

– Naprawdę musimy iść do biblioteki? – zapytał ze zmęczeniem Draco Malfoy.
– Tak! – odpowiedział ze złością Zabini. –  Właśnie zdałem sobie sprawę, że dziś piszemy ostatniego SUM-a, a ja kompletnie nie umiem Historii Magii. Na wykładach Binnsa zawsze spałem. Może chociaż tym testem podciągnę sobie oceny…
– Jesteś naprawdę tępy, jeśli myślisz, że powtórzysz całą historię w trzy godziny – stwierdził Ślizgon, próbując powstrzymać śmiech.
– Przynajmniej się staram! – zdenerwował się Blaise. – Ojciec mnie zabije jak obleję dwa egzaminy. Numerologia była cholernie trudna…
– Dla mnie to był banał. Ale wiesz nie każdy jest tak zdolny jak ja… Swoją drogą, Blaise, to bardzo zabawne oglądać cię w takim stanie. Nie wiem, kiedy ostatnio byłeś czymś tak przejęty. Hmmm…– zamyślił się arystokrata. Po chwili uśmiechnął się kpiąco – Ach, tak. Pamiętasz jak w drugiej klasie dostałeś kosza od jakiejś Ślizgonki? Wtedy tak samo…
Draco jednak nie dokończył swojej wypowiedzi, bo został przyparty do ściany przez rozwścieczonego przyjaciela.
– Musisz być taki wredny?! Obiecałeś mi, że nigdy nie będziesz o tym wspominał! – przypomniał urażonym tonem.
Zabini w drugiej klasie nieszczęśliwie się zakochał. Można by rzec, że po odrzuceniu przez swoją sympatię wpadł w depresję. Po tym incydencie postanowił nie angażować się w żadne związki, dlatego też tak często zmieniał dziewczyny.
Malfoy przewrócił jedynie oczami i strzepnął jego ręce ze swoich ramion.
– Jesteś zbyt emocjonalny – mruknął z niesmakiem. – Nie stresuj się tak.
Dalej szli w ciszy. Wspinali się nieprędko po schodach. Uczniowie, którzy ich mijali spuszczali szybko głowy na ich widok, na co blondyn uśmiechnął się z wyższością.
Byli już blisko biblioteki, kiedy zauważyli Marcusa Flinta wydzierającego się na grupkę przerażonych Krukonek.
– Nie tylko tobie brakuje wrażliwości, Malfoy – syknął Zabini, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Ravenclaw traci dziesięć punktów! Nie, dwadzieścia! – krzyczał kapitan drużyny Ślizgonów.
– Nic nie zrobiłyśmy…– protestowały uczennice. – To wy…
– Co ty robisz, Flint? – zapytał Blaise, zatrzymując się.
Draco przewrócił oczami i także stanął w miejscu.
– Nie twój interes…
– Wyluzuj, stary. Przed chwilą przechodził tędy Filtwick, więc jak nie chcesz szlabanu, to się zamknij – powiedział szorstko Blaise.
– Szlaban? – zaśmiał się drwiąco Flint. Rozejrzał się dookoła i faktycznie zobaczył nadchodzącego nauczyciela. Posłał jeszcze groźne spojrzenie grupce dziewczyn i odszedł luźnym krokiem.
– Może powinnyśmy powiedzieć Harry'emu Potterowi? To jego przyjaciółka…– powiedziała niska blondynka do swoich koleżanek.
Draco, który dotąd bez zainteresowania przyglądał się przechodzącym uczniom, cały się spiął. W zadziwiająco szybkim tempie podszedł do Krukonek i zapytał:
– Co właśnie powiedziałyście?
– Och…
– Nic…To nic takiego…
– Mówcie, o co do cholery chodzi! – zniecierpliwił się arystokrata.
– Widziałyśmy na szóstym piętrze jak Ślizgoni otoczyli dziewczynę. To chyba Hermiona Granger...
Chłopak głośno przeklął pod nosem i, nie zwracając uwagi na zdumionego Zabiniego, rzucił się biegiem ku schodom. W tej samej chwili zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec lekcji i z klas zaczęli wychodzić uczniowie. Malfoy przepychał się przez tłum, gorączkowo rozglądając się dookoła. W jego głowie była tylko jedna myśl, która przysłoniła wszystko inne: Hermiona w niebezpieczeństwie. Musiał ją znaleźć. I ukarać tych, którzy jej dokuczali…
Kiedy dotarł na szóste piętro, zobaczył niedaleko stojący tłum gapiów. Z mocno bijącym sercem zaczął się przez nich przepychać. Wreszcie znalazł się w środku całej sceny i zastygł w bezruchu. Granger kuliła się na ziemi. Próbowała zasłonić się rękami, podczas gdy Pansy razem z Nottem rzucali w nią łajnobombami. Sparaliżowany widokiem, który zobaczył nie mógł się ruszyć. Czas zdawał się stanąć w miejscu – niczego nie słyszał, niczego nie czuł. Była tylko ona. Zauważył, że jej kasztanowe loki są całe sklejone, a szkolna szata zupełnie brudna. Nie widział jej twarzy.
 Dopiero po paru sekundach uderzył go w nozdrza okropny smród.
Draco poczuł  poczuł w piersi bolesne ukłucie. Zrobił krok do przodu, kiedy poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Nie zwracając na to uwagi ruszył dalej, lecz znów go ktoś zatrzymał.
– Nie rób nic pochopnego, Draco. Inaczej wszystko się wyda – Głos Zabiniego wydawał się dochodzić gdzieś z oddali.
Czy Ślizgon sugerował mu, żeby stał i patrzył jak Hermiona jest krzywdzona i upokarzana na oczach innych? Miał dbać o swój idealny wizerunek i po prostu zignorować całą sytuację? Nie, nigdy by tak nie zrobił. Strzepnął jego dłoń i wyszedł na środek. Pokonał nieśpiesznie całą odległość dzielącą go od Gryfonki, i stanął przed nią, uniemożliwiając Ślizgonom dalsze rzucanie.
Zapanowała głucha, napięta cisza. Uczniowie zdawali się wstrzymać oddechy. Czemu wielki Draco Malfoy zasłonił sobą Hermionę Granger?
– Co… co ty robisz, Draco? – zapytała cicho Parkinson.
Arystokrata spojrzał na nią lodowatym wzrokiem, od którego dreszcze przebiegały po plecach. Zaciskając szczęki przeniósł wzrok na zadowolonego Notta. Czy to był jego plan na sprowokowanie go? Specjalne postanowił skrzywdzić Granger, aby poznać jego reakcje? Gdyby się o tym teraz nie dowiedział, usłyszałby o tym później. A więc to oni ostatnio go śledzili, próbując przyłapać na gorącym uczynku?
 – Koniec zabawy – powiedział Malfoy głosem wyprutym z emocji.
– Masz coś przeciwko? – zapytała głośno Nott.
Chłopak patrzył na niego wyzywająco. Tylko czekał na taki rozwój sytuacji.
– Tak, mam – odpowiedział spokojnie Draco.
Uczniowie z ciekawością zaczęli między sobą szeptać, ale zignorował to. Odwrócił się wreszcie do Hermiony, która zdołała podnieść się do pozycji siedzącej.
Myślał, że upadnie na kolana w momencie, gdy zobaczył wyraz jej twarzy. Wyglądała śmiertelnie blado, a jej zawsze malinowe usta były prawie białe. Patrzyła na niego przygaszonym, przestraszonym wzrokiem. Na policzkach miała ślady łez. Draco nie wiedział jakim cudem zdołał się powstrzymać przez rzuceniem klątwy na Parkinson i Notta. Czuł jak rozpala go w środku ogień, dusił się. Obiecał sobie, że się na nich zemści. Za to, że zrobili coś takiego… jego dziewczynie.
Wyciągnął do niej dłoń, aby pomóc jej wstać, ale Hermiona prawie niezauważalnie potrząsnęła głową.
– Nie rób tego…– wychrypiała.
Słysząc jej słaby, drżący głos skrzywił się. Jego twarz, zazwyczaj obojętna i chłodna, była wykrzywiona w wyrazie cierpienia.
Schylił się, złapał ją za rękę i pociągnął delikatnie do góry. Granger lekko się zachwiała, ale utrzymała równowagę.
– Nie rozumiem, Draco – odezwała się Parkinson z urazą. W jej oczach błyszczały łzy. – Czemu jej pomagasz?
Wszyscy utkwili w nim wzrok. Napięcie osiągnęło swoje apogeum. Powietrze wydawało się być tak gęste, że można by  je kroić nożem.  Blondyn mógł przysiąc, że stojący blisko niego ludzie, słyszą dudnienie jego serca. Gryfonka próbowała wyrwać dłoń z jego uścisku, ale nie pozwolił jej na to. Zamiast tego złapał ją jeszcze mocniej.
– Mam swoje powody – odpowiedział cichym, groźnym głosem. – Przestań się wtrącać w moje życie, Parkinson. I nie napadaj w ten sposób osób.
– Hermiona!
Przez tłum przepychał się zdyszany Ron i Harry. Stanęli jak wryci, widząc Malfoya trzymającego za rękę ich przyjaciółkę. Weasley pierwszy otrząsnął się z otępienia.
– Puszczaj ją, ty bydlaku! – krzyknął.
Podbiegł do nich i chwycił dziewczynę za drugą rękę.
– Uspokój się, Ron. To nie tak…On mi pomógł.
– Nie obchodzi mnie to. Nie ma prawa cię dotykać – syknął wściekle.
Hermiona odwróciła się do Dracona i szepnęła:
– Zobaczymy się potem.
– Nie… – zaprzeczył. Chciał być teraz przy niej, choć wiedział, że to niemożliwe.
– Nic mi nie jest. Nie róbmy scen – Jej głos brzmiał bardzo smutno.
– Rozejdźcie się! – krzyknął Harry do sporego tłumu.
Złapał Hermionę za drugą rękę, a Draco cofnął się do tyłu.
– Zaprowadźcie ją do skrzydła szpitalnego – powiedział Ślizgon, a głos na koniec mu zadrżał.
Harry skinął głową i mu podziękował, na co rudzielec głośno prychnął.
Draco patrzył jak trójka Gryfonów odchodzi odprowadzana spojrzeniami innych. Po chwili zdał sobie sprawę, że paru Ślizgonów także było świadkami wydarzenia. Patrzyli na swojego przywódcę z mieszaniną niedowierzaniem i wściekłości. Pansy cała zalana łzami, szybko odeszła.
– Chodźmy stąd, Draco. Wszyscy się na ciebie gapią.
Blaise pojawił się nagle przy jego boku i pociągnął go za rękę. Opuścili szóste piętro, a potem zaczęli błądzić korytarzami.
– Wiedziałem, że ta dziewczyna nie jest ci obojętna – odezwał się w pewnym momencie Zabini. Mówił łagodnym tonem i nie wydawał się być wkurzony. – Nie musiałeś przede mną udawać.
– Miałem ci się zwierzać?
– Nie, to twoja sprawa. Ale jesteśmy przyjaciółmi i mogłem ci jakoś pomóc.
– Nie wiem w jaki sposób... Bądź więc przyjacielem i daj mi spokój – powiedział ze zmęczeniem Draco.
Odwrócił się w drugą stronę i zaczął kierować się w stronę wyjścia z zamku. Blaise stał przez chwilę w miejscu z niezdecydowaniem. Wreszcie poszedł za Malfoyem i rzekł:
– Będę więc twoim przyjacielem i cię nie zostawię.
Blondyn wzruszył ramionami, ale poczuł swego rodzaju ulgę. Myślał, że nie może być już gorzej, ale nie przypuszczał co się jeszcze dzisiaj stanie.


* fragment z Harry'ego Pottera i Zakonu Feniksa.

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziękuję za zabetowanie rozdziału  E. :)

Przepraszam Was, że tak długo nic nie opublikowałam, ale ostatnio miałam naprawdę mało czasu. Pisanie przychodzi mi z trudem, ale mimo wszystko, nadal się staram. Wiem, że rozdział jest napisany ubogim językiem, czasami akcja mogła wydać się zbyt chaotyczna. Powyższy tekst powstał w dwa dni, więc wybaczcie mi wszystkie niedociągnięcia i brak opisów w niektórych miejscach. 
Zachęcam Was do komentowania! Bardzo się za Wami stęskniłam i mam nadzieję, że wyrazicie swoją opinię! <3

Nela.

26 komentarzy:

  1. Rozdział przeczytałam bardzo szybko. Aż pisnęłam, kiedy zobaczyłam, że go dodałaś. Rzuciłam wszystkie książki i usiadłam z herbatą przy laptopie, by móc jak najszybciej go przeczytać. Herbaty oczywiście nie wypiłam, wystygła, ale dzięki temu przeczytałam szybciej rozdział. Pochłaniałam kolejne akapity, denerwując się na siebie, że nie potrafię szybciej czytać. Ale do rzeczy! Rozdział bardzo mi się podobał, nawet nie wiesz jak się cieszę, że go dodałaś, ponieważ bardzo brakowało mi Twojej twórczości. Mam nadzieję, że przełamiesz się i pisanie z powrotem zacznie Ci sprawiać radość. Może rzeczywiście w niektórych miejscach zabrakło opisów, ale nie wpłynęło to w żaden sposób na jakość tekstu.
    Już początek rozdziału, upór McGonnagal, bardzo mi się spodobał. Obecność Umbridge coraz bardziej mnie irytuje, ale jest ona tu potrzebna. Bardzo też się cieszę, że opisywałaś zdarzenia, które miały miejsce w książce, takie fragmenty są bardzo potrzebne. Wyczyn Freda i George'a jak zwykle wprawił mnie w śmiech! Ciągle mam w głowie ten obraz. Fajnie, że zdecydowałaś się też opisywać egzaminy, bo często w opowiadaniach jest zaledwie o nich wspomniane. Ach, te liściki Malfoya! Potrafi być uroczy kiedy trzeba. No i troszczy się o Hermionę, widać, że mu zależy. Akcja z Dominickiem strasznie mnie zdenerwowała, widać, że chce troszkę namieszać. Już po rozmowie jego z Pansy wiedziałam czym to się skończy, więc tym szybciej chciałam skończyć czytać. Niestety moje obawy się sprawdziły... Bardzo ładnie i zgrabnie opisałaś tą całą sytuację, naprawdę mi się podoba. Opisy, których było w tym momencie całkiem sporo, tylko "wznieciły" emocje podczas czytania. Czułam wręcz jej przerażenie, strach i wcale się jej nie dziwiłam... Całe szczęście, że trafiły się te Krukonki! Nawet nie chcę myśleć, co by było gdybyś zdecydowała inaczej. W mojej głowie tylko była myśl "cholera, Malfoy, gdzie ty jesteś, skoro powinieneś być przy niej!". Na szczęście końcówka skończyła się w miarę dobrze dla Hermiony. I teraz muszę Cię pochwalić — fajnie, że Draco postanowił oddać Hermionę w ręce Harry'ego i Rona, a nie wszystko sam. Zachował tu się bardzo dojrzale, jestem pod wrażeniem jego postawy. :) Co do postaw, godnych naśladowania, spodobał mi się tu Zabini. Boję się jedynie o ich związek, pewnie będzie wystawiony teraz na próbę, skoro Ślizgoni wiedzą, że Draco ma coś do Hermiony i odwrotnie. Czy Ślizgoni będą na tyle podli, żeby dać znać Lucjuszowi czy samemu Voldemortowi? Br, aż mam ciarki jak o tym myślę... Mam nadzieję, że będziesz dla nich łaskawa, zasługują na choć trochę wytchnienia. ;)
    Czekam na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że pojawi się ciut szybciej. Nigdy w siebie nie wątp, Nelu, Twoje możliwości są naprawdę duże. :)
    A tak poza tym — co u Ciebie słychać?

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś prosiłaś, żebym informowała Cię o nowych rozdziałach u siebie, więc informuję:
      na moim blogu pojawił się nowy, 18 rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania!
      http://niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/2016/03/rozdzia-18.html

      Jeśli nie chcesz, żebym już Cię informowała, napisz mi w komentarzu, czy gdziekolwiek. ;)

      M.

      Usuń
    2. Dziękuję za informację! Jeżeli nie stanowi to dla Ciebie problemu, to nadal możesz mnie informować. Jestem w trakcie czytania Twojego rozdziału. Pewnie skomentuję jutro, albo w środę jak nie wyrobię się z nauką...;)
      Pozdrawiam :p
      N.

      Usuń
  2. Ja się bardzo stęskniłam za Twoim opowiadaniem! Nowy odcinek zaskoczył mnie w pociągu i umilił mi podróż :)
    Rozdział mi się bardzo podobał. Te drobne gesty i ten ratunek pod koniec... Idealnie. Podoba mi się, że Draco jest taki jak być powinien: uszczypliwy i oziębły, jednak okazuje w bardzo subtelny sposób jakieś pozytywne emocje i uczucia. I reakcja Blaise'a... Świetny przyjaciel, który chce wspierać Malfoy'a. Brawo!
    Bardzo się cieszę, że wróciłaś i mam nadzieję, że następny odcinek będzie nieco szybciej :) Życzę dużo weny i chęci do tworzenia, bo Twoje opowiadanie czyta się z przyjemnością :)
    Pozdrawiam! :)

    We make our own sense...
    They didn't want to get older

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem. Rozdział jest wspaniały! Według mnie wszystkiego było w sam raz :DD Miona i Draco nie spotkali się tak żeby wszystko sobie wytłumaczyć, tylko mieli takie ciche dni... Milczenie, sekretne spojrzenia i te liściki! Uśmiechałam się do laptopa jak głupia jak to czytałam. Malfoy martwi się o Hermi i było to czuć. Konfrontacja przed Wielką Salą, potem sumy i na koniec cudowny ratunek. Aż mnie dreszcze przeszły gdy czytałam o tym jak Pansy złapała Mione w pułapkę. Fajnie, że Malfoy mimo wszystko postanowił ją ochronić... Dominic... Co on jeszcze planuje? :(
    Czekam na nową część i całuję! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow
    Wow
    Wow
    Rozdział jest po prostu... Wow!
    Uwielbiam cię i bardzo tęskniłam :(
    Wiesz, że twoja historia jest pierwszą, którą przeczytałam po naprawdę długiej przerwie i nie mogłam znaleźć lepszego sposobu na powrót niż ten blog.
    Mam nadzieję, że relacja Hermiony i Draco nie ulegnie jeszcze większemu pogorszeniu.
    Harry chyba się zaczyna domyślać.
    Pansy ty suko...
    Zabini tutaj jest idealny. Nie za zabawny i nie za poważny. Taki sarkastyczny i ironiczny w stosunku do życia.
    Co ten Dominic?
    Bardzo się boję o bohaterów...
    Czekam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj,
    Przeczytałam Twoje rozdziały od początku i chciałabym Cię pochwalić za duże pozytywne emocje, jakie u mnie wywołałaś. Bardzo mi się podobało. Nie wiem, jak ty to robisz, że tworzysz tak długie rozdziały, które jednocześnie wcale czytelnika nie nudzą, a wręcz przeciwnie sprawiają, że chce się czytać jeszcze i jeszcze. Akcja jest świetnie zbudowana, a dialogi dobrze opisane. Czytając jednym tchem, oderwałam się od rzeczywistości. Dzięki tobie przeniosłam się do innego świata. Dziękuję! Cieszę się, że tutaj trafiłam. Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam ciepło i zapraszam do mnie.
    www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć! Bardzo się cieszę, że dodałaś rozdział. Od paru miesięcy nie czytałam żadnego bloga o dramione. Twój jest na mojej liście ulubionych i na prawdę czekałam, co stanie się po ,,ciszy", dlatego biorę się za czytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz dopiero czuję,że brakowało mi tej opowieści! Jestem wzruszona końcówką. Ze względu na zachowanie Draco bo pokazał,że nie da skrzywdzić Hermiony nawet gdy obserwują go inni. Przez to, że Hermiona została tak okrutnie potraktowana. Wiedziałam, że kiedyś to się stanie, ale Pansy mogła załatwić to trochę inaczej. Postawa Zabiniego...Nie występował w tej części zbyt często, ale pokazał,że można na niego liczyć. Nie czuł się oszukany, ruszył za Malfoyem...Szkoda, że Draco dał odejść Hermionie z Harrym i Ronem. Mam nadzieję, że nic się jej nie stanie. Myślałam, że Pansy będzie zdolna do tego żeby rzucić jakieś zakazane zaklęcie, mogło być więc gorzej...Moment w, którym Hermiona latała w powietrzu unoszona przez czar był świetnie opisany jak i bolesny :( Jest mi jej bardzo żal, ale Draco wszystkim się zajmie. O ile da radę się obronić przed Ślizgonami. W poprzednich rozdziałach było czule i delikatnie,a teraz przez cały czas panowała napięta atmosfera między naszą dwójką. Draco jak napisałaś był na wyciągnięcie ręki ale za to niedostępny. Może i się mógł się spotkać długo z Granger, ale i tak o niej myślał i się na nią patrzył. Pisanie listów...Kochane!:) uśmiałam się jak nie wiem. Ta kpina, ironia i...miłość? Ahhh. Uwielbiam tego Draco choć to jego wywyższanie się nie jest na miejscu, ale pasuje do niego. Opis ucieczki Freda i George'a idealny wręcz. Wstawka z sumami także interesująca! :D Dominic ma jakiś plan. Skąd był taki pewien o ich relacjach? Tak poza tym, wtedy gdy Draco kazał mu iść i pomóc Filchowi oczyścić chyba piętro był zabawny!:D
      Co to będzie, co to będzie?? Życzę ci dużo siły do pisania.
      ~C.E

      Usuń
  7. Jejku jak ja się stęskniłam za tym opowiadaniem! Bardzo się cieszę, że wreszcie jest nowy rozdział i to taki długi. Jak zwykle czytało się go świetnie. Zawsze, gdy czytam tego bloga, czuję się jakbym była Hermioną. Wszystko przeżywam razem z nią. Jestem pod wrażeniem jak dobrze potrafisz przedstawić charakter bohaterów - zupełnie jak w książce.
    W tym rozdziale dużo się działo. Rozwój wydarzeń mnie trochę zaskoczył. Nie rozumiem działania Dominica, jest w nim coś dziwnego. Uhh, jak ja nie lubię tej Pansy.. W momencie, gdy Hermiona została otoczona przed Ślizgonów cały czas myślałam, kiedy zjawi się Draco, a byłam pewna, że się zjawi. Zastanawiałam się jednak jak on to rozwiąże, nie mógł jej przecież tam zostawić, a cała sytuacja zagrażała jego pozycji wśród Ślizgonów. Wybrał Mionę, w zasadzie bez zastanowienia, z czego bardzo się cieszę ^^ Jestem też pełna podziwu dla postawy Blaise'a, zachował się jak prawdziwy przyjaciel, nie pytał, tylko wspierał. Myślę, że wspólnie mogą znaleźć jakieś rozwiązanie tej trudnej sytuacji.
    Co do naszej dwójki.. Mają przed sobą trudny czas. Jestem jednak pewna, że go przetrwają.
    Strasznie mnie zaciekawiłaś zakończeniem rozdziału: "Myślał, że nie może być już gorzej, ale nie przypuszczał co się jeszcze dzisiaj stanie.". Mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać i szybko poznamy dalsze losy bohaterów.

    Twoja wierna czytelniczka,
    Obliviate ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawiadamiam tylko, że zaczynam czytać i jestem bardzo podekscytowana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że rozdział jest godny uwagi. Wybacz, że komentuję dopiero tak późno, ale tekst ma imponujący rozmiar, i szczerze mówiąc wolę czytać wolno niż pochłaniać wszystko bez zastanowienia. Ile miałam tutaj refleksji! Brakowało mi opisów w pewnych momentach, głównie z perspektywy Draco. Lub inaczej ujmując ciekawi mnie jak reaguje nasz Ślizgon na te wyżej opisane sytuacje. Może postarałabyś się pisać bardziej z jego punktu? Masz talent do przedstawiania jego postaci i świetnie ujmujesz jego myśli, więc dla czytelników było by jeszcze ciekawiej. To taka moja propozycja :)
      Przed chwilą rozkoszowałam się ostatnimi zdaniami tekstu i ulżyło mi. Bałam się, że Hermionie stanie się coś poważnego. Dobrze, że Parkinson nie strzeliło do głowy, żeby wykorzystać jakieś paskudne klątwy...I ulżyło mi, gdyż zjawił się Malfoy. Bohater czy rycerz na białym koniu. Kolana mi zmiękły, gdy postanowił obronić Hermionę! Wcześniej miałam mieszane myśli: czy postawi na szali swoją reputację? Zrobił to! I to jest piękne i wzruszające. Jego uczucie musi być już dojrzałe. Osobiście wolałabym gdyby Malfoy zajął się Hermioną, ale Harry i Ron wreszcie przybyli. Wybacz, że skupiam się wyłącznie na końcowej akcji. Rozdział jest świetną całością.Elementy akcji nieźle ze sobą współgrają i czyta się bardzo miło. Podkreślałaś więź naszych zakochańców czym się dało: drobne gesty, spojrzenia, uśmiechy, a nawet liściki! Nie spotkali się ani razu, za to wyraźnie wyczuwa się chemię!Pozwól, że zacytuję mój ulubiony fragment :D
      ''Do jej nozdrzy doszła woń wody kolońskiej, a potem poczuła niby przypadkowe muśnięcie jej dłoni. Czas jakby na moment stanął w miejscu. Reakcja na jego rozgrzany dotyk była deprymująca – poczuła jak jej ciało się rozpala, jak elektryczność między nimi przepływa pobudzając każdy nerw.''
      I jak tu się nie zakochać? Co planujesz dalej?:D Życzę weny i dużo siły w nauce!
      Lily.

      Usuń
  9. Jak zawsze świetny rozdział! Emocjonalny i wzruszający.
    Twoja An :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Waaaa, Nela ale nam emocje zgotowałaś! Nie mogę się teraz rozpisać, ale czytałam wszystko z takim napięciem. Jak pierwszy raz pojawił się Draco i uchronił Hermionę przed upadkiem aż podskoczyłam na krześle😍😍😃 Dobra robota. Nie gadali dużo ze sobą, ale było czuć na odległość tą ich chemię. Hermiona miała rację, wtedy przed Wielką salą: Draco nigdy by z niej nie szydził co udowodnił potem. Zachował się jak facet z jajami. Mam nadzieję, że Parkinson z rozpaczy coś sobie zrobi 😂 Nie wiem jak mogła być taka podła względem Hermi, a no tak wiem: przecież to głupia Ślizgonka. Ajć, szkoda mi McGonagall i ogólnie Hagrida. Miło było sobie przypomnieć o sumach, pobyć trochę z Harry'm i Ronem. Trochę brakuje mi Ginny. Co się z nią tam dzieje? Może planujesz jakąś akcję z Zabinim? Co ogólnie to ostatnie zdanie miało znaczyć?! Taki koniec? A co dalej?:( Pisz! :D bym zapomniała, jak dla mnie ta dwójka może cały czas wysyłać sobie listy, to bardzo pomysłowe i urocze :)
    Weny
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i sądzę, że Dominic zniknie z tej historii i nie namiesza nam już więcej...xD

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział jak zwykle super!!! zwykle jak czytam jakąś nudną książkę to myślę kiedy koniec, a tu myślałam o tym, żeby tylko za kilka linijek NIE nastąpił koniec. Fajnie, wreszcie przełamanie, wszyscy się dowiedzieli o relacji naszej dwójki. Bardzo się ucieszyłam postawą Zabiniego. Jest sarkastyczny i złośliwy, ale jest też prawdziwym przyjacielem. Pansy nigdy nie lubiłam. Czułam tą napiętą atmosferę sumów. Dobrze, że Draco nie przestał docinać Hermionie, bo dzięki temu ich relacja nabiera charakteru. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Ciekawa jestem jak teraz będą wyglądały spotkania i relacje D. i H. .Nie przestawaj pisać, robisz to świetnie. Sprawiasz, że wręcz czuję emocje bohaterów. Tylko tak dalej. Życzę weny!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem jak mogłam to przegapić! Zabieram się za rozdział:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz sobie coś zrobię! Pisałam długi komentarz a tu nagle...błąd...No ale trudno. Rozdział był długaśny, tym lepiej dla mnie :DD Czytało mi sie lekko i przyjemnie. Emocje mną zawładnęły jak zawsze. Miło jest wracać do tego bloga, tej historii, która trwa chyba z dwa lata. Podoba mi się, że nie zmieniasz bohaterów, ich charakterów. Żyją własnym życiem. Podobała mi się postawa Pottera. Jest dobrym przyjacielem, z tego co pisałaś wcześniej jest typem obserwatora i jestem przekonana, że on już wszystko od dawna wie o związku H I D :) Po prostu milczy, tak mi się wydaje. Zauważył przecież jak Hermiona się wpatrywała w Draco. Szkoda, że Pansy też to zauważyła .-. Z kolei Dominic...Ciekawie ubrarwiłaś jego postać. Wyszło na jaw, że nie jest do końca taki niewinny i cichy. Ba! To przyszły śmierciożerca, więc musi mieć ten obłęd w oczach. Miałam ciary jak czytałam fragment o nim. Relacja Draco i Hermiony rozkwita. Czy teraz każdy się domyśli co między nimi jest? NIE TRZYMAJ NAS W NAPIĘCIU i dodaj nowy rozdział.:))
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. + Blaise, dobrze, że Draco ma takiego dobrego kupla :D

      Usuń
  14. Mocny rozdział! Gdy czytam o Hermionie i Draco jako o parze to mam motyle w brzuchu! *-*
    Tak właśnie wszystko powinno przebiegać :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Nela <3 Czytam i czytam...Jestem oczarowana!

    OdpowiedzUsuń
  16. wow, w końcu doczekałam się nowego rozdziału, który bardzo przypadł mi do gustu:)
    Przez chwilę miałam wrażenie, jakbym czytała ponownie piątą część , z tym wyjątkiem, że raz po raz pojawiały się sceny dramione, które były tak delikatne i proste, że aż błagałam o więcej.
    Rozdział przede wszystkim długi i pełny dobrej akcji. Ach ci Ślizgoni, oni zawsze muszą mieszać się w nieswoje sprawy i sprawiać Hermionie niepotrzebny stres. No ale z drugiej strony to dobrze, bo w końcu Draco stanął w jej obronie na oczach wszystkich. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle i szczerze powiedziawszy boję się, jak rozwiniesz dalszą akcję. Czy dalej będą chować się po kątach, bojąc się ujawnić światu, czy jedno z nich uzna, że to nie ma sensu?
    Bardzo przyjemnie czyta mi się każdy twój rozdział Nela, nawet jak tak długo na niego czekam. Nie martw się, jeżeli pisanie przychodzi Ci z trudem. Chyba każdy pisarz/bloger przechodził przez taką fazę. Musisz po prostu sama wiedzieć, czy dalej przynosi Ci to radość :)
    Czekam cierpliwie na następny rozdział, a w razie gdybyś potrzebowała jakiegoś oderwania od swojej historii to zapraszam do mnie, kilka dni temu , pojawił się nowy rozdział, bardzo cieszyłabym się, gdybyś wyraziła swoje zdanie, aczkolwiek nie poganiam i nie zmuszam :)
    Pozdrawiam i całuję :)
    http://slodki-listopad-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Czemu nie zauważyłam, że dodałaś nowy rozdział (już dość dawno? O.O). Postaram się go jak najszybciej nadrobić. Postaram się skomentować najpóźniej do jutra!

    A u mnie pojawił się nowy rozdział :)
    http://hogwart-oczami-kate.blogspot.com/2016/03/24.html
    /

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie śpiesz się. :)
      Ojej, już nie mogę się doczekać, ale przeczytam Twój rozdział dopiero jutro, bo jak na razie mam masę nauki na jutro...;(
      Pozdrawiam,
      N.

      Usuń
    2. Droga Nelu,
      A więc jestem! Mocno spóźniona, jak zwykle, ale jednak :)

      Irytuje mnie ta różowa landryna! (a kogo nie?) Nienawidzę Umbridge, nie znam ani jednej osoby, która lubi tą postać. Ratunek Draco przed smokiem był naprawdę… ach :D Weasleyowie jak zwykle rządzą! Ich nieziemskie poczucie humoru i styl bycia w twoim opowiadaniu (jak i u Rowling) jest nieziemski!

      Irytek zastępuje Freda i Georgea, hahaha :D W sumie chciałabym się przekonać naprawdę jaki jest poltergeist, może nie na własnej skórze, ale zobaczyć go w akcji byłoby ciekawie! Faktycznie, Harry (chciałam napisać James X’D) dał wiele możliwości bliźniakom, ale gdyby nie on to mieliby oni naprawdę przekichane, chyba nikt nie chciałby być wychłostany.

      I kolejna akcja Gryfoni-Ślizgoni. Nie rozumiem po co są te wszystkie kłótnie, wiem, że oba domy są sobie wrogie, ale mogłyby się przynajmniej ignorować, a nie… Też dawno nie słyszałam tego słowa „szlama”. Wiem, jak poczuła się wtedy Hermiona, w końcu odzwyczaiła się od docinek i przezwisk…

      Rozmowa Pansy z Dominickiem była bardzo interesująca. Owney jest szalony, jednak chcę wiedzieć jakie ma zamiary wobec Hermiony. Na pewno nie za dobre. Poza tym mógł nie mówić niczego Parkinson, w końcu wszyscy wiedzą jak Ślizgonka zareaguje na wieść, że Draco interesuje się HERMIONĄ.

      No i nadeszły SUMy. Cieszę się, że Hermiona u ciebie nie straciła swojego przejmowania się nauką. To w końcu jej główna cecha charakterystyczna! Draco martwi się o Hermione (yesss!). Też miałam odczucie, że Malfoy nie zwracał większej uwagi na Granger, ale cieszę się, że jest inaczej!

      No i kolejny powód, dlaczego nienawidzę Umbridge! Napaść na biednego Hagrida! I w dodatku McGonagall nieźle ucierpiała (pamiętam, jak czytałam Zakon Feniksa i była akurat ta scena ough!). Jednak nauczycielka transmutacji jest silna, cieszę się, że nic poważnego jej się nie stało!

      I kolejna scena niesprawiedliwości! Jak można napaść na osobę bez różdżki w 5 osób! To niesprawiedliwe i po prostu tchórzliwe zachowanie – jak to określiła Hermiona. Dobrze, że te Krukonki akurat przechodziły obok, bo nie wiadomo co rozwścieczona Parkinson mogłaby zrobić Hermionie!

      Dobrze też, że Krukonki poinformowały o całym zajściu Dracona! Malfoy od razu ruszył na ratunek i cała jego sympatia do Gryfonki się wydała. Ale dobrze, przynajmniej podejrzenia wielu osób się potwierdziły.

      Uwielbiam twoje opowiadanie, nie jest ani przesłodzone, ani za bardzo wątłe. Cieszę się, że wróciłaś po tak długiej przerwie! Życzę weny i czasu na dalsze rozdziały!

      Pozdrawiam,
      ~V

      Usuń